Nie ja tu jestem najważniejszy. Tylko sprzątam, przygotowuję teren. Idę przed Jezusem do miejsc, gdzie On sam niebawem zamierza pójść. To nie moje rozważanie porusza ludzi. (Marcin Jakimowicz, "Pełne zanurzenie")

środa, 6 stycznia 2016

niedowiarstwomoje.pl


Przychodzi taki moment, kiedy pewne rzeczy trzeba zmienić - i dla mnie on właśnie nadszedł. Decyzja była trudna, pisałem tutaj przeszło 5 lat. Ale trzeba i chcę się rozwijać, a przy tym uniezależnić. 

To ostatni wpis na blogu pod tym adresem - od dzisiaj zapraszam na  niedowiarstwomoje.pl - własny serwer i domena, dla odmiany WordPress a nie Blogspot. 

Blog pozostaje, nie będę go kasował. Pozwoliłem sobie wysłać wiadomości o zmianie adresu do wszystkich osób obserwujących tego bloga.

Bardzo zachęcam do odwiedzania i czytania mnie w nowym miejscu!

Dziękuję pięknie wszystkim, którzy tutaj zaglądali, czytali i (sporadycznie) komentowali. Pamiętam o wszystkich w modlitwie :)

poniedziałek, 4 stycznia 2016

Wystarczy się Nim podzielić

Jan Chrzciciel stał wraz z dwoma swoimi uczniami i gdy zobaczył przechodzącego Jezusa, rzekł: Oto Baranek Boży. Dwaj uczniowie usłyszeli, jak mówił, i poszli za Jezusem. Jezus zaś odwróciwszy się i ujrzawszy, że oni idą za Nim, rzekł do nich: Czego szukacie? Oni powiedzieli do Niego: Rabbi! - to znaczy: Nauczycielu - gdzie mieszkasz? Odpowiedział im: Chodźcie, a zobaczycie. Poszli więc i zobaczyli, gdzie mieszka, i tego dnia pozostali u Niego. Było to około godziny dziesiątej. Jednym z dwóch, którzy to usłyszeli od Jana i poszli za Nim, był Andrzej, brat Szymona Piotra. Ten spotkał najpierw swego brata i rzekł do niego: Znaleźliśmy Mesjasza - to znaczy: Chrystusa. I przyprowadził go do Jezusa. A Jezus wejrzawszy na niego rzekł: Ty jesteś Szymon, syn Jana, ty będziesz nazywał się Kefas - to znaczy: Piotr. (J 1,35-42)
Myślę, że każdy z nas w pewnym momencie życia uświadamia sobie, że chciałby spotkać Boga - jako Tego, który jest sednem, odpowiedzią na wszystkie moje pragnienia, tęsknoty i potrzeby. 

Czasami dramat sytuacji polega na tym, że właśnie nie ma kto mi Boga pokazać. Że jestem tak bardzo zacietrzewiony, zawzięty, wściekły na Pana, na siebie, właściwie to na wszystkich i na wszystko, że... No właśnie. Zamykam się w takiej bezmyślnej spirali, nakręcając się coraz bardziej, obwiniając wszystko naokoło (oczywiście, poza sobą...) za moje niepowodzenia, porażki, niewłaściwe decyzje, a przede wszystkim ich konsekwencje. 

Jakie szczęście miał Piotr. Bo miał przy sobie Andrzeja, i to właśnie jego brat pokazał Mu Jezusa. Z kolei Andrzejowi - jak pokazuje ten obrazek - na Baranka Bożego wskazał nie kto inny, tylko Jan Chrzciciel. Działamy jak połączone naczynia i prawdą jest, że nikt nie jest samotną wyspą (John Donne). Wpływamy na siebie, dochodzi pomiędzy nami do interakcji. Pięknie, gdy sobie pomagamy i prowadzimy we właściwym kierunku - jak Jan Andrzej, a potem Andrzej Piotra. Gorzej, kiedy jeden niepoukładany człowiek zwodzi drugiego; jak to powie w innym miejscu ewangelista: jeśli ślepy ślepego prowadzi, obaj w dół wpadną (Mt 15, 14b), i w dużym uproszczeniu tak to właśnie się kończy. 

Czasami to jest człowiek, czasami jakieś zdarzenie, bodziec, coś czego nie utożsamiamy może z nikim konkretnym. Dostajemy "na twarz" taki mocny i czytelny znak - właśnie tutaj i na ciebie działa Bóg. Przechodzi obok. Ogarnij się!

Kiedyś zastanawiałem się: o co chodzi z tym pytaniem Jezusa, gdzie mieszka? Człowiek wyraża zaciekawienie, zainteresowanie - bo Bóg przyciąga. Oczywiście, odpowiada i zachęca - chodź, sam zobacz. Ale sam - w sensie, wykonaj wysiłek, poświęć czas, zobacz sam. W tym obrazku po prostu poszli za Jezusem i spędzili z Nim dzień - ale nie zawsze musi być i będzie tak łatwo. Czasami ta droga, jaką człowiek musi odbyć, aby znaleźć Boga, będzie dłuższa, i będzie wymagała cierpliwości, uporu, konsekwencji. 

Ale warto. Dlaczego? Pewnie Andrzej nawet nie zauważył, ale od razu, może bezwiednie, sam zaczął przyciągać ludzi do Boga. Zaprowadził do niego Piotra - tego, który miał stać się Skałą. Pomyśl, kim ty sam możesz stać się dzięki Bogu i w Bogu. Wystarczy się Nim podzielić. 

sobota, 2 stycznia 2016

Pierwsi apostołowie pastuszkowie

Pasterze pośpiesznie udali się do Betlejem i znaleźli Maryję, Józefa i Niemowlę, leżące w żłobie. Gdy Je ujrzeli, opowiedzieli o tym, co im zostało objawione o tym Dziecięciu. A wszyscy, którzy to słyszeli, dziwili się temu, co im pasterze opowiadali. Lecz Maryja zachowywała wszystkie te sprawy i rozważała je w swoim sercu. A pasterze wrócili, wielbiąc i wysławiając Boga za wszystko, co słyszeli i widzieli, jak im to było powiedziane. Gdy nadszedł dzień ósmy i należało obrzezać Dziecię, nadano Mu imię Jezus, którym Je nazwał anioł, zanim się poczęło w łonie Matki. (Łk 2,16-21)
Wiele osób - poza tym, jak konfrontują się z rzeczywistą "zawartością" szopki - w ogóle nie pamięta o nich, że tacy tam byli. Pasterze. W sumie, właściwie kto? Byle kto. Pospólstwo. Prości i pewnie nie bardzo majętni, nikt z kim trzeba by się było liczyć. Ot, napatoczyli się... 

Dokładnie właśnie tak. Może i byli tam przypadkowo - po prostu, jak co wieczór i co noc, mieli pieczę nad własnymi albo powierzonymi im stadami owiec. Czyli zarywali noc, żeby jakiś wilk czy inny drapieżnik nie zeżarł im nic z inwentarza. Czy jednak? Dla nas przypadkiem jest najczęściej to, co nie pasuje do puzzli moich stereotypów, sposobu postrzegania świata i ludzi. U Boga nie ma przypadków. On ich tam przyprowadził, do betlejemskiej stajenki, bo tak właśnie chciał i bo wiedział, że oni w prostocie swoich serc zrozumieją, Kogo widzą w żłobie

Nie będą kalkulować i się zastanawiać, jak Herod, czy Go zabić czy może coś innego się opłaca. Zrobią to, co człowieka czyni najbardziej wymownym wobec rzeczywistości Boga, nawet tak niesamowicie różnej od naszych wyobrażeń, bo w postaci noworodka: uklękną, oddadzą pokłon. Przyjmą to całe wydarzenie, którego byli - poza zwierzętami - pierwszymi świadkami z właściwą im prostotą, opowiedzą to dalej, mimo zdziwienia czy niedowierzania słuchaczy. Uwielbią Boga, tę Maleńką Miłość, tak naprawdę stając się pierwszymi, którzy tego małego Człowieka będą głosili innym - co my kontynuujemy dzisiaj 2000 z hakiem lat później. To wszystko, całe życie Jezusa, Jego misja, głoszenie, uzdrawianie, aż po krzyż i zmartwychwstanie - to wzięło początek właśnie stamtąd, kiedy grupka pasterzy zbiegła się przy szopce. 

Choć to może dziwnie zabrzmieć, w pewnym sensie Kościół ma swój początek właśnie między tamtymi pasterzami, którzy pierwsi głosili Mesjasza narodzonego z Maryi, na wiele lat przed Janem Chrzcicielem (miał pewnie wtedy jakieś... pół roku?). 

To jest zarazem bardzo prosty, ale i bardzo dobry pomysł na ten nowy rok. Po prostu w Boga się zasłuchać, iść we wskazanym kierunku, przyjąć od Niego to, do czego On prowadzi, a potem opowiedzieć o tym dalej innym, uwielbiając Go za wszystko, co On daje. Pasterze pewnie niewiele rozumieli, dokąd zmierzali i gdzie byli nocą prowadzeni - ale gdy już znaleźli Świętą Rodzinę, to ten fakt napełnił ich wielką radością i wdzięcznością Bogu. 

Pozwólmy i my się Mu, z taką samą pokorą i zaufaniem, po prostu poprowadzić przez ten nowy rok.