Nie ja tu jestem najważniejszy. Tylko sprzątam, przygotowuję teren. Idę przed Jezusem do miejsc, gdzie On sam niebawem zamierza pójść. To nie moje rozważanie porusza ludzi. (Marcin Jakimowicz, "Pełne zanurzenie")

czwartek, 23 grudnia 2010

Pozwólmy się Bogu poznać i doświadczyć!

Narodził się Bóg, narodził się Król,
ku Niemu sny i marzenia płyną


Już jutro, jak co roku, w gronie najbliższych, tych których kochamy, będziemy łamać się opłatkiem, składać sobie życzenia, z nadzieją, ufnością i optymizmem patrząc w przyszłość, w to wszystko co czeka nas i w te święta, i w nowym 2011 roku.

Może dla niektórych te święta to przykry obowiązek albo wręcz męcząca monotonia. Właśnie im - ale i każdemu z nas, sobie samemu również - życzymy dobrego i owocnego przeżycia tego czasu. Żeby to nie był kolejny długi weekend (w tym roku i tak dość krótki) w całości zmarnowany na (choć raz w roku usprawiedliwione) obżarstwo, symbiozę z telewizorem czy komputerem, czy coś równie bezproduktywnego. Żeby to nie były święta spędzone tak, jak na - smutnym, ale prawdziwym - obrazku z poprzedniej notki, jak to dla wielu wyglądał Adwent, czas rzekomo przygotowania na te święta.

Bóg przychodzi do każdego z nas, czy nam się to podoba, czy nie; czy w Niego wierzymy, czy nie. Tylko od nas zależy, co z tym zrobimy. Możemy skończyć na zrobieniu z własnego domu po prostu szopki, poprzez przesadne przygotowania zewnętrzne, stworzenie czegoś bliżej nieokreślonego nazywanego klimatem świąt - jednocześnie będąc zupełnie nieprzygotowanym wewnętrznie (wersja pt. opakowanie ładne, a w środku pusto; piękna forma, zero treści). A możemy przygotować w domu to, co konieczne (z umiarem), nie zapominając i przygotowując z równym wysiłkiem siebie samych - swoje serca, to co najważniejsze; wtedy unikniemy właśnie robienia z siebie szopki, a sama szopka - ta betlejemska - będzie tylko naprawdę radosnym celem, do którego w tych dniach fizycznie, do kościołów, i duchowo, w sercu, będziemy zmierzać; nie dlatego, że trzeba, wypada - ale dlatego, że chcemy.

Im bardziej poznajemy i doświadczamy siebie samych, tym bardziej mamy szansę poznać i doświadczyć Boga. On przychodzi do nas w tych dniach w najbardziej prostej, ufnej a zarazem bezbronnej postaci - małego dziecka, które nie wie, co to zło, które potrafi tylko z uśmiechem wyciągać ręce do człowieka. Tak, zaufanie Mu nie oznacza rozwiązania z dnia na dzień wszystkich problemów - ale On sam daje każdemu z nas nadzieję, z której płynie siła i inspiracja do stawiania czoła temu, co trudne, bolesne i czasami bardzo ciężkie. Bóg jest zawsze z nami, nikogo z nas na krok nie odstępuje - i to czasami my sami po prostu w Niego nie wierzymy albo nie chcemy Go zauważyć. Bo zamiast zaufać, współdziałać z Nim, rozmawiać a czasami i kłócić - wolimy po prostu wszystkie sukcesy przypisać sobie, a na Niego zwalić winę za całe zło wokół nas.

Pozwólmy się Bogu poznać i chciejmy poznać także Jego. Żeby nasza wiara i modlitwa nie była pustym recytowaniem czy oddawaniem czci obrazkom, posążkom czy innym podobiznom - ale jedynemu prawdziwemu Bogu, którego Syn przychodzi na świat, i chce wejść w życie każdego z nas, aby uczynić je i nas samych lepszymi, szczęśliwymi, spełnionymi i pełnymi nadziei. On zna nasze myśli, pragnienia i porywy serc - wystarczy tylko nie zamykać tego przed Nim, nie chcieć za wszelką cenę być panem samego siebie, a zaufać Mu i zapragnąć, aby On nas poprowadził, wskazał drogę.

Życzymy Wam świąt naprawdę autentycznej radości, która promieniować będzie nie tylko przez te kilka dni, ale na cały nadchodzący rok. Życzymy Bożego błogosławieństwa i Jego opieki dla Was i dla Waszych najbliższych, tych których kochacie, rodzin, dzieci. Życzymy prawdziwego pokoju serca, który nie tylko zagości na chwilę, ale stanie się trwałym fundamentem. Otwórzcie się przed Nim, nie bójcie i nie wstydźcie się pokazać mu samych siebie - z tym, co dobre i piękne, ale i ze wszystkim, co wymaga zmiany, boli, stanowi problem. On nas kocha nie jako wyidealizowane obrazki - ale takich, jacy jesteśmy naprawdę: prości, niekonsekwentni i słabi, z bagażem różnych doświadczeń.

Żeby Bóg, który do nas przychodzi w wigilijną noc, nie tylko narodził się gdzieś tam, obok, w stajence, w bliżej nieokreślonym miejscu - ale w naszym, Waszym sercu. I żeby świadomość Jego narodzenia, Jego miłości do nas coś w nas zmieniła. Choć trochę.

Poprzez ciszy mgłę z dala słychać śpiew,
Dziś wszystkim z nas Bóg narodzi się.

Tego życzę z serca Wam z moją rodzinką :)

Może piosenka poniżej nie jest to szczyt umiejętności wokalnych (w końcu śpiewają dziennikarze), ale piękne słowa i fajne przesłanie - Kolęda dla zmęczonych Roberta Kasprzyckiego i redakcji Tygodnika Powszechnego (tekst tutaj, ale nie daje się skopiować).

Najlepszego!

7 komentarzy:

  1. ,,Gdyby każda noc w naszym życiu mogła być jak noc Bożego Narodzenia, rozjaśniona światłem wewnętrznym..."
    [brat Roger z Taize]
    Pozdrawiam świątecznie!!! :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobrych Świąt, Palabro! Radości spotkania!

    OdpowiedzUsuń
  3. super ta .. kolęda! dzięki..

    OdpowiedzUsuń
  4. nie moge komentować z afro :-/ więc ... żabusia moje drugie JA :-D pozdrawiam..

    OdpowiedzUsuń
  5. Masz u mnie zakładkę. To oczywiście żadna nobilitacja ani nawet wyróżnienie.Po prostu, dołączyła się do grona czytaczy czuża dusza. Czuża dusza, tiemnyj les - jak mawiają Rosjanie.
    Piszę ten "komentarz", a nawet nie zapoznałem się, nawet pobieżnie z Twoim blogiem. Piszę, bo Twój ostatni post, ma duszę. Trafiłem tu z bloga Siostry Małgorzaty. Pozdrawiam serdecznie Ciebie i Twoją rodzinę. Jan

    OdpowiedzUsuń
  6. Wszystko tu jest takie ładne. Zajrzałem, bo szukałem coś o Andrzeju Madeju, OMI i Google wyrzucił twój adres. Pozdrawiam, będę cię śledził dalej :-)

    OdpowiedzUsuń