Nie ja tu jestem najważniejszy. Tylko sprzątam, przygotowuję teren. Idę przed Jezusem do miejsc, gdzie On sam niebawem zamierza pójść. To nie moje rozważanie porusza ludzi. (Marcin Jakimowicz, "Pełne zanurzenie")

piątek, 4 kwietnia 2014

Stacja 6 - boskie oblicze

Pan Bóg pozostawia nam znaki w najdziwniejszych miejscach i momentach życia. Można raczej w ciemno założyć, że Weronika nie należała do wyznawców Jezusa, nie szła za nim od początku Drogi Krzyżowej. Pewnie po prostu z ciekawości wyszła na ulicę, chcąc zobaczyć sprawcę zamieszania i przyjrzeć się temu, co się tam działo.

Musiało ją przerazić to, co zobaczyła - kogo zobaczyła. Zdobyła się bowiem na gest niewątpliwie ryzykowny, przy tak wielu złorzeczących i ubliżających Mu, a do tego sporej z pewnością grupie żołnierzy rzymskich - przecisnęła się przez tłum i zapragnęła ulżyć skazańcowi. Niewiele miała możliwości, więc chociaż chciała otrzeć pot i krew z Jego twarzy. Nigdy się nie dowiemy, czy ich spojrzenia się spotkały, co Weronice powiedziały oczy Jezusa - czy po prostu dotknęła Jego twarzy. Chusta ta, jeśli wierzyć tradycji, do dzisiaj spoczywa we włoskim Manopello, jako uzupełnienie turyńskiego całunu - z widocznym i czytelnym portretem twarzy Zbawiciela, powstałym w niewyjaśniony dotąd sposób. 

Z nami jest podobnie, jak z tym całunem. Wielu próbuje udowadniać, że wiara to bzdura, opium dla mas i sfera dla ludzi niepoważnych, śmiesznych. Wielu stara się za wszelką cenę - u siebie i u innych - wymazać Boży pierwiastek i Jego przesłanie, skierowane do każdego z nas, za które On sam tak cierpiał na krzyżowej drodze. Na szczęście - bezskutecznie. Tak jak ta chusta trwa od przeszło 2000 lat, niezrozumiała a jednak do bólu autentyczna - tak Bóg nie daje się wyrzucić z naszych serc. I całe szczęście. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz