Nie ja tu jestem najważniejszy. Tylko sprzątam, przygotowuję teren. Idę przed Jezusem do miejsc, gdzie On sam niebawem zamierza pójść. To nie moje rozważanie porusza ludzi. (Marcin Jakimowicz, "Pełne zanurzenie")

poniedziałek, 31 marca 2014

Stacja 5 - Przypadkowy Cyrenejczyk

Tak zdaje się go przedstawiać tradycja, jako osobę, aktora krwawego teatru Męki Pańskiej, który sam nie zdawał sobie sprawę, że weźmie w tym wydarzeniu udział. Być może faktycznie tak było - po prostu tamtędy przechodził, wracał do domu z pracy - i na swoje nieszczęście został przez żołnierza rzymskiego przymuszony, aby pomógł Jezusowi. Z litości? Nie, żeby skazaniec nie umarł za wcześniej, bo widowisko by się skończyło. 

Ja nie mam wątpliwości - nie. Trudno więc powiedzieć o jakiejś jego świadomości tego, w czym wziął udział, do czego przyłożył rękę - a przecież dźwigał ciężar razem z Tym, który za 3 dni zbawi także jego samego. Pewnie w jakimś momencie pojawiło się współczucie dla Jezusa, który słaniał się pod ciężarem drzewa na nogach, może nawet zaparcie, aby za wszelką cenę donieść, pomóc Mu, i dotrzeć do końca tej drogi. Ewangelie nie mówią też, co było dalej - został pod krzyżem? odszedł? 

Ale był i Opatrzność dała Szymonowi wyjątkową szansę zrealizowania mini-epizodu w Bożym planie, w boskim zamyśle zbawienia. Odnalazł się w tym momencie i wypełnił swoją misję. A ile razy ja - niby świadomy, znający Ewangelię i prawdę o umiłowaniu przez Boga - w pełni z premedytacją pokazuję Bogu środkowy palec i pomimo kolejnego zaproszenia, idę swoją drogą?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz