Nie ja tu jestem najważniejszy. Tylko sprzątam, przygotowuję teren. Idę przed Jezusem do miejsc, gdzie On sam niebawem zamierza pójść. To nie moje rozważanie porusza ludzi. (Marcin Jakimowicz, "Pełne zanurzenie")

środa, 6 listopada 2013

Zdeterminowany Zacheusz

Jezus wszedł do Jerycha i przechodził przez miasto. A był tam pewien człowiek, imieniem Zacheusz, zwierzchnik celników i bardzo bogaty. Chciał on koniecznie zobaczyć Jezusa, kto to jest, ale nie mógł z powodu tłumu, gdyż był niskiego wzrostu. Pobiegł więc naprzód i wspiął się na sykomorę, aby móc Go ujrzeć, tamtędy bowiem miał przechodzić. Gdy Jezus przyszedł na to miejsce, spojrzał w górę i rzekł do niego: Zacheuszu, zejdź prędko, albowiem dziś muszę się zatrzymać w twoim domu. Zeszedł więc z pośpiechem i przyjął Go rozradowany. A wszyscy, widząc to, szemrali: Do grzesznika poszedł w gościnę. Lecz Zacheusz stanął i rzekł do Pana: Panie, oto połowę mego majątku daję ubogim, a jeśli kogo w czym skrzywdziłem, zwracam poczwórnie. Na to Jezus rzekł do niego: Dziś zbawienie stało się udziałem tego domu, gdyż i on jest synem Abrahama. Albowiem Syn Człowieczy przyszedł szukać i zbawić to, co zginęło. (Łk 19,1-10)
Najpierw kontekst historyczny - celników nie znoszono, bo stanowili uosobienie znienawidzonej rzymskiej władzy okupacyjnej. Rzym nie zajął Jerozolimy hobbystycznie, odnosił z tego tytułu konkretne korzyści - nakładając na mieszkańców podbitych terenów podatki i obowiązki płacenia na jego rzecz danin. 

Pytanie podstawowe - czemu Jezus wybrał i wypatrzył właśnie Zacheusza? Jest takie przysłowie - w relacji Bóg-człowiek to Bóg zrobi 99 kroków do człowieka, ale pod warunkiem że człowiek uczyni ten jeden, symboliczny, pierwszy krok. Wykaże inicjatywę, pokaże że mu zależy. To właśnie zrobił Zacheusz. O ile samo to, że wlazł na drzewo nie musiało być tak dziwne, jeśli wierzyć tłumom jakie miały podążać za Jezusem - o tyle musiało wzbudzić zdziwienie to, kto na drzewo wszedł, urzędnik rzymski. Jezus zaś, poza tym co tak ludzkie i widoczne, widział serce i myśli, pragnienia Zacheusza. 

Bóg odpowiada na nasze potrzeby, o ile tylko są prawdziwe i dotyczą kwestii naprawdę (a nie tylko w moim własnym mniemaniu) ważnych. Oczywiście, jeśli także zadamy sobie trochę trudu i spróbujemy Go posłuchać. Zacheuszu, zejdź prędko, albowiem dziś muszę się zatrzymać w twoim domu. Na pewno Zacheusz był wniebowzięty tym wyróżnieniem - co nie przeszkodziło temu, że ludzie, jak to ludzie, szemrali (podobnie jak przy sytuacji z jawnogrzesznicą, uzdrowieniem w szabat). Tak, jak dzisiaj ludziom nie podoba się, że papież Franciszek nie jeździ limuzyną a fordem focusem, nie nosi czerwonych butów i złotych ozdóbek biskupich, mówi wprost o potrzebie wychodzenia do ludzi, troski o ubogich, aktywnego duszpasterstwa a nie byle jakiego odfajkowywania na zasadzie konfesjonał - msza - biuro parafialne i święty spokój. 

A Zacheusz potrafił docenić to, że Bóg go zauważył, że nie przejął się jego robotą i rolą w społeczeństwie. Był wdzięczny i wyciągnął wnioski. Podjął też bardzo radykalny krok - bo jak inaczej nazwać to, że zamiast po prostu wyrównać spowodowaną szkodę, decyduje się na poczwórne odszkodowanie? Do tego niezwykle miłosierne posunięcie - połowa majątku dla ubogich. Ilu z nas tak naprawdę - nie dla uspokojenia sumienia, ze zbytku - w ogóle wspiera cokolwiek związanego z pomocą ubogim, choćby okazjonalnie, nie mówiąc o systematycznym działaniu? Zacheusz bardzo wiele tego dnia otrzymał - rozumiał, że to zobowiązuje i potrafił, chciał dać także wiele od siebie. 

Bóg nie przychodzi do tych idealnych, wymuskanych, pełnych samozadowolenia i wysokiego mniemania o swojej doskonałości, pobożności. Tacy ludzie Go po prostu nie zauważają, zbyt zapatrzeni w siebie. Bóg zauważa i wypatruje w tłumie takich Zacheuszów - nieszczęśliwych, czasami o mocno pokręconych życiorysach, niewdzięcznych profesjach, mających wiele za uszami - którzy dojrzeli, dorośli do tego, aby zapragnąć zmian, i są gotowi do ich podjęcia. Nie dla pozoru, radykalnie. Zdeterminowanych. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz