Nie ja tu jestem najważniejszy. Tylko sprzątam, przygotowuję teren. Idę przed Jezusem do miejsc, gdzie On sam niebawem zamierza pójść. To nie moje rozważanie porusza ludzi. (Marcin Jakimowicz, "Pełne zanurzenie")

sobota, 5 października 2013

Porzucone sutanny

Ten genialny wywiad czytałem już dość dawno, ale dopiero mam czas o nim napisać. Chodzi o rozmowę dziennikarza TP z biskupem opolskim Andrzejem Czają na temat narastającego zjawiska odejść kapłanów

Biskup Czaja bardzo mądrze mówi o przyczynach zjawiska - rozluźnieniu życia duchowego, osłabienia więzi z Jezusem - co powoduje, że zaczyna w kapłanie przeważać to, co ludzkie, a z  którymi nie potrafi sobie poradzić. Pięknie powiedział, bowiem użył sformułowania, że chyli czoło przed tymi, którzy odeszli z kapłaństwa - bo nie żyją na dwa fronty, bo nie obwiniali za odejście Kościoła i potrafili się przyznać do błędu. Stwierdził również, iż biedni są nie tacy, a księża żyjący podwójnym życiem - tkwi w grzechu, nie podejmuje trudu nawrócenia, i w ten sposób pozostaje z daleka od Boga. Co ciekawe, mowa jest o 6 przypadkach - w dwóch ksiądz odchodził z powodu poczętego dziecka, w 4 pozostałych z powodu miłości do kobiety. Rozmowa jest tym bardziej osobista dla biskupa, że opowiada m.in. o człowieku który go ochrzcił, po czym porzucił kapłaństwo. 

Rozmówca bardzo mi zaimponował, przedstawiając swoje zdanie na temat tego, co sam radził przychodzącym do niego z problemem i wątpliwościami księżom. Gdy poczęto dziecko - powinieneś odejść; na ile mogę, to jako biskup pomogę, ale weź odpowiedzialność za dziecko. Dwa święte dary - kapłaństwo i życie, ale gdy pojawia się dziecko, człowiek winien być odpowiedzialny za nie i za jego matkę. Gdy nie ma dziecka... No właśnie. Nie zostało to powiedziane wprost - jednak z kontekstu wynika, iż poza kobietami (pierwsza opcja) oraz poczęciem dziecka (druga opcja) właściwie inne przyczyny odejść kapłanów się nie zdarzają. W każdym razie w wypadku, gdy danemu księdzu chodzić o kobietę, bp Andrzej radzi przemyśleć wszystko w odosobnieniu. 

Bardzo zdecydowanie też biskup wypowiedział się o przypadkach medialnych odejść - można przypomnieć ks. Tomasza Węcławskiego, o. Stanisława Obirka SI, o. Tadeusza Bartosia SI czy o. Jacka Krzysztofowicza OP (najnowszy przykład, zeszłoroczny, bliski mi w tym sercu, że pracował w okolicy i wiem, że był bardzo szanowany) - które nazwał niedojrzałymi zachowaniami, tylko szkodzącymi. Bardzo pięknie powiedział też o konieczności otwarcia się na tych kapłanów, którzy odeszli, którzy nie mogą stać na bocznym torze Kościoła. Podlegają w pewnych sytuacjach suspensie, owszem, ale po uzyskaniu dyspensy są przecież dopuszczani do małżeństwa - zatem zdaniem biskupa Andrzeja wszelki dystans jest nie na miejscu, skoro uporządkowali swoje sprawy z Kościołem. 

Poruszono także interesujący temat wykorzystania przez Kościół ex-księży. Chyba trafnie biskup stwierdził, że nie powinni nauczać - skoro naruszyli ład i dyscyplinę Kościoła. Mogli by za to być doradcami biskupów, prowadzić ośrodki terapeutyczne i wychowawcze. Trzeba umieć dostrzec - ludzie ze zmysłem Kościoła, a jednocześnie żyjący w rodzinie i znający jej problemy w praktyce. Zwrócił także na punkty opieki paliatywnej - hospicja - gdzie w sytuacji nadzwyczajnej, w braku księdza, osoba taka jest uprawniona do udzielenia rozgrzeszenia (o czym niewiele osób wie). Biskup Andrzej w bardzo mądry sposób uzasadnił potrzebę wykorzystania takich osób - mówiąc, że od momentu uzyskania dyspensy są to osoby niezmiernie wdzięczne Kościołowi, który na nowo ich zaakceptował i daje szansę, którzy w Kościele chcą działać. 

A dla mnie? Cóż, jako osoba blisko znająca wielu duchownych diecezji, znam sporo takich, którzy odeszli. Jednego np. widziałem jakiś czas temu w komunikacji miejskiej - z uśmiechniętą kobietą i dwójką fajnych dzieci. Innych kilku - nie znam - zwróciło moją uwagę, jakby nieco tajniacząc się w autobusie z brewiarzem (dzisiaj jest już w komórce). W sąsiedniej parafii na przestrzeni kilku lat odeszło już 2 księży - bynajmniej nie z powodu jakiejś patologii, proboszcza wariata - po prostu. Co ciekawe, najczęściej są to osoby, które miały pewne wątpliwości już w seminarium - brały urlopy dziekańskie na własną prośbę (jeden już po diakonacie). W tym - niedawno dowiedziałem się, że odszedł kolega, swego czasu trzymaliśmy się razem; miał być nieopodal w parafii - nie dotarł, widzę że nie widnieje już na liście księży diecezjalnych...

Zainteresowanym szerzej tematem polecam książkę ks. Piotra Dzezeja "Porzucone sutanny", momentami drastyczną mocno. Ale prawdziwą. 

Módlmy się - za tych, którzy odeszli, aby potrafili przebaczyć sami sobie i odnaleźć szczęście poza kapłaństwem, a przy tym nie stracić z oczu Boga; ale i za tych, którzy ciągle pozostają dwulicowi, nie mając odwagi na konkretną decyzję, i miotając się pomiędzy kapłaństwem a korzystaniem z przywilejów małżeńskich, o odwagę do wybrania jednej albo drugiej drogi, o łaskę autentyczności a nie odgrywania roli. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz