Nie ja tu jestem najważniejszy. Tylko sprzątam, przygotowuję teren. Idę przed Jezusem do miejsc, gdzie On sam niebawem zamierza pójść. To nie moje rozważanie porusza ludzi. (Marcin Jakimowicz, "Pełne zanurzenie")

środa, 30 listopada 2011

Adwentowy pech

Nie ma to, jak pech. I do tego adwentowy.

W kościele, do którego chodzę na Mszę przed pracą, w drodze do pracy, na czas rorat zlikwidowali tę właśnie jedną jedyną Mszę poranną, o tak pasującej mi porze. Zamiast niej - roraty... półtorej godziny wcześniej. 

Trzeba poszukać czegoś w okolicy. Tutaj było wygodnie, bo po drodze, i - dosłownie - rzut beretem do pracy. W inne miejsce też można pójść, kościołów w powiedzmy okolicy nieco jest, ale będzie dalej = większe spóźnienia do pracy = konieczność siedzenia dłużej. 

Heh.

A może do drzwi puka, sama z siebie, okazja do adwentowego wyrzeczenia?

1 komentarz:

  1. fajny blog a jeszcze lepsza stronka Twoja (chyba i na Adonai zaglądasz:))

    a wiesz - u mnie też adwentowy pech - 1. niedziela adwentu a ja bez mszy zostałam
    no cóż - takie nasze pechy i peszki
    wierzę gorąco, że uda mi się poczłapać do kościółka choć w tą niedzielę
    i zazdroszczę wyboru - jak nie ten to na następnej ulicy następny ... u mnie 3 km a jak się "nie widzi" to 6 km
    Pozdrawiam http://aneta1969.manifo.com/

    OdpowiedzUsuń