Nie ja tu jestem najważniejszy. Tylko sprzątam, przygotowuję teren. Idę przed Jezusem do miejsc, gdzie On sam niebawem zamierza pójść. To nie moje rozważanie porusza ludzi. (Marcin Jakimowicz, "Pełne zanurzenie")

wtorek, 20 sierpnia 2013

Posklejane

Znowu jakby prasówka nieco. Co zrobić, jak tak ciekawie piszą.

Najpierw fragment rozmowy Katarzyny Kubisiowskiej z ks. Janem Kaczkowskim, twórcą puckiego hospicjum, człowiekiem paradoksalnie cierpiącym na bardzo ciężką odmianę nowotworu mózgu, opublikowanej w TP 32/2013. Bardzo ciekawy tekst - o tym, jak podejść do chorego, czego chorzy nie potrzebują, z czym mają największe problemy, jak wyjątkowy i błogosławiony potrafi być ten czas choroby i ile my, zdrowi, możemy się od chorych, szczególnie tych będących już u kresu drogi, dowiedzieć się, zobaczyć w nich Boże oblicze. 

Świadomość jest tak ważna?

Czasami nachylam się nad człowiekiem, mówiąc, że jeśli żałuje za grzechy, to niech uściśnie moją rękę. Dostaję odpowiedź i nie jest ona skurczem mimowolnym. Bywa, że przez ostatnie dni zupełnie nieprzytomny człowiek odzyskuje świadomość tylko po to, aby się wyspowiadać i otrzymać namaszczenie chorych.

Jak to tłumaczę? Metafizycznie; Pan Bóg daje nam ostatnią szansę. Mówi się też o efekcie niezałatwionego problemu – zasadnicza większość z nas na moment przed śmiercią budzi się, aby załatwić sprawę, która go tu trzyma. Dlatego nie trzeba umierających szarpać i płakać: „Mamo nie odchodź!”, tylko bardzo uważnie słuchać, bo matowym głosem wypowiadają nierzadko – pomiędzy zwykłymi poleceniami – ważne słowa.

Co mówią?

„Podaj jabłko, chce mi się pić, nie boję się, żyjcie w zgodzie”. Często moi pacjenci widzą na jawie zmarłych i dziwią się, że my ich nie widzimy. Stykają się dwa światy – ten nasz i ten po drugiej stronie. To my je tylko radykalnie rozdzielamy.

(...) 

Zbawienie i potępienie?

Niezwykły przyrost szczęścia musi dawać moment, kiedy stajemy wobec Boga. A Boga rozumiem jako światło osobowe przenikające nasze sumienie. Wobec tego światła nie potrafimy już kłamać. Jesteśmy do niego pociągani – czujemy wtedy totalną miłość i bliskość, które nas rozwalają. Jeśli zaś odczytujemy siebie jako ciemność, to nie tyle Bóg nas potępia, ile sami chcemy się schować przed rażącym dysonansem między światłem a naszą ciemnością. I uciekamy w samotność, w nienawiść do siebie i do światła.

Ludzie najbardziej w śmierci boją się potępienia?

Boją się, że się rozpłyną albo że nie będą mieli na nic wpływu. A to nieprawda. Jak się nas uczy w Katechizmie: ,,Dusza ludzka jest nieśmiertelna, łaska Boska do zbawienia koniecznie potrzebna”. Nadal będziemy samoświadomi, będziemy mogli podejmować decyzje i będą one raczej szły ku dobru, bo będziemy widzieć Boga twarzą w twarz. Po śmierci będziemy wchodzić w interakcje z innymi, nie tyle mówić, a bardziej wysyłać myśli. Sanktuarium sumienia będzie zabezpieczone.

Wygląda to tak: do teraz poza tobą – i to w ograniczonymi zakresie – do twojego sumienia nie ma dostępu nikt, jedynie Bóg. Po śmierci zaś poznamy swoje sumienie w pełni, Bóg je prześwietli, co nie pozbawi nas integralności i wolności.

Mamy nadzieję wszyscy spotkać się – oby po jednej stronie.

Drugi tekst to "Odwaga grzeszników" Bogdana Białka z TP 33/2013 - niestety, jest to na dzień dzisiejszy nadal aktualne wydanie tygodnika, więc nie ma go w necie - pewnie pojawi się niebawem wraz z jutrzejszą publikacją kolejnego numeru. Genialny, nie za długi, nie za krótki, bardzo osobisty, mądry i podbudowany także cytatami świadczącymi, iż to nie jakiś odosobniony pogląd autora, ale mądrzejsi u zarania naszego Kościoła stali na podobnym stanowisku. O tych, którzy w Kościele - szczególnie dzisiaj i szczególnie u nas, w Polsce - przyzwyczajeni są do czołobitnych laurek, kwiecistych przemów i wygłaszania samemu pięknych i równie pustych ogólników, z których nic nie wynika. Oczywiście, nie można generalizować - są chlubne, ale wciąż pojedyncze wyjątki. O biskupów chodzi. I nie chodzi o to, aby zbierali pranie, gotowali czy całowali dłonie pielgrzymów (chociaż, jak widać, niektórym korona - a może raczej piuska? - z głowy z tego powodu nie spada). Żeby byli normalni i nie zapominali, że służą Bogu, ale mają do Niego prowadzić ludzi i to dla nich tutaj głównie są. 

Stąd też nasuwa mi się refleksja, którą swego czasu wypowiedział nieżyjący już kard. Carlo Maria Martini SI: 
Kiedyś miałem marzenia o Kościele. Marzył mi się Kościół, który postępuje swoją drogą w ubóstwie i pokorze, Kościół, który nie zależy od potęg tego świata. Marzyłem, że zniknie nieufność. Marzyłem o Kościele, który daje przestrzeń osobom zdolnym do myślenia w sposób otwarty. O Kościele, który daje odwagę tym przede wszystkim, którzy czują się mali albo grzeszni. Marzyłem o Kościele młodym. Dziś już nie mam tych marzeń. Kiedy osiągnąłem 75 lat, postanowiłem się za Kościół modlić (kard. Carlo Maria Martini SI, "Nocne rozmowy w Jerozolimie. O ryzyku wiary")
Trudno przy tym wszystkim nie wspomnieć sytuacji chrześcijan - głównie koptów - w Egipcie, którzy pomimo apeli o pomoc od dłuższego już czasu w tych dniach po prostu stają się chłopcami do bicia islamistów. Prawdą wydaje się, że to nie jest kwestia sympatii politycznych - a zezwolenie na terroryzm lub sprzeciw w stosunku do niego. Zdarzają się w tym i piękne gesty, bodajże przedwczoraj w wiadomościach pokazano zdjęcia łańcucha muzułmanów, którzy w swoich białych szatach żywym kręgiem otoczyli w geście solidarności i obrony chrześcijańską świątynię. 

Dlatego warto przytoczyć słowa papieża Franciszka i przyłączyć się po prostu do tej modlitwy:
Niestety docierają bolesne wiadomości z Egiptu. Pragnę zapewnić o mej modlitwie w intencji wszystkich ofiar i ich rodzin, za rannych i cierpiących. Módlmy się wszyscy o pokój, dialog, pojednanie, w tym umiłowanym kraju i na całym świecie. Maryjo, Królowo Pokoju, módl się za nami! Wszyscy prośmy: Maryjo, Królowo Pokoju, módl się za nami!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz