Nie ja tu jestem najważniejszy. Tylko sprzątam, przygotowuję teren. Idę przed Jezusem do miejsc, gdzie On sam niebawem zamierza pójść. To nie moje rozważanie porusza ludzi. (Marcin Jakimowicz, "Pełne zanurzenie")

niedziela, 25 sierpnia 2013

Wielkie drzwi z kolumnami

Jezus nauczając, szedł przez miasta i wsie i odbywał swą podróż do Jerozolimy. Raz ktoś Go zapytał: Panie, czy tylko nieliczni będą zbawieni? On rzekł do nich: Usiłujcie wejść przez ciasne drzwi; gdyż wielu, powiadam wam, będzie chciało wejść, a nie będą mogli. Skoro Pan domu wstanie i drzwi zamknie, wówczas stojąc na dworze, zaczniecie kołatać do drzwi i wołać: Panie, otwórz nam! lecz On wam odpowie: Nie wiem, skąd jesteście. Wtedy zaczniecie mówić: Przecież jadaliśmy i piliśmy z Tobą, i na ulicach naszych nauczałeś. Lecz On rzecze: Powiadam wam, nie wiem, skąd jesteście. Odstąpcie ode Mnie wszyscy opuszczający się niesprawiedliwości! Tam będzie płacz i zgrzytanie zębów, gdy ujrzycie Abrahama, Izaaka i Jakuba, i wszystkich proroków w królestwie Bożym, a siebie samych precz wyrzuconych. Przyjdą ze wschodu i zachodu, z północy i południa i siądą za stołem w królestwie Bożym. Tak oto są ostatni, którzy będą pierwszymi, i są pierwsi, którzy będą ostatnimi. (Łk 13,22-30)
To zdecydowanie nie w naszym stylu. W ostatnich dniach miałem okazję zwiedzić kawałek Polski, mniejsza o szczegóły. W tym czasie przejechałem kawałek spory tzw. Polski B - czasami bida, aż przykro, ale jedno się powtarza: jak tylko jakiś porządniejszy dom stoi, to marmury (albo atrapy) i koniecznie kolumny z wielkimi drzwiami. Na bogato i z przytupem. A ten cały Jezus nam tu dzisiaj o czymś zupełnie innym mówi. 

Lubimy się rozpychać, przepychać, być pierwszymi, zauważonymi, znanymi i rozpoznawalnymi. I w tym wszystkim chyba dość rzadko ktokolwiek sobie zadaje pytanie: czy mi się to należy? czy nie ma kogoś bardziej zasługującego na pierwszeństwo? czy to nie jest niegrzeczne, nie wypada się tak wpychać? czy zdobywanie uwagi ludzi i mediów (a najczęściej ludzi przez, za pośrednictwem mediów) ma służyć tak naprawdę czemukolwiek poza zaspokojeniem swojej własnej pychy i rozdmuchanego do granic ego? Przykre bardzo jest to, że tak właśnie dzisiaj na świecie otwiera się wiele drzwi - im bardziej na pokaz, sztucznie i pod publiczkę, tym większa szansa, żeby się na coś fajnego załapać: kasę, sławę, kasę + sławę, albo choćby chwilową łaskawość i zainteresowanie kamer. Okazję do zaistnienia, choć tak naprawdę jako jeden z tłumu "znanych z tego, że są znani", o których nic więcej powiedzieć nie można i którzy tak naprawdę nic nie mają do zaoferowania poza przesadzonym mniemaniem o sobie. 

Taki cel łatwo osiągnąć - co widać dzisiaj wszędzie, na każdym kroku: gazety, telewizja, radio, tytuły prasowe, internet. Rośnie grupa ludzi, którzy skupiają się na byle jakim zaistnieniu tu i teraz, porzucając i tracąc z oczu (o ile kiedykolwiek przed nimi je mieli) to, do czego dążyć i zabiegać o co należy przede wszystkim. Te najważniejsze, choć może nie najbardziej reprezentatywne drzwi. To najpiękniejsze i najbardziej bezinteresowne zaproszenie ze wszystkich, bo od Boga pochodzące. Nie wystarczy bowiem nosić nawet najbardziej złoty i na najgrubszym złotym łańcuchu krzyżyk, chodzić i odstać niedzielną czy świąteczną Mszę Świętą, nie zabić i nie kraść (albo przynajmniej nie w sposób rzucający się w oczy), żeby zmieścić się w te wąskie drzwi, o których mówi Jezus. To, że nie jestem w sposób oczywisty zły, nie czyni mnie od razu dobrym. Można odmieniać imię Boże przez przypadki x razy dziennie, a usłyszeć od Niego w dniu sądu: nie znam cię, nie wiem, skąd jesteś. 

W tym tekście mowa jest o wąskich drzwiach - obrazek dość prosty - a gdzie indziej ewangelista zapisuje podobne słowa z posłużeniem się obrazem ucha igielnego, czegoś nierealnego. Przesłanie jest jednak oczywiste - wysiłek, nie pójście na łatwiznę, nie to co fajne i najbardziej oczywiste czy wygodne, ale to, co wymaga pracy, wyrzeczenia, wysiłku i zaangażowania. Te właśnie prowadzą do wąskich, ale tych lepszych, bo oferujących o wiele więcej za sobą drzwi. Dobrze jest też zwrócić uwagę na to, jak sformułowano pytanie, w odpowiedzi na które te słowa wypowiedział Jezus: czy tylko nieliczni będą zbawieni? A On - wielu będzie chciało, ale nie będą mogli. Ja tu jednak widzę nadzieję - bo według mnie jest w tych słowach mowa o czyśćcu, nie o potępieniu. Nie będą mogli, zamknięte drzwi, obserwowanie zbawionych, pierwsi jako ostatni - to przecież słowa o tych, którzy Niebo będą mieli przed sobą, choć jeszcze nie w tym momencie, ale w dalszej perspektywie. Nie odrzuceni, ale muszący jeszcze swoje przejść, poddać się czyśćcowi. Zatem - jeśli chcieć szukać odpowiedzi wprost - zbawienie to perspektywa dla każdego, pytanie tylko w jakim czasie: czy wystarczy nam życia tutaj na ziemi, czy też potrzebny będzie jeszcze czas później. Ale Jego Miłosierdzie i tak jest większe od nas. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz