Nie ja tu jestem najważniejszy. Tylko sprzątam, przygotowuję teren. Idę przed Jezusem do miejsc, gdzie On sam niebawem zamierza pójść. To nie moje rozważanie porusza ludzi. (Marcin Jakimowicz, "Pełne zanurzenie")

niedziela, 18 sierpnia 2013

Boży pożar

Jezus powiedział do swoich uczniów: Przyszedłem rzucić ogień na ziemię i jakże bardzo pragnę, żeby on już zapłonął. Chrzest mam przyjąć i jakiej doznaję udręki, aż się to stanie. Czy myślicie, że przyszedłem dać ziemi pokój? Nie, powiadam wam, lecz rozłam. Odtąd bowiem pięcioro będzie rozdwojonych w jednym domu: troje stanie przeciw dwojgu, a dwoje przeciw trojgu; ojciec przeciw synowi, a syn przeciw ojcu; matka przeciw córce, a córka przeciw matce; teściowa przeciw synowej, a synowa przeciw teściowej. (Łk 12,49-53)
To jest tekst nie tyle może dziwny, co mocno przeinaczany i stanowiący podbudowę czasami zupełnie błędnych ideologii i poglądów. Łatwo się domyśleć - chodzi o różnej maści rewolucjonistów, którzy na podstawie błędnego rozumowania w/w słów mogą próbować podpisywać Jezusa pod swoimi czynami i próbować przekonywać, że "przecież On tak sam głosił". "Skoro Jezus rzuca ogień - to my też, przecież tak kazał". Bardzo wygodne i oczywiście absolutnie wyrwane z kontekstu. Tak, Jezus mówi o ogniu - ale nie o takim ogniu, jaki rozpalają także i dzisiaj na świecie różnej maści bojówkarze i skrajni radykałowie, próbujący religią usprawiedliwiać przemoc (wystarczy popatrzeć na tragedie Koptów w Egipcie). 

Jezusa można śmiało nazwać Bożym Gwałtownikiem - co dobitnie pokazał działając bardzo zdecydowanie (w tym sensie gwałtownie, nie chodzi o nieprzemyślane i pochopne decyzje) przy wyrzucaniu kupców ze świątyni (Łk 19,45-48) i w wielu innych sytuacjach. Samo bycie gwałtownikiem nie jest niczym złym - na co wprost wskazuje inny, nie da się ukryć, gwałtowny tekst i wypowiedź Jezusa, po prostu wskazującego na bezcelowość poszukiwania sensacji tam w Jego osobie (Mt 11, 7-19). Padają tam słowa: Królestwo Niebieskie doznaje gwałtu i ludzie gwałtowni zdobywają je (Mt 11, 12). Jeśli zrozumieć gwałtowność jako gorliwość i gotowość do podejmowania radykalnych, a potrzebnych i koniecznych, decyzji - to przecież jest to postawa ze wszech miar słuszna. Ile razy gwałtownik zdobywa się na coś, czego osoba niezdecydowana nigdy nie podejmie. Musimy jednak pamiętać - aby gwałtowność nie przekształciła się w zapalczywość, nie została podszyta egoizmem, agresją. Tak, to też tak bardzo nasze, ludzkie, słabe. 

Ten ogień, o którym mówi Jezus, ma swój początek na krzyżu.  "Ogień", który oczyści i zapali serca, a który zapłonie na krzyżu (J 12, 32). To jest to prawdziwe pragnienie Jezusa i intencja, z jaką wypowiada te słowa - pragnie wręcz i oczekuje, choć po ludzku to bardzo dla Niego bolesne, chwili, w której ostatecznie rozprawi się ze Złym i zwycięży, wywyższony na krzyżu i po ludzku pokonany, a jednak ostatecznie zwycięski i żyjący na wieki. Pragnie, aby na świecie zapłonął ogień, który bierze początek z Jego zwycięstwa, czyli idzie od krzyża do pustego grobu i dalej w świat - ogień Ducha Świętego, którego zesłał najpierw na Dwunastu i Maryję, a dzisiaj posyła w świat przez posługę biskupów w sakramencie dojrzałości chrześcijańskiej. Ogień pod każdym względem twórczy, budujący, tworzący, oczyszczający i wyzwalający - nigdy niszczący, chyba że to, co złe, słabe i grzeszne, i pozostawiający odnowione to, co powinno być w człowieku rozwijane, pielęgnowane i jest po prostu piękne, a czego czasami pod warstwą brudu grzechów i słabości nie zauważamy, zapominamy. Ogień, który z założenia nie tylko ma rozpalić tego, w którego sercu się wzniecił - ale powinien być rozdawany i zaszczepiany w serca innych, taki Boży pożar, chrzest w Duchu Świętym.

Ten ogień odnowi świat, ale poróżni także ludzi, ponieważ nie każdy potrafi opowiedzieć się za prawdą, oczyszczeniem - Jezusem. Zapowiada On rozłam, i te słowa znajdują odzwierciedlenie także w ewangelii Mateusza: 
Nie sądźcie, że przyszedłem pokój przynieść na ziemię. Nie przyszedłem przynieść pokoju, ale miecz. Bo przyszedłem poróżnić syna z jego ojcem, córkę z matką, synową z teściową i będą nieprzyjaciółmi człowieka jego domownicy. Kto kocha ojca lub matkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. I kto kocha syna lub córkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. Kto nie bierze swego krzyża, a idzie za Mną, nie jest Mnie godzien. Kto chce znaleźć swe życie, straci je. a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je" (Mt 10, 34-39)
Inne słowa, ale dokładnie to samo znaczenie i przesłanie. Ten, który idzie za Jezusem, musi być gotowy na niezrozumienie, przykrości i nawet wrogość, także ze strony po ludzku osób najbliższych. Kluczowe jest zachowanie odpowiedniej hierarchii - to, gdzie (na którym miejscu) jest Bóg, a gdzie jest cała reszta. Boży pokój może rozradować ludzkie serce dopiero wtedy, kiedy doprowadza człowieka do prawdy o sobie samym - o swojej małości, grzeszności, a jednocześnie o umiłowaniu przez Boga i zbawieniu jako darze i zaproszeniu, na które, jeśli decydujesz się odpowiedzieć, powinieneś być radykalny w zmianie swojego życia, konkretny. Dopiero tak wyzwolony z bzdurnej pewności o swojej wielkości, samodzielności i samowystarczalności człowiek staje się naprawdę wolny. 

Może to, o czym piszę, jest oczywiste - to świetnie. Niewątpliwie jednak sporo jest ludzi, którzy - zwodzeni przez tych, którzy te słowa wypaczają - dopuszczają się rzeczy strasznych, przekonywani, że "bóg tak chce" (celowo z małej litery) i inaczej się nie da. Za tych wszystkich trzeba się modlić o opamiętanie, skruchę i otwarcie oczu. Ale do tego oni sami muszę tego prawdziwego Boga wpuścić do swojego serca, pozwolić Mu się zapalić. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz