Nie ja tu jestem najważniejszy. Tylko sprzątam, przygotowuję teren. Idę przed Jezusem do miejsc, gdzie On sam niebawem zamierza pójść. To nie moje rozważanie porusza ludzi. (Marcin Jakimowicz, "Pełne zanurzenie")

czwartek, 11 października 2012

Po prostu konsekwencja

Faryzeusze przystąpili do Jezusa i chcąc Go wystawić na próbę, pytali Go, czy wolno mężowi oddalić żonę. Odpowiadając zapytał ich: Co wam nakazał Mojżesz? Oni rzekli: Mojżesz pozwolił napisać list rozwodowy i oddalić. Wówczas Jezus rzekł do nich: Przez wzgląd na zatwardziałość serc waszych napisał wam to przykazanie. Lecz na początku stworzenia Bóg stworzył ich jako mężczyznę i kobietę: dlatego opuści człowiek ojca swego i matkę i złączy się ze swoją żoną, i będą oboje jednym ciałem. A tak już nie są dwoje, lecz jedno ciało. Co więc Bóg złączył, tego człowiek niech nie rozdziela! W domu uczniowie raz jeszcze pytali Go o to. Powiedział im: Kto oddala żonę swoją, a bierze inną, popełnia cudzołóstwo względem niej. I jeśli żona opuści swego męża, a wyjdzie za innego, popełnia cudzołóstwo. Przynosili Mu również dzieci, żeby ich dotknął; lecz uczniowie szorstko zabraniali im tego. A Jezus, widząc to, oburzył się i rzekł do nich: Pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie, nie przeszkadzajcie im; do takich bowiem należy królestwo Boże. Zaprawdę, powiadam wam: Kto nie przyjmie królestwa Bożego jak dziecko, ten nie wejdzie do niego. I biorąc je w objęcia, kładł na nie ręce i błogosławił je. (Mk 10,2-16)
Wyjątkowo niepoprawny politycznie fragment, z ubiegłej niedzieli. Jak można - przecież jak się ludzie rozmyślą, to co stoi na przeszkodzie, żeby się rozwiedli i radośnie poszli, każde w swoją stronę? Jak człowiek otworzy co lepsze czasopismo "górnych lotów", to i przeczytać może o trendzie na party rozwodowe. Świętowanie - ale czego?!?
 
Jezus przypomina tu istotę tego podstawowego ze wszystkich powołań - z całym szacunkiem dla bezżennych (grupa druga) i duchownych (grupa trzecia), nie mniej ważnych, jednak gdyby wszyscy nagle poszli w ich kierunku, ludzkość po prostu by wyginęła - powołania do miłości, małżeństwa i rodzicielstwa. Dwoje ludzi, z różnych środowisk, rodzin, tradycji, czasami i społeczności - odtąd już tylko razem, we dwoje, zapatrzeni w siebie i zarazem wpatrzeni w ten sam kierunek, cel, z których miłości powstaje nowe życie - mały człowiek, który także lat kilkanaście (albo nieco więcej) podejmie decyzję o tym, jak spożytkuje swoje życie.
 
Co więc Bóg złączył, tego człowiek niech nie rozdziela! W dzisiejszych czasach niektórym te słowa brzmią jak kolejna groźba. Ani to groźba, ani kolejna. Po prostu zwrócenie uwagi, zasygnalizowanie, przypomnienie - pamiętaj, czego się podejmujesz, jakiego wyboru dokonujesz, komu przysięgasz. Małżeństwo sakramentalne to nie tyle przysięga Bogu złożona - co współmałżonkowi, w obliczu Boga i wspólnoty Kościoła. Bogu może być co najwyżej przykro, że człowiek tej przysiędze się sprzeciwia, że ją później łamie - ale całe zło i ból skierowane są ku tej drugiej osobie, bo to ona jest zdradzona, porzucona, w pewnym sensie okłamana (co do obietnicy trwałości małżeństwa). Nie wnikam tu w kwestie winy - która najczęściej pewnie jest gdzieś po środku, choć przecież nie zawsze. Bóg szanuje wybór człowieka - pragnąc mu błogosławić u progu małżeństwa - ale także przestrzega przed ciężarem gatunkowym zobowiązania, jakie człowiek na siebie przyjmuje. Decydujesz się - więc wytrwaj w tym do końca. Dlatego tak bardzo lubię, gdy podczas uroczystości ślubnych odczytuje się fragment ewangelii, w którym Jezus mówi, a wręcz wzywa: Wytrwajcie w miłości mojej! Wytrwajcie - ale i wy trwajcie.
 
To, że dalej jest mowa o dzieciach, to moim zdaniem nie przypadek. Widzę to w swoim małżeństwie. Jakim wielkim darem jest mały człowiek, który jest twoim dzieckiem! Ile razy, gdy mnie - albo jej - puszczają nerwy, mniej lub bardziej zasadnie, pojawia się albo myśl o malutkim, alboon sam w swojej malutkiej osobie przyjdzie, uśmiechnie się, przytuli... albo po prostu widać w jego oczkach wielkie niezrozumienie, dlaczego mama i tata się denerwują, mówią do siebie podniesionym głosem, i smutek, a czasami płacz. Wtedy serce boli. Wtedy człowiek się opanowuje. Żeby być dobrym rodzicem - trzeba umieć być dla dziecka, a więc postrzegać świat w pewien sposób właśnie jak ono, jak dziecko - prościej, bardziej jednoznacznie, prostolinijnie.
 
Na marginesie - w mojej parafii na mszy dziecięcej jest, przed rozpoczęciem komunii, bardzo fajny obrzęd - właśnie błogosławienia przez księdza dzieci, które są zbyt małe, aby przyjąć Jezusa do serca. Niektóre przybiegają same, inne przynoszą/przywożą w wózkach rodzice. Dokładnie to, o czym mówi Jezus - nakładanie rąk i błogosławienie :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz