Nie ja tu jestem najważniejszy. Tylko sprzątam, przygotowuję teren. Idę przed Jezusem do miejsc, gdzie On sam niebawem zamierza pójść. To nie moje rozważanie porusza ludzi. (Marcin Jakimowicz, "Pełne zanurzenie")

niedziela, 9 września 2012

Słynne wspólne przesłanie

Dzisiaj, decyzją - bliżej nieokreśloną - Konferencji Episkopatu Polski, w kościołach pewnie większość was/nas usłyszy odmieniane przez wszystkie przypadki, powtarzane jak mantra ostatnimi czasy Wspólne Przesłanie do Narodów Polski i Rosji, autorstwa abp. Józefa Michalika (Przewodniczący KEP) i Cyryla I (patriarchy Moskwy i Wszechrusi). Większość - bo ja, na szczęście, nie - z uwagi na młodego uczęszczamy na Mszę dziecięcą ostatnimi czasy, i tam homilia zdecydowanie bardziej oddaje i ma do czynienia z Ewangelią dnia, niż tenże tekst. Żeby nie było - przeczytany przeze mnie. 

Jak w samym wstępie wskazano, ma on "wnieść swój wkład w dzieło zbliżenia naszych Kościołów i pojednania naszych narodów". I pewnie w tym sensie - jako tekst - zmierza w tym kierunku. Ja bym się jednak zastanowił nad czymś innym - mianowicie nad tym, czy stanowi on, daje i wykonuje, stanowi jakikolwiek realny krok w kierunku pojednania polsko-rosyjskiego (nad czym wszyscy się wszem i wobec tak zachwycają), bo w zakresie współpracy Kościoła katolickiego w Polsce i Cerkwi prawosławnej w Rosji na pewno, przy czym w tej chwili i tak stosunki te wydają się być całkiem dobre. W mojej ocenie - nie. 

Pierwsza część pt. Dialog i pojednanie jest dość wybiórcza już w pierwszym zdaniu: "Nasze bratnie narody łączy nie tylko wielowiekowe sąsiedztwo, ale także bogate chrześcijańskie dziedzictwo Wschodu i Zachodu". Zgadza się, tylko autorzy zapomnieli o równie bogatej historii niesnasek i otwartych wojen, których efektem jest do dzisiaj nie wyjaśniona - najnowsza - historia tragedii smoleńskiej, ciągle pozostającej tajemnicą, przy jawnym i kpiarskim wręcz podejściu Rosjan w postaci niszczenia śladów i utrudniania wyjaśniania  okoliczności tragedii, albo - bardziej zamierzchła - ale ciągle kultywowana tradycja hucznego świętowania wypędzenia Polaków z Moskwy. Część nt. grzechu i dążenia do pojednania podzielonych Kościół - zgadza się, popieram. Jednak już kawałek dalej - gdy mowa o II wojnie światowej - jedynie tekst o tragedii ateizmu, bez zająknięcia o tym, kto tu komu i co narzucał - w sytuacji, kiedy jest to jednoznaczne. Słusznym jest także apelowanie o pojednanie - jednakże proszenie "o wybaczenie krzywd, niesprawiedliwości i wszelkiego zła wyrządzonego sobie nawzajem" wydaje się zbyt pospieszne, biorąc pod uwagę, że jedna ze stron (Rosja) póki co wypiera się wyjaśnienia najnowszych animozji w relacjach między państwami - z XX i początku XXI w., powiązanych ze sobą Katynia i Smoleńska. Daleko mi jest do teorii spiskowych, pomijając fakt że po takim czasie wątpię, aby kiedykolwiek wszyscy dowiedzieli się, co tak naprawdę się w Smoleńsku stało - jednakże zła wola strony rosyjskiej, śmieszny raport MAKu, zacieranie i niszczenie dowodów wyraźnie pokazują, jaki stosunek mają władze tego kraju do Polaków, i bynajmniej nie jest to stosunek wskazujący na wolę pojednania, a jeśli już - pokazanie, gdzie wasze, Polaczki, miejsce. Jedyne zdanie, które nawiązuje do niewyjaśnionych spraw między krajami, to "Przebaczenie nie oznacza oczywiście zapomnienia". Dokładnie tak, nie oznacza. I tu powinno się, choćby skrótowo wskazać, jakie kwestie są do wyjaśnienia. Bo to nie jest tylko nawiązanie na marginesie - a odniesienie do problemu kluczowego w punktu widzenia możliwości dokonania się faktycznego pojednania polsko-rosyjskiego, w mojej ocenie na dzisiaj mało realnego. 

W drugiej części pt. Przeszłość w perspektywie przyszłości możemy przeczytać m.in. "Wydarzenia naszej wspólnej, często trudnej i tragicznej historii, rodzą niekiedy wzajemne pretensje i oskarżenia, które nie pozwalają zagoić się dawnym ranom". Kółeczko się zamyka - wszystko można przebaczyć, jeśli druga strona o przebaczenie prosi. Czy władze rosyjskie stwarzają jakiekolwiek choćby pozory, żeby im na tym przebaczeniu zależało? Bynajmniej. Kolejne dwa zdania są jakby ze sobą sprzeczne. Najpierw czytamy "Obiektywne poznanie faktów oraz ukazanie rozmiarów tragedii i dramatów przeszłości staje się dzisiaj pilną sprawą historyków i specjalistów" - i tutaj pełna zgoda, przy czym przede wszystkim w zakresie specjalistów, których opinie poskutkują konkretnymi działaniami władz krajów. Jednak już dalej: "Z uznaniem przyjmujemy działania kompetentnych komisji i zespołów w naszych krajach"- to po prostu, przepraszam, pusty śmiech, choćby w kontekście raportu MAKu jako przecież kompetentnego organu federacji rosyjskiej. Ostatni akapit - z apelem do władz - brzmi sensownie, jednakże w realiach daleko jeszcze do tego, i wątpię, aby za prezydentury Putina cokolwiek się, z jego podejściem, zmieniło na lepsze. 

Ostatnią część pt. Wspólnie wobec nowych wyzwań pominę - zaakcentowanie znaczenia dziedzictwa chrześcijańskiego, potrzeby ewangelizowania, zadań strojących przed Kościołami w zakresie wspierania rodzin, kwestii społecznych, walki z dyskryminacją chrześcijaństwa, dbałości o godność ludzką, wezwania do zawierzenia Chrystusowi - bo to faktycznie istotne problemy i kwestie słusznie poruszone. 

Żeby nie było wątpliwości - daleki jestem od potępiania inicjatywy jako takiej, cieszę się że KEP rozmawia z Cerkwią, że był w Polsce z wizytą zwierzchnik Cerkwi rosyjskiej, że wspólnie zachęcają ludzi obydwu narodów do zawierzenia Chrystusowi, odkrywania Go i zapraszania w swoje, jakże bardzo zagrożone laicyzacją, konsumpcjonizmem i relatywizmem życie. To jest dobre i potrzebne. Tylko tak naprawdę, w zakresie relacji państwowych na linii Polska-Rosja nie zmienia to nic, a to właśnie na tej linii - władz - jest najwięcej do zrobienia i uporządkowania, nie ukrywajmy, głównie z rosyjskiej strony. Owszem, konflikty były obustronne, jednak bez wątpienia Polska o wiele częściej cierpiała z ręki Rosjan niż na odwrót, i brakuje ze strony Rosji po prostu uderzenia się w piersi, wykazania naprawdę dobrej woli (a nie kilka słów b. już prezydenta Miedwiediewa) np. w zakresie wyjaśniania Katynia i Smoleńska, i to nie jako jednorazowy gest, dla dobrego PRu, a po prostu trwała postawa wobec Polski jako poważnie traktowanego sąsiada, a nie przeszkody w zacieśnianiu stosunków gospodarczych z Niemcami, od których Rosjan rozdzielamy. 

Zgadza się, tekst ten pochodzi od duchownych, stąd taki a nie inny język, jednakże każdy z nich ma świadomość rzeczywistości stosunków między naszymi krajami, przeszkód na drodze do faktycznej jedności i współpracy (krajów, nie wspólnot-kościołów), i z uwagi na wskazane przeze mnie przemilczenia albo ogólniki, albo po prostu pobożne życzenia, w mojej ocenie ten tekst ma wartość po prostu niewielką. Ponieważ brak w nim odniesień do faktycznych wydarzeń, które zadecydowały, że relacje na linii Polska-Rosja są, jakie są; brakuje nazwania po imieniu tego, co i jakie było. Dopiero wtedy, stając w prawdzie, która ma nas wyzwalać, można budować pojednanie. Tutaj - wiele zabrakło. Wyszło po prostu bardzo ogólnikowo i nijak. Taki miły i optymistyczny tekst, jednak bardzo mocno oderwany od rzeczywistości i realnych podstawowych problemów w relacjach Polski i Rosji. Pomijając już fakt, zaakcentowany na wstępie, że nie rozumiem, co ten tekst miałby robić w miejscu homilii w czasie Mszy Świętej, co jest wręcz absurdalne. 

3 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie chcę wchodzić w polemikę, ale akurat w tym przypadku jestem dumny z polskich biskupów, że nie patrząc na historyczne lub bieżące sprawy polityczne, jasno i wyraźnie poszli za wskazaniami Ewangelii, szukając tego co łączy Polaków i Rosjan, Katolików i Prawosławnych.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Więc chyba nie dość wyraźnie napisałem :) Z punktu widzenia wiary, jako chrześcijanin, pomysł popieram. Tylko treść sugeruje zbyt daleko idące w mojej ocenie uproszczenia w zakresie spraw należących do kompetencji obecnych władz Rosji. I w tym kontekście - wskazałem konkretne części przesłania - uważam to przesłanie za niedopracowane, niedopowiedziane. A sam fakt "przykazu" czytania go ludziom zamiast porządnej homilii - za niedopuszczalny, pomijając to, co kto o samym przesłaniu myśli.

    OdpowiedzUsuń