Nie ja tu jestem najważniejszy. Tylko sprzątam, przygotowuję teren. Idę przed Jezusem do miejsc, gdzie On sam niebawem zamierza pójść. To nie moje rozważanie porusza ludzi. (Marcin Jakimowicz, "Pełne zanurzenie")

piątek, 1 kwietnia 2011

Błogosławiona dwukierunkowość

Zbliżył się także jeden z uczonych w Piśmie i zapytał Go: Które jest pierwsze ze wszystkich przykazań? Jezus odpowiedział: Pierwsze jest: Słuchaj, Izraelu, Pan Bóg nasz, Pan jest jeden. Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całym swoim umysłem i całą swoją mocą. Drugie jest to: Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego. Nie ma innego przykazania większego od tych. Rzekł Mu uczony w Piśmie: Bardzo dobrze, Nauczycielu, słusznieś powiedział, bo Jeden jest i nie ma innego prócz Niego. Miłować Go całym sercem, całym umysłem i całą mocą i miłować bliźniego jak siebie samego daleko więcej znaczy niż wszystkie całopalenia i ofiary. Jezus widząc, że rozumnie odpowiedział, rzekł do niego: Niedaleko jesteś od królestwa Bożego. I nikt już nie odważył się więcej Go pytać. (Mk 12,28b-34)
Chrześcijaństwo jest zdeterminowane przez swego rodzaju dwoistość, dwukierunkowość. Najważniejsze i pierwsze jest bowiem przykazanie miłości - kogo? Ani tylko Boga, ani tylko bliźniego. Boga i bliźniego. Boga przez bliźniego, a bliźniego w Bogu. 

Można być człowiekiem wierzącym, a mimo wszystko zachwiać proporcje - poświęcając czas jedynie Bogu samemu, modląc się, a pomijając i nie zauważając bliźniego z jego potrzebami i troskami. Jeśli prawdziwie kochasz Boga i chcesz wypełniać Jego wolę, to nie oznacza ona zapatrzenia tylko w Niego samego, z wyłączeniem wszystkiego innego na świecie. Jak to powiedział Merton - nie jesteśmy samotnymi wyspami, żyjemy w społeczeństwie i to nie przypadkiem. Wystarczy się rozejrzeć, ile jest okazji, aby wesprzeć drugiego człowieka. No i przede wszystkim - trzeba chcieć. A to bardzo często przychodzi trudniej niż zmówienie paciorka, pamiętanie o niedzielnej albo świątecznej mszy czy spowiedź od czasu do czasu. 

W drugą stronę podobnie. Najbardziej nawet oddany bezinteresownej posłudze bliźniemu - ubogim, chorym, opuszczonym, ludziom z marginesu - nie będzie się w tym realizował w pełni, o ile będzie to działanie dla samego działania, sposób na życie, ot tak. Taka postawa, to działanie musi z czegoś wynikać i piękna nabiera wtedy, gdy nie jest efektem chwilowego wyrzutu sumienia albo kaprysu, ale w pełni świadomym realizowaniem przykazania (a właściwie przykazań) miłości. Przekuwaniem słów Boga do nas skierowanych - w nasze czyny dla dobra tych, którzy są naokoło. 

Zresztą, sama treść tego - wydaje mi się - trudniejszego z przykazań miłości, czyli przykazania miłości bliźniego, wskazuje jakby drogę do realizacji jego właśnie. A konkretnie - jak siebie samego. Prawda jest taka, że egoizm chyba mamy wrodzony, stąd też Pan bardzo łopatologicznie tłumaczy, jak przykazanie realizować. Wyobraź sobie, że zamiast ciebie samego z twoimi zachciankami (albo i uzasadnionymi potrzebami) jest ktoś inny, z potrzebami jeszcze bardziej palącymi - i pomóż mu, wesprzyj go, przywróć nadzieję, pomóż odnaleźć sens i żyć lepiej. Przesunąć siebie samego na bok - ale temu, kto zajmuje w moich oczach miejsce mojego własnego ego oddać się tak samo ofiarnie jak przy realizowaniu swoich planów. 

Niedaleko jesteśmy od Królestwa. Bo i Jezus, dzięki swojej krzyżowej drodze, męce i zmartwychwstaniu przybliżył nas do niego. Dystans jakiś tam pozostaje. Tylko od tego, co (i czy cokolwiek) sami zrobimy zależy, czy dystans będzie się zmniejszał, powiększał, a może będziemy stać w miejscu. Nie można mieć pewności co do rezultatu - o tym przekonamy się w Dniu Sądu. Ale ważny jest kierunek. I jeszcze upór na wyznaczonej drodze. Przez człowieka do Boga, i z Bogiem w sercu do człowieka. Inaczej się nie da.

1 komentarz:

  1. No właśnie - ta droga - chociaż usłana przez Boga planami, jest w naszych rękach. Czy ją zniekształcimy, czy wyprostujemy... mamy taką samą szansę pójścia do nieba... :)
    Pozdrawiam!!

    OdpowiedzUsuń