Nie ja tu jestem najważniejszy. Tylko sprzątam, przygotowuję teren. Idę przed Jezusem do miejsc, gdzie On sam niebawem zamierza pójść. To nie moje rozważanie porusza ludzi. (Marcin Jakimowicz, "Pełne zanurzenie")

czwartek, 13 stycznia 2011

Bóg robi to samo. S. Małgorzata Chmielewska i Wspólnota Chleb Życia

Tak jakoś o książkach ostatnio - nic nie poradzę, nadrabiam zaległości czytelnicze - skoro siedzę w domu praktycznie z niewielką przerwą już drugi tydzień. Tym razem sięgnąłem po Generał w habicie. Opowieść o siostrze Małgorzacie Chmielewskiej i Wspólnocie Chleb Życia Stanisława Zawady. Jest to, jak pisze wydawca, opowieść o najsłynniejszej polskiej zakonnicy - i dużo w tym prawdy. Tak się składa, że od jakiegoś czasu staram się systematycznie śledzić bloga s. Małgorzaty - do czego każdego zachęcam, zadziwiając się, jak tak zapracowana osoba ma jeszcze czas na bardzo regularne umieszczanie krótkich, a jednocześnie świetnych zapisków, spostrzeżeń dotyczących życia, świata, wiary i Boga.

Jej brązowy habit i białą chustkę na głowie znają wszyscy. Tak samo jak wysoką, szczupłą sylwetkę i ostry głos. Przyznaje, że robiła w życiu wiele rzeczy. Była nauczycielką, sprzątaczką w męskim klasztorze, pracowała z niewidomymi, odwiedzała kobiety w więzieniu, czasem zabierała do siebie na przepustki. Od wielu lat mieszka z bezdomnymi, alkoholikami, samotnymi matkami i recydywistami po długich wyrokach. Dla niektórych jest źródłem zgorszenia, bo ma dzieci, niekiedy zaklnie jak szewc, bo kurzy papierosa za papierosem. Ci jednak należą do nielicznych. Dla większości jest postacią charyzmatyczną. Każdy, kto choć raz ją spotkał, twierdzi, że nigdy jej nie zapomni.

Generał w habicie to nie tylko opowieść o Małgorzacie Chmielewskiej i jej najbliższych. Przede wszystkim to historie ludzi, z którymi żyje na co dzień, tych, którym po ludzku się nie powiodło.

Małgorzata Chmielewska (ur. 1 stycznia 1951 w Poznaniu) - przełożona Wspólnoty „Chleb Życia”. W dzieciństwie rodzice nie dbali o jej wychowanie religijne. Po ukończeniu nauki w szkole średniej rozpoczęła studia biologiczne na Uniwersytecie Warszawskim. Dopiero po ich zakończeniu zwróciła uwagę na katolicyzm. Początkowo myślała o wstąpieniu do zakonu benedyktynek, następnie do małych sióstr Karola de Foucauld. Pracowała jako katechetka z niewidomymi dziećmi w Laskach i w duszpasterstwie niewidomych u ks. Stanisława Hoinki na ul. Piwnej w Warszawie. Organizowała także pomoc dla kobiet z więzienia przy ul. Rakowieckiej w Warszawie. W 1990 wstąpiła do wspólnoty „Chleb Życia” w Bulowicach koło Kęt, śluby wieczyste złożyła we Francji w 1998 roku. Obecnie prowadzi domy dla bezdomnych, chorych, samotnych matek oraz noclegownie dla kobiet i mężczyzn. Kobieta Roku 1996 ma czworo adoptowanych dzieci.

Mało szablonowy życiorys, prawda? Zachwyca mnie przede wszystkim jej upór, dążenie do znalezienia swojego miejsca na ziemi i w Kościele. Próbowała w wielu miejscach, pukała do różnych zgromadzeń - w każdym z nich szukała swojego powołania. Co ją wyróżnia? Potrafiła szczerze powiedzieć, Bogu i sobie - to nie to, nie tego szukam. I szukała dalej, aż znalazła najbardziej radykalną formę pomocy tym wszystkim, których my sami odtrącamy - ludzi z marginesu, nałogowców, bezdomnych, odrzuconych - po prostu zamieszkała z nimi, oferując im perspektywę, możliwość godnego życia, wspólnotę. 
 
O czym jest ta książka? To chyba każdy powinien ocenić sam. Już pierwsza jej karta, po stronie tytułowej, zwyczajowo poświęcana dedykacji autora, zawiera bardzo mocne słowa. Nie, nie dedykacji. Przypomnienia, zwrócenia uwagi, jakby wręcz wyrzutu sumienia. Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili (Mt 25,40). A dalej? Przejmująca i jakże prawdziwa historia samej s. Małgorzaty, jej poszukiwania, tworzenia wspólnoty Chleb Życia tak na świecie, jak i w Polsce, i codzienności, życiowych sytuacji w domach, które wspólnota prowadzi dla tych, którzy się pogubili. A to wszystko - nie dość, że bardzo twardo osadzone w realiach, rzeczywiste, żadne laurki pełne ochów i achów - jeszcze przeplatane opowieściami osób, opisującymi im pokręcone niekiedy bardzo mocno życia, którzy odnaleźli się jakoś właśnie we wspólnocie Chleb Życia. 

To książka o tych, których my - może nie tyle ludzie sukcesu, co jakoś tam sobie dający radę, z pracą, domem, rodziną, perspektywami, planami - często nie zauważamy, albo bardzo staramy się nie zauważać. Dużo może w niej brutalności - ale nie dlatego, żeby coś jaskrawo przedstawić, wywrzeć wrażenie - tylko dlatego, że tak wygląda codzienność ludzi bezdomnych, bez perspektyw, pozostawionych samym sobie. To ludzie, którzy gdzieś kiedyś popełnili błędy - i, co może wydać się dziwne, gdy sami o tym mówią, nie próbują się usprawiedliwiać; mówią, jak jest, wiedzą że źle postąpili. I próbują poskładać te swoje życia, wyjść na przysłowiową prostą. Nie stają się przez te postanowienia ideałami - dalej ciąży im bagaż doświadczeń, cierpienia, odrzucenia, nałogi, ciągoty związane z życiem na ulicy. Jednym się udaje zmienić, innym nie. Może właśnie dlatego opowieść o nich jest tak prawdziwa - bo nie zawsze są w niej happy endy.

Oto ledwie garść najciekawszych krótkich myśli (s. Małgorzaty, ale także innych, cytowanych tam osób) - nie sposób przytoczyć wszystkie, bo niektóre mają sens tylko w kontekście całych, czasem sporych opisów sytuacji: 
Nie umoralniam nigdy. Zastanawiam się, jak im pomóc. 

Miłosierdzie potrzebuje wyobraźni.

Tych, którzy przychodzą po pomoc, nazywa prorokami. - To Chrystus ich do nas przysyła i sprawdza, czy widzimy Go w drugim człowieku - tak uważa. 
 
Nie ma pojęcia "mam dość swojej biedy". Biedak może zawsze pomóc drugiemu biedakowi, który jest w jeszcze gorszej sytuacji.

Żebym mogła z czystym sumieniem zjeść obiad i spokojnie położyć się spać, muszę mieć pewność, że zrobiłam wszystko, żeby inni też mogli spać i jeść. 

Nie stać nas było na wszystko, ale niedobrze, gdy na wszystko stać. Człowiek wychowywany bez ograniczeń nigdy nie zrozumie, że w życiu są ograniczenia. 

Zaczęłam rozumieć, że Kościół to coś więcej niż moja parafia.

Nie można zrywać więzów z ludźmi, za których jesteśmy odpowiedzialni. Miłość to wierność.

Gdy człowiek przestaje szukać - to jest koniec życia. Mam nadzieję, że Pan Bóg nie raz mnie jeszcze w życiu zaskoczy. 

Chrystus prowadzi nas, wskazuje drogę, i pyta - co ty na to? Trzeba mieć tylko odwagę i wyruszyć. 

Miłość zakłada poszanowanie wolności drugiego człowieka. Jeśli czyjś wybór jest zły - pozostaje nam czekać, aż ten ktoś to zrozumie i wróci. Bóg robi to samo. 

Nie wystarczy komuś dać talerz zupy, ale trzeba z nim być.

- Skąd u bezdomnych powołanie do kontemplacji?
Andrzej, który z Agnieszką prowadzi dom na Potrzebnej, tłumaczy: Przecież ci ludzie potrafią godzinami siedzieć na dworcu i patrzeć przed siebie. Wystarczy tylko ukierunkować ich wzrok na Chrystusa. 

Nie można pomagać Bogu przez potyczki z innymi. Można komuś pokazać grzech, ale nie można go niszczyć. 

[x Jacek, mieszka i pracuje w jednym z domów wspólnoty]
- Nie możemy się wynosić ponad nich. Oni potrzebują kromki chleba i okazywania solidarności, a nie naszego wywyższania się. 
Zapalił papierosa, mówi dalej:
- Może my nie jesteśmy wcale od nich lepsi, tylko otrzymaliśmy więcej talentów - powiada. - A może jesteśmy słabsi, a oni silniejsi? I dlatego oni dostali większy krzyż, bo go udźwigną, a my byśmy nie podołali?

[s. Małgorzata] Idzie tam [do kaplicy] zawsze, gdy musi podjąć trudną decyzję. Klęka przed Najświętszym Sakramentem i szuka odpowiedzi. 
- Bez Eucharystii zajdziemy tylko w ludzkie relacje ze sobą i albo będziemy do siebie przywiązani, albo nieprzywiązani - mówi. - A to byłaby katastrofa. 

To my jesteśmy niecierpliwi. Szczególnie w stosunku do innych. Bóg czeka czasami wiele lat. I przez te wszystkie lata idzie krok przed człowiekiem, przecierając szlak. On nigdy nie traci co do nas nadziei. 
Bardzo mocno zachęcam - najpierw do kupienia książki, bo z pewnością jakaś część z dochodu z jej sprzedaży zasila dzieła s. Małgorzaty (kosztuje niecałe 30 zł). 
 
Dalej - do śledzenia:

3 komentarze:

  1. Tak w ramach odpowiedzi na Twoje pytanie: krok po kroku:
    Najpierw klikasz na link "Zaloguj się", który jest pod "Obserwatorami". Gdy już się zalogujesz (używając loginu i hasła z Bloggera), wtedy klikasz na avatar osoby, którą chcesz zablokować i wtedy po prawej stronie avataru jest link "Zablokuj" i na to klikasz. I już :)
    Następnym razem jak zobaczę podobny albo taki sam wpis jak Mikołaja czy kogoś tam to skasuję na etapie moderacji.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam,bardzo fajny blog-myslalem zeby zaczac swoj ale widze ze juz nie musze bo taki jest :)
    Dobrze znalezc ludzi , ktorzy mysla podobnie w
    tych czasach degeneracji i zycia jakby Boga nie bylo(wczoraj czytalem ksiazke/historie dla dzieci o Arce Noego ale nie bylo wzmianki o Bogu-dziwne nie jest:(
    Siostra M. jest git i robi swietna robote-polecam pomoc jej organizacji.Jesli ktos chcialby sprobowac oddawac dziesiecine z dochodow na zbozne cele to polecam Wspólnote Chleb Życia i Fundacji Domy Wspólnoty Chleb Życia.
    pozdrowienia i z Panem Bogiem

    OdpowiedzUsuń
  3. Z tego co się orientuję to właśnie z tą wspólnotą współpracuje mój kierownik duch. :)

    Chyba każda wspólnota, która wymaga jest piękna ! :)
    pax

    OdpowiedzUsuń