Nie ja tu jestem najważniejszy. Tylko sprzątam, przygotowuję teren. Idę przed Jezusem do miejsc, gdzie On sam niebawem zamierza pójść. To nie moje rozważanie porusza ludzi. (Marcin Jakimowicz, "Pełne zanurzenie")

czwartek, 10 czerwca 2010

MODLITWA Z ZACIŚNIĘTYMI PIĘŚCIAMI?

Jezus powiedział do swoich uczniów: Jeśli wasza sprawiedliwość nie będzie większa niż uczonych w Piśmie i faryzeuszów, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego. Słyszeliście, że powiedziano przodkom: Nie zabijaj; a kto by się dopuścił zabójstwa, podlega sądowi. A Ja wam powiadam: Każdy, kto się gniewa na swego brata, podlega sądowi. A kto by rzekł swemu bratu: Raka, podlega Wysokiej Radzie. A kto by mu rzekł: Bezbożniku, podlega karze piekła ognistego. Jeśli więc przyniesiesz dar swój przed ołtarz i tam wspomnisz, że brat twój ma coś przeciw tobie, zostaw tam dar swój przez ołtarzem, a najpierw idź i pojednaj się z bratem swoim. Potem przyjdź i dar swój ofiaruj! Pogódź się ze swoim przeciwnikiem szybko, dopóki jesteś z nim w drodze, by cię przeciwnik nie podał sędziemu, a sędzia dozorcy, i aby nie wtrącono cię do więzienia. Zaprawdę, powiadam ci: nie wyjdziesz stamtąd, aż zwrócisz ostatni grosz. (Mt 5,20-26)
Niepoprawny ten Bóg. Nie dość, że kochać każe, to jeszcze, co, przebaczać? No bez przesady... Ile można. I o co Mu chodzi z tą sprawiedliwością? Sprawiedliwości nie ma, o czym można się przekonać bardzo często na co dzień. 
Czy tak jest naprawdę? Pewnie nie. Ale jednocześnie jestem dziwnie pewien, że sporo osób w ten sposób Boga i Jego wymagania, o których mowa w fragmencie powyżej, odbiera. Tu nie chodzi o to, żeby się mądrzyć, sypać jak z rękawa sentencjami, przerzucać się łaciną (klasyczną, nie podwórkową...), moralizować. Nic z tych rzeczy. Chodzi o faktyczną, a nie okazjonalną, z kaprysu, sprawiedliwość. Tę prawdziwą. 

Nie można Bogu tłumaczyć się - czego Ty ode mnie chcesz, wszyscy kłamią, kradną, oszukują, to i ja, bo co się będę wyróżniał. Bóg i wiara - to nie wyzwanie dla leniuchów i wygodnych. Bóg wymaga. Oczywiście, daje wiele, niepomiernie więcej w zamian, ale wymaga. Prawdziwie wierzący człowiek to osoba radykalna, zdecydowana, nie przyzwalająca na półśrodki, mniejsze zło itp. 

Prawo, wspomniane przez samego Jezusa powyżej, jest tu dobrym przykładem (nie tylko z racji, że to moja wyuczona profesja). Prawo można szanować i przestrzegać go - a można głowić się i starać je ominąć. Dla nieświadomych - próby omijania prawa w prawie powszechnym są przestępstwem. Myślisz, że Bóg inaczej na to spojrzy? Nie sądzę. Liczy się zamiar - skoro wiesz, że powinno się postąpić tak i tak, a celowo postępujesz inaczej, próbując się jakoś wykręcić i usprawiedliwić - to najlepiej świadczy o tobie.

Nie wystarczy, że nikogo nie zabiłeś, nie kradniesz, nie jesteś terrorystą. A jaki jesteś dla rodziny, dzieci, małżonka, rodzeństwa, przyjaciół czy znajomych z pracy? Wiadomo, każdy ma prawo do gorszego dnia - ale... Obojętność to też grzech, grzech zaniechania, bardzo powszechny. Po pracy może się nic nie chcieć - ale na pracy świat się nie kończy. Jak się kogoś kocha, szanuje - to się znajduje dla niego czas. Jak ktoś jest ci drogi - to za wszelką cenę chcesz wyjaśnić nieporozumienie, aby wasze relacje były dobre, by nie było kwasu między wami. Żeby nie było sprzeczek, kłótni, awantur. 

Ale do tego potrzebna jest dobra wola. I świadomość, że to nie moja wspaniałomyślność każe mi wyciągać rękę - ale Bóg tak chce, a ja chcę jak najlepiej spełniać jego wolę, na maxa. Nie można być dobrym chrześcijaninem, gdy toczy się walki z innymi. Nie można oddawać czci Bogu w sposób Jemu miły - gdy jest to tylko przerwa pomiędzy awanturami w domu czy w pracy, od jednej utarczki słownej do innej (może nawet nie tylko słownej). To nic, że klękniesz, złożysz ręce - to tylko forma. A co z tym, co w środku? Jak się ma twoje serce? Tak, jak pięści jeszcze przed chwilą - zaciśnięte, zamknięte. Zamknięte na Niego. 

Tu nie chodzi o to, aby dawać się ludziom oszukiwać, wykorzystywać i puszczać im to płazem. Każdy ma prawo szukać sprawiedliwości przed sądem - takie jest prawo, i ma pomagać ludziom oszukanym albo tym, którzy są w sporze. Rzecz polega na tym, aby w sporach się nie zapamiętywać. Aby nie czynić z nich centrum, sensu i celu swojego codziennego wstawania z łóżka. I żeby sporów o rzeczy, prawa, różne kwestie nie przenosić personalnie na ludzi, na adwersarzy. Bo problem, prędzej czy później, znajdzie rozwiązanie - a łatwo w gniewie powiedziane albo wykrzyczane słowa pozostają, i bolą. Nawet jak sumienie gdzieś wrzuci ten wyrzut w kąt - Bóg to widzi. Czy warto? 

Jeśli nawet nie uda się - bo drugi nie chce - wyjaśnić wszystkiego, to wiesz, że próbowałeś, że chciałeś się pogodzić. Ale to musi być decyzja obu stron, nikogo nie zmusisz. W każdym razie zawsze warto zaproponować coś, wyciągnąć rękę. Może druga strona też tego chce, ale czegoś zabrakło, żeby to zaproponować? Szkoda życia na złość i konflikty.

Jan Paweł II powiedział to na Westerplatte do młodzieży, ale można odnieść do każdego, i w każdym czasie:
Każdy z was (...) znajduje też w życiu jakieś swoje "Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które musi podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można "zdezerterować". Wreszcie - jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba "utrzymać" i "obronić", tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić - dla siebie i dla innych.
Zbyt mało czasu mamy na bylejakość. Zbyt mało wiemy i zbyt mało możemy, żeby tracić dane od Boga życie - największy dar - na robienie czegokolwiek na odwal. On podnosi poprzeczkę, ale wie, że mnie stać na to, aby jej sprostać, obronić każde swoje Westerplatte. O ile się postaram.

>>>

W długi weekend czerwcowy miałem okazję, przypadkiem (żadna tradycja) obejrzeć jeden z odcinków serialu Ojciec Mateusz. Przyznam, Żmijewski ciekawie wygląda w sutannie, a i rola dobra - pozytywna w każdym razie. A serialowi trudno odmówić pozytywnych emocji i przesłań, jakie zawiera (przynajmniej ten odcinek). 

A było o próbach zamachu na samego głównego bohatera - próbowano go najpierw otruć (i zginął przypadkowy bezdomny, który z kościoła podkradał zatrute wino do mszy), później postrzelono. Winą obarczono bezdomnego, człowieka skazanego jakiś czas wcześniej za przestępstwa gospodarcze, który wyszedł z więzienia - bo w miejscu zdarzeń widziano jego samochód. 

Nie wchodząc w detale - okazało się na końcu, że winny był zupełnie ktoś inny. Ojciec tego bezdomnego. Człowiek, który wcześniej stał za machlojkami w firmie. Syn o tym wiedział, ale gdy ojciec spreparował dowody przeciwko niemu - milczał. Poszedł do więzienia, odsiedział kilkuletni - nie swój - wyrok Gdy aresztowano go jako podejrzanego o zamachy na ojca Mateusza - również milczał. Okazało się, że wiedział, że stał za tym jego ojciec. 

W jednej z ostatnich scen, gdy prawda wychodzi na jaw, ojciec w momencie aresztowania oddaje mu klucze do domu rodzinnego, i pyta - czemu to robił, czemu nie powiedział prawdy, czemu go krył? Na co ten syn odpowiada - znienawidziłem cię po tym, co mi zrobiłeś; ale jesteś moim ojcem, wychowałeś mnie, innego ojca nie miałem.

2 komentarze:

  1. Wiadomo, że bycie z Jezusem nie jest łatwe. W sumie problem jest z tym, czy jesteśmy w stanie codziennie potwierdzać swoje przywiązanie do Pana w sprawach małych i malutkich. Te drobne upierdliwości są chyba najtrudniejsze.

    OdpowiedzUsuń
  2. Podoba mi się to co piszesz o 'nie zabijaj' - to nie tylko kwestia odbierania komuś życia. 'nie zabijaj' to znaczy żyj i to żyj naprawdę! Żyj tak aby dookoła ciebie ludzie stawali się lepsi i radośniejsi. :)

    OdpowiedzUsuń