Nie ja tu jestem najważniejszy. Tylko sprzątam, przygotowuję teren. Idę przed Jezusem do miejsc, gdzie On sam niebawem zamierza pójść. To nie moje rozważanie porusza ludzi. (Marcin Jakimowicz, "Pełne zanurzenie")

poniedziałek, 17 września 2012

Kim ja tak naprawdę dla ciebie jestem

Potem Jezus udał się ze swoimi uczniami do wiosek pod Cezareą Filipową. W drodze pytał uczniów: Za kogo uważają Mnie ludzie? Oni Mu odpowiedzieli: Za Jana Chrzciciela, inni za Eliasza, jeszcze inni za jednego z proroków. On ich zapytał: A wy za kogo mnie uważacie? Odpowiedział Mu Piotr: Ty jesteś Mesjasz. Wtedy surowo im przykazał, żeby nikomu o Nim nie mówili. I zaczął ich pouczać, że Syn Człowieczy musi wiele cierpieć, że będzie odrzucony przez starszych, arcykapłanów i uczonych w Piśmie; że będzie zabity, ale po trzech dniach zmartwychwstanie. A mówił zupełnie otwarcie te słowa. Wtedy Piotr wziął Go na bok i zaczął Go upominać. Lecz On obrócił się i patrząc na swych uczniów, zgromił Piotra słowami: Zejdź Mi z oczu, szatanie, bo nie myślisz o tym, co Boże, ale o tym, co ludzkie. Potem przywołał do siebie tłum razem ze swoimi uczniami i rzekł im: Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje! Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z powodu Mnie i Ewangelii, zachowa je. (Mk 8,27-35)
Może się wydawać, że te pytania Jezusowe słyszeliśmy już milion razy. No, milion to nie, ale kilka razy w roku - jak ktoś chodzi regularnie do kościoła - to na pewno. Natomiast to pytanie bardzo ważne, choćby dlatego, że problem i dzisiaj jest aktualny. Wtedy, kiedy On je zadawał, jako Bóg-Człowiek chodził pomiędzy ludźmi, mogli się wręcz namacalnie przekonać, kim był. I co? I tak "pudłowali" - że to Jan Chrzciciel (przecież zabity...), że to Eliasz (przecież kilkaset lat wcześniej porwany przez niebiański rydwan), albo którykolwiek z proroków.

Nie jest przypadkiem to, że Jezus w swoim pytaniu skupił się na tym, kim jest dla tych Jemu najbliższych. Ludzie różne rzeczy gadali, gadają i będą gadać - tak samo wtedy, jak i dzisiaj. Stąd to podkreślenie: a WY za kogo mnie uważacie? Tu ewangelista Marek przytacza słowa o Mesjaszu, w innej wersji można usłyszeć także dopowiedzienie: Syn Boga żywego. A jednocześnie ten, który tak dobrze odpowiedział, chwilę później został mocno sponiewierany przez Jezusa. za swoje zbyt ludzkie Jego postrzeganie - oby tylko był blisko, był z nimi, wtedy będzie ok. A misją Jezusa nie było dożycie sędziwej starości, a zapoczątkowanie czegoś wspaniałego, co oni sami - apostołowie - mieli na własną rękę kontynuować, samodzielnie, we własnym imieniu. I Piotr, i pozostali pewnie też, bali się tego, byli bezradni, zbyt mało rozumieli - wystarczy wspomnieć, że dopiero jak Zmartwychwstały sam im wszystko wyjaśniał - choćby na drodze do Kafarnaum - wtedy zrozumieli, że właśnie w tych słowach zapowiadał to, co się miało stać, swoje cierpienie, śmierć i zmartwychwstanie.

Trzeba się zadeklarować. Za, albo przeciw. Tak - czasami zaprzeć. Zaprzeć, żeby zwyciężyć, żeby zachować to, co najcenniejsze. A nam się tak często wydaje, że wystarczy być "porządnym katolikiem". Pójść co niedzielę do kościoła (w wykonaniu niektórych - stanie przed kościołem z telefonem w garści), mniejsza o to czy w ogóle słuchać co tam mówią, do spowiedzi też (no, conajmniej jak "uszczęśliwią" rolą świadka do bierzmowania, chrzestnego), kolędę - "siła wyższa", żeby problemów przy chrzcinach, komunii czy pogrzebie nie robili - wpuścić. Dobra, tyle zniosę, masz - Panie Boże - zobacz, jaki jestem dla Ciebie hojny i porządny. Guzik prawda. A potem? Ile nienawiści, zazdrości, zawiści w pracy, w szkole, na uczelni, ciągła gonitwa w której wszystkie chwyty dozwolone - a której od najmłodszych lat uczymy dzieci, priorytet tego, aby mieć (jak najwięcej, jak najlepsze, jak najnowsze, martkowe, bajeranckie, wypasione). Życie w jednym domu, ale osobno - każdy z nosem w swoim telefonie, komputerze czy przez telewizorem. Brak szczerości, oszukiwanie, kombinowanie, zdradzanie, potem bezsensowne zapętlanie się w spirali własnych wyrzutów sumienienia.

Tak się nie da. Wóz albo przewóz. Nie można zjeść ciastka i mieć ciastka. Jeśli Jezus cokolwiek dla ciebie znaczy - bądź na tyle szczery, żeby miało to jakieś odzwierciedlenie w tym, co i jak robisz. Lepsza autentyczna bezradność wobec zwalczanych słabości, których jesteś świadomy, niż udawana i odgrywana na zewnątrz katolicka porządność. Bóg nie uzdrowi tego, kto tego nie chce - stanięcie w prawdzie o sobie, nawet najtrudniejszej, to jedyny możliwy początek.

>>>

Dwie prośby, intencje: wczoraj widziałem się z mamą, bardzo źle wygląda, ma problemy z oddychaniem i mówieniem (a lekarze co? leki przeciwzakrzepowe - kiedy tu potrzebna diagnoza, co zalega w płucach!), w jej intencji, żeby podleczyli ją, bo w tym stanie to ja żadnej radiologii nie widzę... No i ten mój czwartkowy poranny egzamin, tak na marginesie.

1 komentarz:

  1. Bardzo mnie porusza,kiedy ktoś został dotknięty prawdziwie gęboko w sercu przez Ducha Świętego w swojej wierze w Boga, naszego Stwórcę, Zbawiciela i Przyjaciela.
    Na mojej drodze ponad 40 lat żyłem tak jakby Bóg był dodatkiem do mojego życia i "załatwiaczem" moich problemów i życzeń, czego bym chciał.
    Teraz każdego dnia uczę się pytać Chrystusa w modlitwie i w pracy w codziennym życiu co mogę uczynić, aby sprawić Tobie radość, proszę Ducha Świętego, abym kiedy się modlę, mógł tak się pomodlić, aby Jezus mógł się ucieszyć z mojej modlitwy.
    Widzę wokół siebie ludzi i ich problemy, jednak teraz jestem daleki od oceniania i porównania, tylko smutno mi, że nie mogą znaleźć drogi do Boga, bo nie otwiarają swoich serc. Wystarczy 0.0000001 mm, resztę uczyni Chrystus przez Ducha Świętego. Wtedy mogę uczynić tylko jedno, modlę się o łaskę miłosierdzia i światło dla nich.
    Bogu niech będą dzięki za ludzi, którzy nawet z komórkami i tylko w niedzielę jeden raz i w rozproszeniu przychodzą do Świątyni na Mszę Świętą. To wielka Łaska, że tradycja pcha tych ludzi do Kościoła i może lęk przed obgadaniem. Tylko jeśli będą przychodzić do Kościoła, jeśli się nawet nie modlą, pozwalają aby choć troszkę, mógł działać Bóg.
    Bardzo poruszyło moje serce świadectwo pewnego amerykańskiego lotnika, które opublikowano w "Miłujcie Się", jeśli w chorobie i problemach będziemy szukać tylko uzdrowienia, może się zdarzyć, że nigdy go nie otrzymamy, jednak na pewno jeśli z głęboką wiarą będziemy szukać Jezusa, na pewno przyjdzie uzdrowienie lub rozwiązanie naszych problemów. Mam nadzieję, że ta różnica została mocno podkreślona.

    OdpowiedzUsuń