Nie ja tu jestem najważniejszy. Tylko sprzątam, przygotowuję teren. Idę przed Jezusem do miejsc, gdzie On sam niebawem zamierza pójść. To nie moje rozważanie porusza ludzi. (Marcin Jakimowicz, "Pełne zanurzenie")

poniedziałek, 4 stycznia 2016

Wystarczy się Nim podzielić

Jan Chrzciciel stał wraz z dwoma swoimi uczniami i gdy zobaczył przechodzącego Jezusa, rzekł: Oto Baranek Boży. Dwaj uczniowie usłyszeli, jak mówił, i poszli za Jezusem. Jezus zaś odwróciwszy się i ujrzawszy, że oni idą za Nim, rzekł do nich: Czego szukacie? Oni powiedzieli do Niego: Rabbi! - to znaczy: Nauczycielu - gdzie mieszkasz? Odpowiedział im: Chodźcie, a zobaczycie. Poszli więc i zobaczyli, gdzie mieszka, i tego dnia pozostali u Niego. Było to około godziny dziesiątej. Jednym z dwóch, którzy to usłyszeli od Jana i poszli za Nim, był Andrzej, brat Szymona Piotra. Ten spotkał najpierw swego brata i rzekł do niego: Znaleźliśmy Mesjasza - to znaczy: Chrystusa. I przyprowadził go do Jezusa. A Jezus wejrzawszy na niego rzekł: Ty jesteś Szymon, syn Jana, ty będziesz nazywał się Kefas - to znaczy: Piotr. (J 1,35-42)
Myślę, że każdy z nas w pewnym momencie życia uświadamia sobie, że chciałby spotkać Boga - jako Tego, który jest sednem, odpowiedzią na wszystkie moje pragnienia, tęsknoty i potrzeby. 

Czasami dramat sytuacji polega na tym, że właśnie nie ma kto mi Boga pokazać. Że jestem tak bardzo zacietrzewiony, zawzięty, wściekły na Pana, na siebie, właściwie to na wszystkich i na wszystko, że... No właśnie. Zamykam się w takiej bezmyślnej spirali, nakręcając się coraz bardziej, obwiniając wszystko naokoło (oczywiście, poza sobą...) za moje niepowodzenia, porażki, niewłaściwe decyzje, a przede wszystkim ich konsekwencje. 

Jakie szczęście miał Piotr. Bo miał przy sobie Andrzeja, i to właśnie jego brat pokazał Mu Jezusa. Z kolei Andrzejowi - jak pokazuje ten obrazek - na Baranka Bożego wskazał nie kto inny, tylko Jan Chrzciciel. Działamy jak połączone naczynia i prawdą jest, że nikt nie jest samotną wyspą (John Donne). Wpływamy na siebie, dochodzi pomiędzy nami do interakcji. Pięknie, gdy sobie pomagamy i prowadzimy we właściwym kierunku - jak Jan Andrzej, a potem Andrzej Piotra. Gorzej, kiedy jeden niepoukładany człowiek zwodzi drugiego; jak to powie w innym miejscu ewangelista: jeśli ślepy ślepego prowadzi, obaj w dół wpadną (Mt 15, 14b), i w dużym uproszczeniu tak to właśnie się kończy. 

Czasami to jest człowiek, czasami jakieś zdarzenie, bodziec, coś czego nie utożsamiamy może z nikim konkretnym. Dostajemy "na twarz" taki mocny i czytelny znak - właśnie tutaj i na ciebie działa Bóg. Przechodzi obok. Ogarnij się!

Kiedyś zastanawiałem się: o co chodzi z tym pytaniem Jezusa, gdzie mieszka? Człowiek wyraża zaciekawienie, zainteresowanie - bo Bóg przyciąga. Oczywiście, odpowiada i zachęca - chodź, sam zobacz. Ale sam - w sensie, wykonaj wysiłek, poświęć czas, zobacz sam. W tym obrazku po prostu poszli za Jezusem i spędzili z Nim dzień - ale nie zawsze musi być i będzie tak łatwo. Czasami ta droga, jaką człowiek musi odbyć, aby znaleźć Boga, będzie dłuższa, i będzie wymagała cierpliwości, uporu, konsekwencji. 

Ale warto. Dlaczego? Pewnie Andrzej nawet nie zauważył, ale od razu, może bezwiednie, sam zaczął przyciągać ludzi do Boga. Zaprowadził do niego Piotra - tego, który miał stać się Skałą. Pomyśl, kim ty sam możesz stać się dzięki Bogu i w Bogu. Wystarczy się Nim podzielić. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz