Nie ja tu jestem najważniejszy. Tylko sprzątam, przygotowuję teren. Idę przed Jezusem do miejsc, gdzie On sam niebawem zamierza pójść. To nie moje rozważanie porusza ludzi. (Marcin Jakimowicz, "Pełne zanurzenie")

poniedziałek, 10 września 2012

Już... a jednak

Już chciałem napisać, że właśnie wszystko się układa - bo się w sumie układa... A jednak. 

Rano rozmowa z mamą, przez telefon (tak, mam wyrzuty, że nie mam czasu do niej pojechać...) - po pierwszej serii chemii poprawa, progresja, udało się to świństwo utłuc kawałek, i teraz ma być radioterapia. Szybsza, ale i bardziej inwazyjna - 5 tygodni po 5 dni naświetleń, dzień w w dzień. To jeszcze dobra wiadomość - zła jest taka, że słabo się czuje ostatnio. A w domu - tak naprawdę, skoro jest z ojcem tylko - zostaje sama. 

Żonka zaziębiona chodzi, ale nie - jak to teściowie: dopóki gorączka z nóg nie zwali nie pójdzie do lekarza. Głupi upór - niestety, inaczej się tego nie da nazwać. Ten typ tak ma. A później jest problem - zamiast prewencji robi się tygodniowe albo lepsze zwolnienie, i marudzenie że później w pracy nadrabianie zaległości, itp. Nie wytłumaczysz, niestety, że lepiej pojeść jakieś piguły/syropki, ale nie paść, niż paść i się użalać. "Bo z byle czym do lekarza..." - taa, lepiej z anginą albo ostrym zapaleniem z gardła, a co, z grubej rury! Przepraszam za sarkazm, ale nie mogę tego słuchać. 

W pracy - jedno dobre - sam siedzę, więc spokój, co w kontekście ciężaru gatunkowego spraw, jakie mnie czekając, jest bardzo mile widziane. Np. dzisiaj - cały Boży dzień nad jedną sprawą, i to napisaną na razie na 2/3. Oczywiście "to proszę dość pilnie, bo...". Aha.

A po powrocie do domu - okazuje się, że malutki z gilem dosłownie do pasa. Nic nie było widać rano - u takich maluszków te sprawy strasznie dynamiczne są. Oddychać nie może, popłakuje, smoczka nie da rady włożyć bo nie ma jak noskiem oddychać... Zrobiliśmy quasi-mycie, natarliśmy, psiknęliśmy do noska, maść majerankowa pod nosek, ciepła piżamka - zobaczymy. Zwykle po 2-3 dniach przechodziło. Swoją drogą - nawiązując do mojego sarkazmu w zakresie chorób powyżej - jak tu się dziwić, skoro i mama, i babcia (z którymi większość dnia spędza) są permanentnie zakatarzone lub zaziębione, i nie widzą w tym problemu, bo po co lekarzowi głowę pierdołami zawracać? Np. właśnie po to, żeby dziecko nie chorowało - nie mówię, że tylko przez to, bo pogoda też dziwna, wieje mocno, raz ciepło, raz zimno - ale to ich smarkanie i pokasływanie pomagać na pewno nie pomaga.

Na marginesie - kończy dzisiaj półtora roku, szczęście nasze :)

A ja? Za 10 dni - 20 września - pierwsze dwuczęściowe kolokwium. Kiedy się uczyć? No, niby wieczorami, i staram się po drodze czytać. Niewiele wychodzi, mały źle śpi ostatnio i zapchany nos nie wróży, żeby miało być lepiej, więc się nie pouczę za dużo... Opatrzność Boża ma pole do popisu :)

No i poszukuję dentysty, raczej chirurga. Wczoraj, podjadając wieczorem, złamałem sobie ząb, siódemkę górną. Właściwie pół mi wypadło. Wypada pójść i wyrwać resztę - nie zamierzam tego zęba dać robić, bo tak wielkie wypełnienie i tak max za pół roku wypadnie przy gryzieniu - ćwiczyłem to kiedyś już, więc szkoda pieniędzy (zapłacisz za wypełnienie, a za pół roku i tak za wyrwanie tego, co zostanie, jak wypełnienie wyleci). Słabo, bo otwarte to takie - a wyglądało tak, jakby próchnica poszła w środku, z wierzchu czysto, nic nie widać... Teraz się martwię, żeby w - bądź co bądź, otwartym - zębie się jakiś syf nie zrobił. Udało mi się nieopodal wizytę za niewielkie pieniądze zaklepać. Swoją drogą - też masakra, dzwonisz do x renomowanych klinik w okolicy - terminy: proszę bardzo... na październik. Tłumaczę, że z otwartą dziurą po złamanym zębie to nie bardzo tyle się da czekać - niestety. I tak dobrze, że nie boli, oby tak dalej.  

Jakby ktoś chciał Panu Bogu pozawracać głowę w tych intencjach - miło by było.

1 komentarz:

  1. Życzę zdrowia Twojej Mamie... Zęba to naprawdę współczuję, tym bardziej przy obecnych cenach tego typu usług. A dostałeś jakiś antybiotyk na ten ząb? Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń