Nie ja tu jestem najważniejszy. Tylko sprzątam, przygotowuję teren. Idę przed Jezusem do miejsc, gdzie On sam niebawem zamierza pójść. To nie moje rozważanie porusza ludzi. (Marcin Jakimowicz, "Pełne zanurzenie")

czwartek, 30 kwietnia 2015

Dostałem

Szczęście osiąga się na drodze do własnego wysiłku, gdy zna się podstawowe składniki szczęścia:
określony poziom odwagi,
pewien stopień samozaparcia,
miłość do pracy,
czyste sumienie
i ponad wszystko świadomość znaczenia prawdy
pamiętając przy tym, że nie wszystko jest prawdą, ale wszystko bez prawdy jest niczym, a sprawiedliwość jest silniejsza nawet od prawa.
Rozsądek, wyważone opinie,
nienachalna ewangelizacja
czyli  same refleksyjne pozytywy.
Szkoda tylko, że w zdecydowanej mniejszości, w ogólnym szumie ...medialnym
gratuluję
podziwiam
trzymam kciuki
Niech się tli i rozświeca iskierka nadziei
Aż się zarumieniłem, jak w ostatnich dniach dotarły do mnie te słowa powyżej.

Pierwszy kawałek - życzenia od współpracowników w związku ze zdaniem egzaminu zawodowego. Grupy osób, choć rozszyfrowałem autora bez problemu :) Dobrze jest wiedzieć, że są ludzie, którzy doceniają twoją pracę i dobrze ci życzą.

A drugi - kawałek maila, odnoszącego się do tego bloga, i opisujący (chyba w zbyt dużych superlatywach?) to, co i jak piszę. Miło - tym bardziej, że komentarze tutaj zdarzają się rzadko, i o ile wiem, że są osoby, które "mnie" czytają, to nieczęsto ktoś podzieli się swoim jakimś przemyśleniem w związku z tym, co tutaj pisuję/cytuję. Tym bardziej się cieszę i dziękuję - to znaczy, że to pisanie ma sens. 

wtorek, 28 kwietnia 2015

Moje odbicie w Jego ranach

Jako że jak zwykle jestem "do tyłu", tym razem teksty ewangeliczne z 2 niedziel - II i III wielkanocnej.
Było to wieczorem owego pierwszego dnia tygodnia, tam gdzie przebywali uczniowie, gdy drzwi były zamknięte z obawy przed Żydami, przyszedł Jezus, stanął pośrodku i rzekł do nich: Pokój wam! A to powiedziawszy, pokazał im ręce i bok. Uradowali się zatem uczniowie ujrzawszy Pana. A Jezus znowu rzekł do nich: Pokój wam! Jak Ojciec Mnie posłał, tak i Ja was posyłam. Po tych słowach tchnął na nich i powiedział im: Weźmijcie Ducha Świętego! Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane. Ale Tomasz, jeden z Dwunastu, zwany Didymos, nie był razem z nimi, kiedy przyszedł Jezus. Inni więc uczniowie mówili do niego: Widzieliśmy Pana! Ale on rzekł do nich: Jeżeli na rękach Jego nie zobaczę śladu gwoździ i nie włożę palca mego w miejsce gwoździ, i nie włożę ręki mojej do boku Jego, nie uwierzę. A po ośmiu dniach, kiedy uczniowie Jego byli znowu wewnątrz /domu/ i Tomasz z nimi, Jezus przyszedł mimo drzwi zamkniętych, stanął pośrodku i rzekł: Pokój wam! Następnie rzekł do Tomasza: Podnieś tutaj swój palec i zobacz moje ręce. Podnieś rękę i włóż /ją/ do mego boku, i nie bądź niedowiarkiem, lecz wierzącym. Tomasz Mu odpowiedział: Pan mój i Bóg mój! Powiedział mu Jezus: Uwierzyłeś dlatego, ponieważ Mnie ujrzałeś? Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli. I wiele innych znaków, których nie zapisano w tej książce, uczynił Jezus wobec uczniów. Te zaś zapisano, abyście wierzyli, że Jezus jest Mesjaszem, Synem Bożym, i abyście wierząc mieli życie w imię Jego. (J 20,19-31) 
Uczniowie opowiadali, co ich spotkało w drodze, i jak poznali Jezusa przy łamaniu chleba. A gdy rozmawiali o tym, On sam stanął pośród nich i rzekł do nich: Pokój wam! Zatrwożonym i wylękłym zdawało się, że widzą ducha. Lecz On rzekł do nich: Czemu jesteście zmieszani i dlaczego wątpliwości budzą się w waszych sercach? Popatrzcie na moje ręce i nogi: to Ja jestem. Dotknijcie się Mnie i przekonajcie: duch nie ma ciała ani kości, jak widzicie, że Ja mam. Przy tych słowach pokazał im swoje ręce i nogi. Lecz gdy oni z radości jeszcze nie wierzyli i pełni byli zdumienia, rzekł do nich: Macie tu coś do jedzenia? Oni podali Mu kawałek pieczonej ryby. Wziął i jadł wobec nich. Potem rzekł do nich: To właśnie znaczyły słowa, które mówiłem do was, gdy byłem jeszcze z wami: Musi się wypełnić wszystko, co napisane jest o Mnie w Prawie Mojżesza, u Proroków i w Psalmach. Wtedy oświecił ich umysły, aby rozumieli Pisma, i rzekł do nich: Tak jest napisane: Mesjasz będzie cierpiał i trzeciego dnia zmartwychwstanie, w imię Jego głoszone będzie nawrócenie i odpuszczenie grzechów wszystkim narodom, począwszy od Jerozolimy. Wy jesteście świadkami tego. (Łk 24,35-48)
Niedziela Miłosierdzia Bożego to niedziela... Bożego niedowiarka, jak to mówią - pieszczotliwie (?) określając tak mojego imiennika. Ja się z tym sformułowaniem nie zgadzam - no chyba że przyjmiemy, że niedowiarkiem jest każdy nas. Takim właśnie Bożym niedowiarkiem. Serio. Bóg przychodzi do człowieka ze znakami męki (żeby pokazać, że to On a nie jakiś tam inny czy przebieraniec), i przynosić w tych zranionych rękach naznaczonych męką jedyny pokój, jaki na tym (i innym też) świecie ma sens: Boży pokój. Ludzkie serce reaguje spontanicznie - wielka radość, zrozumiała. Serca się radują - ale Jezus równocześnie przypomina, po co przychodzi, czego kontynuację i przedłużenie tamci z Wieczernika i ich następcy mają zapewnić. Głosić Ewangelię, posłani na dosłownie każde krańce i wszystkie ostatnie wioski świata (dzisiaj, paradoksalnie, misjonarze z jeszcze niedawno "końca świata" przybywają do niby takiej wiernej chrześcijańskiej Europy na misje, np. do Francji).

Czy Tomasz zrobił coś niestosownego? Nie. Sam Jezus zachęcał (drugi obrazek, z III niedzieli zmartwychwstania): chodźcie, zobaczcie rany, dotknijcie, próbuje po ludzku przekonać ludzi, że sam także jest człowiekiem, a nie zjawą, duchem. Wtedy też zaczyna od przekazania pokoju (tak dzisiaj potrzebnego światu - i którego, paradoksalnie, brakuje także pomiędzy podzielonymi częściami Kościoła...). Po co daje ten pokój? Tu można ładnie nawiązać do Bożego miłosierdzia -z tej wcześniejszej, II niedzieli zmartwychwstania i święta Miłosierdzia Bożego - Mesjasz przyszedł nie dla samego przyjścia, ale dla głoszenia odpuszczenia grzechów! Nie ma czego się bać. Bóg jest specjalistą od tego, co wykracza poza ludzkie zrozumienie, co się w głowie nie mieści, w tym także przebaczania tego, z czym ja sam nie potrafię sobie poradzić i nie umiem wybaczyć sobie - bo trudno byłoby, żeby nasze małe "ja" ogarnęło Wszechmocnego. Śmierć nie może Boga ograniczyć - przyjął i zgodził się na nią jako człowiek, który umarł, ale stanowiła ona granicy i końca Jego boskiej natury, która zwyciężyła i powróciła zwycięska. 

Fantastycznie mówił o Tomaszu w ramach Regina Coeli tego dnia papież Franciszek (przekład za Radiem Maryja): "Tomasz jest kimś, kto nie zadowala się i poszukuje, chce zobaczyć na własne oczy, doświadczyć osobiście. Po początkowych oporach i niepokojach, w końcu i on dochodzi do wiary, pomimo trudności, dochodzi do wiary. Jezus go cierpliwie oczekuje i podarowuje się [w tłumaczeniu GN, które bardziej mi pasuje - ofiarowuje się] temu przybyłemu ostatniemu z jego trudnościami i niepewnościami. Chrystusa nazywa „błogosławionymi”  tych, którzy, nie widzieli a uwierzyli (por. w. 29) – pierwszą z nich jest Maryja, Jego Matka – chociaż wychodzi także naprzeciw potrzebom niedowierzającego ucznia: „Podnieś tutaj swój palec i zobacz moje ręce …” (w. 27). Poprzez zbawczy kontakt z ranami zmartwychwstałego Pana, Tomasz objawia swoje własne rany, własne zranienia, i upokorzenia, własne rozdarcia. W znaku gwoździ znajduje swój osobisty dowód na to, że jest kochany, oczekiwany, rozumiany. Stoi przed Mesjaszem pełnym łagodności, miłosierdzia, czułości. To był ten sam Pan, którego szukał w ukrytej głębi swojego istnienia, bo zawsze wiedział, że ​​taki jest. A ilu z nas próbuje w głębi swego serca spotkać Jezusa, takiego jakim jest: słodkiego, miłosiernego, czułego. Bo my w istocoe wiemy, żed On taki  jest. Odnajdując osobisty kontakt z miłością i cierpliwością miłosiernego Chrystusa, Tomasz rozumie głęboki sens Zmartwychwstania, zostaje przemieniony wewnętrznie, deklaruje swoją pełną i całkowitą wiarę w Niego, wołając: „Pan mój i Bóg mój”". 

Do tych słów Franciszka naprawdę nic nie trzeba dodawać i są mądrzejsze oraz piękniejsze - mimo ich syntetyczności - od naprawdę chyba większości (o ile nie wszystkich) homilii, jakie słyszałem w związku z tym tekstem. Zawierzenie Bogu to nic innego, jak odwaga do stanięcia w prawdzie przed Nim, z całym swoim brudem, ze wszystkimi wątpliwościami, upadkami i wzlotami, pytaniami i zarzutami. Bóg przychodzi i zaprasza nie po to, aby Go ustanawiać uchwałami królem Polski, ale aby człowiek - uświadamiając sobie Jego miłość, Jego umiłowanie mnie samego - odnalazł dla siebie miejsce w przestrzeni zmartwychwstania, w zranionych ramionach Boga, który przychodzi do każdego z nas. Przychodzi nie po to, aby grozić palcem i złorzeczyć czy wyrzucać upadki - ale, jak ten miłosierny ojciec, przytulić do swojego serca.

Jeśli na tym polega bycie niedowiarkiem, szukanie i wołanie Boga - to takim niedowiarkiem chętnie będę.

piątek, 24 kwietnia 2015

"Święty" interes


Tytuł nieprzypadkowy, zaczerpnięty z pewnego polskiego filmu. 

Takie oto coś znalazłem kilka dni temu w mojej skrzynce pocztowej. Składana ulotka, zachęcająca do nabycia za kwotę 9 zł książki "Świadectwo Bożego Miłosierdzia". Nie płacisz za wysyłkę, a gratisik jest w postaci różańca (inny kolor dla pań, inny dla panów). Rozprowadzana przez Pocztę Polską (co wynika z jej treści), więc trafi pewnie do wielu. 

Nie znoszę takich ulotek i bardzo mi się nie podoba, kiedy coś takiego do mnie trafia. Tak, moim zdaniem to jest wyciąganie kasy z ludzi i naciąganie po prostu. 

Cała ulotka to w sumie nic innego jak sporo cytatów, mających wskazywać na wspaniałą treść książeczki (za 9 zł, zakładam, niezbyt obszernej), która ma pokazywać historię św. Faustyny i wiele świadectw. Co ciekawe, osób publicznych - Przemysław Babiarz, Brygida Grysiak, Jan Pospieszalski i inni - zastanawiam się, czy mają świadomość, że na ich nazwiskach się w ten sposób zarabia. 

Jak się okazuje, case Stowarzyszenia Kultury Chrześcijańskiej im. Ks. Piotra Skargi oraz Instytutu Edukacji Społecznej i Religijnej im. Ks. Piotra Skargi nie jest nowy - na łamach GN był opisywany już 10 (!) lat temu. Co więcej, w kontekście podobnym do mojego odczucia - czyli tego, że całość jest dobrym pomysłem grupki świeckich, którzy sugerując powiązania i aprobatę dla swojej działalności władz Kościoła katolickiego (konkretnie: diecezji krakowskiej) ("Jako organizacja pozarządowa o inspiracji katolickiej w naszych działaniach kierujemy się pobudkami płynącymi z nauczania Świętego Kościoła Katolickiego oraz wskazaniami wynikającymi z dekretu soborowego Apostolicam Actuositatem o apostolstwie świeckich"), której wprost nie posiadają i o czym ta władza kościelna wprost się nie raz wypowiadała, od dobrej dekady żeruje na ludzkiej... No właśnie. Naiwności? Tak. Pobożności? Pewnie też, bo nie wykluczone, że ludzie wierzący w dobrej wierze nabywają różne proponowane gadżety - ja piszę w kontekście rozprowadzania książki o Miłosierdziu Bożym, artykuł z GN dotyczył bodajże jakiegoś cudownego medalika Matki Bożej. 

Ktoś może się oburzyć - ale jak to, przecież propagują czy to modlitwę różańcową, czy (jak w moim wypadku) nabożeństwo do Miłosierdzia Bożego. Hmm, ok. I chwała im za to, jeśli faktycznie dzięki takim działaniom ktoś przekona się czy do Różańca czy do Koronki do Miłosierdzia Bożego - albo z wiarą podejmie jakąkolwiek inną pobożną praktykę. Świetnie. Ale to jest bardzo wygodna wymówka - która na dalszy plan przesuwa kwestię tego, że pomysłodawcy wszystkiego zarabiają pewnie całkiem przyzwoite pieniądze na tym handlu (bo tak to trzeba nazwać), skoro nie mają nic wspólnego z żadną oficjalną inicjatywą Kościoła. Z niczego nie wynika, aby pieniądze z książek czy innych rzeczy rozprowadzanych przez tę grupę trafiały na zbożny cel typu: biedni, noclegownia, jadłodajnia dla bezdomnych, dom samotnej matki, hospicjum, przedszkole zakonne - czy cokolwiek innego, co zawsze jest wprost wskazywane w celu właśnie przyciągnięcia ludzi do wsparcia danej inicjatywy. 

I, co ważne, myślę że gros ludzi - którzy nabywają różne rzeczy od stowarzyszenia - nie ma świadomości, że finansuje coś, co z Kościołem ma luźny (żeby nie powiedzieć: żaden) związek. Czyli, w mojej ocenie, jest naciąganych - bo całokształt ulotki i jej treść w mojej ocenie wprost sugerują inicjatywę kościelną. Jak to ładnie ujął autor tekstu w GN: liczni ludzie, którzy je otrzymują, czują się moralnie zobowiązani do wpłacania sugerowanych przez Stowarzyszenie sum. Nie wiedzą, że stowarzyszenie nie działa w imieniu Kościoła i że do niczego się wobec niego nie zobowiązali.

Niesmaczne to, i tyle. Mam tylko nadzieję, że na tym "interesie" - a bardziej przy jego okazji - ktoś, do kogo taka ulotka trafi, może sięgnie do modlitwy i pod jej wpływem zbliży się do Boga. Oby. 

środa, 22 kwietnia 2015

Radca prawny


Króciutko. Opłacił się wysiłek i wszystko inne. 

Zdałem egzamin radcowski! :)

Bardzo dziękuję wszystkim za modlitwę i wsparcie - bo wiem, że tego było dużo.

niedziela, 12 kwietnia 2015

Dał, co miał

Gdy Piotr i Jan wchodzili do świątyni na modlitwę o godzinie dziewiątej, wnoszono właśnie pewnego człowieka, chromego od urodzenia. Kładziono go codziennie przy bramie świątyni, zwanej Piękną, aby wstępujących do świątyni, prosił o jałmużnę. Ten zobaczywszy Piotra i Jana, gdy mieli wejść do świątyni, prosił ich o jałmużnę. Lecz Piotr wraz z Janem przypatrzywszy się mu powiedział: Spójrz na nas. A on patrzył na nich oczekując od nich jałmużny. Nie mam srebra ani złota - powiedział Piotr - ale co mam, to ci daję: W imię Jezusa Chrystusa Nazarejczyka, chodź! I ująwszy go za prawą rękę, podniósł go. A on natychmiast odzyskał władzę w nogach i stopach. Zerwał się i stanął na nogach, i chodził, i wszedł z nimi do świątyni, chodząc, skacząc i wielbiąc Boga. A cały lud zobaczył go chodzącego i chwalącego Boga. I rozpoznawali w nim tego człowieka, który siadał przy Pięknej Bramie świątyni, aby żebrać, i ogarnęło ich zdumienie i zachwyt z powodu tego, co go spotkało. (Dz 3,1-10)

Heh, jak co roku w święta obiecuję sobie, że przejrzę kalendarz liturgiczny i w dniu, w którym jest to czytanie powyżej, pójdę na Mszę. Tym razem wiem - to środa w oktawie. Ale z założenia wyszło wielkie nic - bo uświadomiłem to sobie... dzisiaj, czyli co najmniej o jakieś 4 dni za późno. 

Jeśli ktoś - nie daj Boże - śledzi tego bloga, to z pewnością wracałem do tych słów nie raz, i jakoś nie zamierzam tego zmienić. Bo obrazek jest piękny i sytuacja bardzo do przemyślenia dla nas, ludzików z 2000 lat po tym wydarzeniu. Tu nie chodzi o cud - chociaż niewątpliwie trzeba odnotować, że do takiej kategorii zdarzenie to należy zakwalifikować. Tu chodzi o zachowanie Piotra, jego podejście, nastawienie, to w oparciu o co i o Kogo działa.

Ilu ludzi mogło tamtędy chodzić codziennie, obok tego wejścia do świątyni? Pojęcia nie mam, pewnie - nie tylko na ówczesne warunki - sporo. Miał, co tu ukrywać, żebrać, czyli zarabiać na siebie. Chromy czyli nie chodzący, pozbawiony władzy w nogach - czyli właściwie jakiejkolwiek wtedy możliwości zarobienia i utrzymania, skazany na los żebraka i litość ludzi (albo jej brak). Nie sądzę - i z zapisu autora natchnionego nie wynika - aby zdawał sobie sprawę, że trafił na uczniów Jezusa, o którym zresztą pewnie też nie słyszał. Tak, jak do innych - wyciągnął rękę, czekając na jakiś grosz. 

Piękne jest to, jak Piotr dokonał cudu - a może to przede wszystkim wiara Piotra tego dokonała. Ale zwróć uwagę, w jaki sposób postąpił, jakich on słów użył. Tamten biedak - nie znany nam z imienia - nie czekał na nic poza jałmużną (w obrazkach ewangelicznych tyle razy ktoś szukał u Jezusa wprost uzdrowienia - tu jest inaczej), a otrzymał o wiele więcej. Piotr jakby się tłumaczył - nie mam złota i srebra - a jednocześnie pozwala zastanowić się: jaką ono ma tak naprawdę wartość? Co ono daje? Temu choremu - mógłby mieć pałac, a i tak nie stanął by przez to na nogi. Ale Piotr dzieli się z żebrakiem czymś o wiele większym, wspanialszym i piękniejszym - mocą, jaką Bóg dał tym, którzy Mu ufają bez granic. Dlatego tamten wstaje, może skakać, dziękować i radować się uzdrowieniem. 

Niedowiarek powie - no co, jesteś wierzący? W sumie, jestem. To weź zrób coś podobnego. Uuu... Moja wiara jest za mała - ziarnko gorczycy to przy niej gigant. Nic nie szkodzi. Zresztą - kto wie, jeśli Bóg by zechciał... Ale to bez znaczenia. On może tego dokonać - uzdrowić ciało, a może czasami ważniejsze: serce, duszę. Bóg nadal tak działa - jeśli tylko chcę to zauważyć, a nie temu zaprzeczać. 

To wskazówka też dla nas. Można dzielić się z potrzebującym tym, co materialne - i chwała wszystkim, którzy (bez względu na kwoty!) robią to systematycznie, a nie od jednego wyrzutu sumienia do kolejnego. Ale można człowiekowi pomóc - i czasami tylko tego potrzebuje - także w inny sposób. Dać możemy najwięcej także nie dając materialnie nic. Dzieląc się tym, co sami otrzymaliśmy od Niego. Mnożenie przez dzielenie.

Niech nas prowadzi światło Zmartwychwstania!


Bóg nas zadziwia w swoim Synu, bo znowu czyni coś po ludzku niezrozumiałego. Zamiast uciec z krzyża, zdezerterować, Jezus trwa tam do końca i umiera za każdego z nas. 

Życzę Ci i Twoim bliskim, aby każdy z nas potrafił tak samo iść przez życie - nie byle jak, w układach, w zakłamaniu, idąc na łatwiznę i odgrywając jakąś rolę, ale mając swój kręgosłup, swoje poglądy, swoją wiarę i najważniejsze dla siebie wartości. 

Oby te święta były piękne, pełne pokoju napełniającego serca, a każdy gest, uczynek, słowo czy myśl stanowiły wyraz radości z tego, że On zmartwychwstał i żyje. 

Niech nas prowadzi światło Zmartwychwstania!