Nie ja tu jestem najważniejszy. Tylko sprzątam, przygotowuję teren. Idę przed Jezusem do miejsc, gdzie On sam niebawem zamierza pójść. To nie moje rozważanie porusza ludzi. (Marcin Jakimowicz, "Pełne zanurzenie")

piątek, 30 grudnia 2011

Uświęcaj się w rodzinie

Zmiany, zmiany... Sufragan opolski bp Jan Kopiec został nowym biskupem gliwickim, zaś ordynariusz zamojsko-lubaczowski bp Wacław Depo został podniesiony do godności arcybiskupa i skierowany jako metropolita do Częstochowy. 

Rok zbliża się ku końcowi, trudno więc nie pokusić się o małą refleksję. Ja np. dzisiaj przed pracą nie zamierzałem iść na Mszę, ale poszedłem - bo wczoraj uzmysłowiłem sobie, że na wczorajszej w ogóle nie modliłem się, dziękując za ten kończący się 2011, ani nie prosiłem za zaczynający się pojutrze 2012. W ogóle, ten tydzień udany - poza wolną środą byłem na Mszy w każdy dzień tygodnia. 

To był bardzo dobry rok. Wiele się wydarzyło. Najpierw w marcu nasza rodzinka się powiększyła o Dominisia. Pomieszkiwaliśmy u teściów - jak się okazało, mieliśmy już na poprzednie mieszkanie nie wrócić. Podjęliśmy decyzję, Bóg pomógł, wiele rzeczy bardzo pozytywnie dla nas się zbiegło, i właściwie w ciągu 2 tygodni staliśmy się właścicielami mieszkania. Potem był remont, który wystukał nas z kasy, ale pozwolił przygotować porządnie nasze własne mieszkanie. I od lipca jesteśmy już tak naprawdę na swoim, we trójkę z malutkim. Dobrze nam się tam mieszka. Tuż po tym zdecydowałem ponownie próbować na aplikację - i znowu sukces, choć wysiłek naprawdę duży. Udało się, zaczyna się ona formalnie za kilka dni. Wyzwań, także po prostu finansowych, sporo przed nami - ubezpieczenie, aplikacja, szczepienia. Ale jest nam dobrze, jest miłość, jesteśmy dla siebie i ze sobą. I mam nieodparte wrażenie, że w to - w nas, w siebie nawzajem - inwestując, dobrze inwestujemy. 

Dzisiaj, co się rzadko zdarza (zwykle jest to niedziela po Narodzeniu Pańskim) Kościół w liturgii czci Świętą Rodzinę. Pięknie się to wszystko zbiega. Bo rodzina to podstawa. Czemu jest na świecie tyle dramatów, zła, przemocy? W dużej mierze dlatego, że ktoś gdzieś kiedyś został skrzywdzony w swojej rodzinie, wychowywał się bez którego z rodziców. To na pewno uproszczenie jakieś, ale niestety, tak jest. Rodzina to podstawa. Kto to neguje, nie tylko podcina swoje własne korzenie, ale skazuje na złe wzorce własne dzieci. Ja sam widzę, jak często zastanawiam się, co robię, co mówię, bo tuż obok siedzi czy leży to maleństwo, które - nic nie rozumiejąc - wpatruje się we mnie swoimi wielkimi oczkami, bacznie obserwuje, zapamiętuje. I kiedyś będzie taki, jak ja go nauczyłem, jaki ja mu wzór dałem. On sam, i jego dzieci, wnuki... Wielka odpowiedzialność, ale i wielka radość - móc takiego człowieka kształtować. A największa - gdy po latach móc powiedzieć, że się to zrobiło dobrze. Że nauczyłeś to maleństwo, jak być dobrym, porządnym człowiekiem, który potrafi rozumnie kochać i patrzeć dalej niż na czubek swojego nosa i czuć się odpowiedzialnym nie tylko za swoje, przepraszam, cztery litery.

Dzisiaj ludzie krzyczą o zrównaniu konkubinatu z małżeństwem, o możliwości legalizacji małżeństw homoseksualnych, o wychowywaniu dzieci przez homoseksualne pary. Co to znaczy? Że idziemy na łatwiznę coraz bardziej. Że mamy konsumpcyjne podejście nawet do miłości, do związku. Skoro boisz się ślubu, przysięgi, zobowiązania nie tylko przed urzędnikiem (a nawet - tylko w urzędzie) - to znaczy, że zostawiasz sobie furtkę, nie jesteś pewien, chcesz mieć gotową drogę do ewakuacji. Nie spodoba się - to się rozstaniemy. Nie ta/ten - to inna/inny. Po co się ograniczać. Wygodne, co? Tylko przy takim podejściu trudno oczekiwać wzorców i woli wychowywania dzieci, które przecież w związkach nieformalnych i niesakramentalnych się pojawiają. Nic dziwnego, że w 2009 rozlatywało się co 3 małżeństwo (i to tylko formalnie, mam na myśli rozwodników; wyliczone wobec stosunku małżeństw zawartych do rozwodów). Nic dziwnego, że ludzie sami żyją wg co najmniej dziwnych i dyskusyjnych wartości, żeby nie powiedzieć że bez nich. Nic dziwnego dalej, że w takim stanie nie potrafią nic wartościowego nauczyć ani przekazać swoim dzieciom. 

Wystarczy. Te mało optymistyczne prawdy widać na każdym kroku. A ja, u schyłku jednego i u progu drugiego roku, chcę Wam wszystkim i każdemu czytającego te słowa życzyć, aby nigdy nie wahał się inwestować najpierw w rodzinę, w relacje, w to co buduje; i po trzykroć się zastanowił nad czymkolwiek, co do czego ma wątpliwości, że może rodzinie zaszkodzić. Kochajmy się, szanujmy i budujmy rodziny pełne, szczęśliwe, zdolne przekazać dalej nie tylko umiejętność rozmnażania się, ale też pewne wartości i punkty odniesienia, ważne dla nas, i mające być ważnymi dla naszych dzieci. Niech ten kolejny 2012 rok będzie piękny, owocny, dobrze wykorzystany. Aby był to dobry czas otwierania się na Boże propozycje i wykorzystywania możliwości, które On nam da przez następne 366 (tak, rok przestępny) dni. 


Święta Rodzina to dobry przykład do naśladowania, dobry punkt wyjścia na nowy rok.

3 komentarze:

  1. notka długa ale tytuł wspaniały :) uświęcaj się w rodzinie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Myślę że to, co dzieje się dziś chociażby w Polsce z rodziną jako taką, to sygnał, że z całym społeczeństwem jest coś nie tak. Z historii wiadomo, że zawsze tam, gdzie upadała rodzina, tam upadała cywilizacja czy kultura jakiegoś narodu - widać to jeszcze bardziej w Rosji i na Ukrainie, jak porozwalał tam rodzinę najpierw ustrój komunistyczny, a potem "nachapanie się" tym, co daje kapitalizm. Albo starożytny Rzym.
    Życzę wspaniałego i szczęśliwego roku 2012! :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Cieszę się, że spotykam osobę myślącą podobnie, mającą podobne priorytety, do tego mężczyznę, co się coraz rzadziej zdarza. Pozdrawiam i zapraszam

    www.ku-rodzinie-szczesliwej.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń