Nie ja tu jestem najważniejszy. Tylko sprzątam, przygotowuję teren. Idę przed Jezusem do miejsc, gdzie On sam niebawem zamierza pójść. To nie moje rozważanie porusza ludzi. (Marcin Jakimowicz, "Pełne zanurzenie")

poniedziałek, 23 listopada 2015

Królestwo we mnie


Piłat powiedział do Jezusa: Czy Ty jesteś Królem żydowskim? Jezus odpowiedział: Czy to mówisz od siebie, czy też inni powiedzieli ci o Mnie? Piłat odparł: Czy ja jestem Żydem? Naród Twój i arcykapłani wydali mi Ciebie. Coś uczynił? Odpowiedział Jezus: Królestwo moje nie jest z tego świata. Gdyby królestwo moje było z tego świata, słudzy moi biliby się, abym nie został wydany Żydom. Teraz zaś królestwo moje nie jest stąd. Piłat zatem powiedział do Niego: A więc jesteś królem? / Odpowiedział Jezus: / Tak, jestem królem. Ja się na to narodziłem i na to przyszedłem na świat, aby dać świadectwo prawdzie. Każdy, kto jest z prawdy, słucha mojego głosu. (J 18,33b-37)
O tym Bożym Królestwie pisałem dosłownie z tydzień temu. Właściwie już tylko w Modlitwie Pańskiej, a więc "aż" w każdej Mszy Świętej, zostało takie - pewnie dla wielu nieświadome w ogóle - wspomnienie, kiedy wypowiadamy słowa przyjdź Królestwo Twoje. O co się modlimy? O Jego królowanie w naszych sercach już dzisiaj, tutaj, teraz, żeby ta Boża rzeczywistość nie była żadną utopią czy bajką, ale stawała się tym, w czym żyjemy, poruszamy się i jesteśmy. Ale też właśnie - i może przede wszystkim - o to, aby On przyszedł ponownie do nas, po nas. Wyrażamy naszą tęsknotę do momentu przejścia, kiedy to, co jest, się zakończy, a Bóg uczyni wszystko nowym, odmieni, otoczy chwałą. 

Znamienny jest początek tekstu - Jezus pyta Piłata o intencje, o powód Jego pytania. On, który nigdy nikim się nie brzydził, nikogo (nawet stygmatyzowanych chorych czy trędowatych) nie unikał - zadaje proste pytanie: do czego ty, człowieku, zmierzasz, i co chcesz usłyszeć. On, Ten, który zna myśli serca. I oczywiście miał rację - Piłat z jednej strony, najpierw, szukał pretekstu do skazania Jezusa i potwierdzenia stawianych przez Żydów zarzutów bluźnierstwa i podawania się za Mesjasza - jak widać, Jezus nie próbował się jakoś uwolnić z opresji, potwierdził swoje pochodzenie i posłannictwo od Boga. Z drugiej jednak, paradoksalnie, jak wiadomo z dalszej części tekstu, w późniejszej części dramatu Wielkiego Piątku Piłat będzie starał się Jezusa obronić, uchronić od kary; z przyzwoitości trzeba przyznać, mało skutecznie - co skończy się słowami "krew na was i na dzieci wasze" i symbolicznym, acz świadczącym wyłącznie o tchórzostwie, symbolicznym geście umycia rąk przez namiestnika. (Pewna, dość ciekawa, powieść zasugeruje później, że Piłat pod wpływem tych wydarzeń i swojej żony podąży śladami Zmartwychwstałego i stanie się jednym z pierwszych męczenników Kościoła - kto wie?) 

Trzeba to powiedzieć jasno i wyraźnie: Jezus Chrystus przyszedł, aby dokonać przewrotu kopernikańskiego i uświadomić każdemu człowiekowi jego godność jako dziecka Bożego, umiłowanie i praktycznie nieskończone miłosierdzie, jakie ma dla człowieka Bóg. To jest dar, który człowiek - przyjmując - równocześnie czyni Boga w Trójcy Świętej jedynego swoim Panem i Królem. W sercu, w myślach, w uczynkach też bo tu nie może być sprzeczności - ale jest to dar ukryty, jest to relacja, więź, a więc coś przede wszystkim nienamacalnego. My mamy być tym Królestwem - z jednej strony nie z tego świata, bo odnoszącym się do zupełnie innych wartości, z drugiej strony już kiełkującym tu i dzisiaj, w tobie i we mnie. 

Tutaj chciałbym wyjaśnić dwie kwestie. 

Po pierwsze, Jezus nie jest królem w złotej klatce, jak jakaś złota rybka. Jemu nie zależy na tym, aby zostać zamkniętym w najpiękniejszym kościele i żeby wszyscy naokoło się zachwycali (pytanie, czy Nim czy kościołem?). Chyba trafnie niektórzy mówią o tym, że Kościół - księża, wierzący - najchętniej ograniczają Pana Boga do tego cotygodniowego minimum godzinnej Mszy Świętej, no od biedy w święta, ale aby broń Boże nie wyściubiał nosa z kościoła i nie kazał czegokolwiek robić publicznie. Stąd tak bardzo dużo oporu, zdegustowania i po prostu niezrozumienia dla apelu papieża Franciszka, aby wychodzić na ulice, aby robić raban, aby mówić o Bogu zawsze i wszędzie - a nie tylko odsiedzieć w swoje w ławce, przespać sumiennie kazanie, odbębnić różaniec (sam odmawiam często). Bóg chce zakrólować w sercu każdego człowieka i prosi, abyśmy pomogli Mu tego człowieka spotkać. 

Po drugie, pomysły w stylu intronizacji Jezusa Chrystusa na formalnego Króla Polski (Rozalia Celakówna itp.) to po prostu bzdura i dowód na kompletnie niezrozumienie tego, gdzie i w jakiej materii Jezus pragnie królować. Tak jak tamci Mu współcześni, którzy chcieli szykować wojsko i zbrojne powstanie przeciwko cesarstwu rzymskiemu - "bo nam się wydawało...". Źle się wydawało i źle się wydaje ich naśladowcom dzisiaj. Jego królowanie ma się objawiać w naszych deklaracjach, słowa, ale przede wszystkim codziennych czynach, najprostszych nawet wyborach życiowych. 

W tym, jakie wartości (nie jaką partię) popierasz i na kogo głosujesz - też, pewnie. W tym, czego uczysz swoje dzieci, jaki dajesz im przykład, czy jesteś pobożny na pokaz, czy modlisz się z rodziną, czy twoja wiara to pustosłowie i właściwie niezrozumiałe, bezmyślnie powtarzane ceremonie i gesty, czy odpowiedź na zaproszenie Boga "przyjdźcie na ucztę!", bo tego potrzebujesz i pragniesz. Na to jest zawsze czas - Dobry Łotr załapał się w ostatniej chwili życia, wisząc i dogorywając na krzyżu. Świetnie to określił o. Maciej Biskup OP, mówiąc o "intronizowaniu Chrystusa w swoim osobistym życiu, zaczynając od słyszalnej dla świata deklaracji w izdebce serca". Nie na pokaz. Nie pod sztandarami i złoconymi chorągwiami, w pierwszej ławce w kościele, żeby wszyscy sąsiedzi i znajomi widzieli. Dla Boga, szczerze, autentycznie. Jeśli przyjdzie okazja - daj świadectwo; jeśli nie - uwielbiaj Go i uczyń królem swojego życia i w ukryciu. 

O jednym trzeba pamiętać. Jeśli zapraszasz Boga do swojego życia i proponujesz Mu: "zakróluj w moim sercu", to bądź konsekwentny. Niech to będzie i spontaniczna, ale świadoma decyzja. Nie, niczego nie stracisz. Ale potraktuj Go poważnie - tak, jak On zawsze traktuje ciebie. 

Uroczystość Chrystusa Króla to jakby taka klamra wieńcząca i zamykająca kolejny rok liturgiczny AD 2015 - za tydzień rozpocznie się Adwent czyli AD 2016. Ja to odczytuję jako zachętę - postaraj się znowu, nie tylko na czas adwentowy, i zaproś Boga do swojego życia, oddaj Mu je, może zdobądź się na jakąś deklarację czy postanowienie bynajmniej nie tylko adwentowe (nie, nie chodzi o górnolotne deklaracje - coś na twoją miarę: modlitwa codziennie w jakiejś intencji, może jakieś umartwienie małe, albo dziesiątek różańca - da się, uwierz mi). Bóg przychodzi, aby zakrólować w tobie jako twój osobisty Pan i Zbawiciel - a nie tylko dziadek z brodą/świecące oko w trójkącie, ten "jakiś bóg albo sprawca wszystkiego", bliżej nieokreślony absolut. 

Jego Królestwem na ziemi masz być właśnie ty. 

Niestety, przykra dygresja. 

Wczoraj, Msza Święta wieczorna. Pani Danusia, o której pisałem, odstawiła show na cały kościół, z moim niewielkim udziałem. Przed Mszą próbowała wymusić na księdzu w zakrystii czytanie jednego z czytań mszalnych - ksiądz dał odpór. Co zrobiła? Jak się okazało, gdy już wyszliśmy do ołtarza... zabrała sobie do ławki lekcjonarz. Ksiądz wyraźnie powiedział - ona nie czyta, ja mam to zrobić. Ruszyłem do I czytania w trakcie kolekty, żeby ją uprzedzić przy ambonie i kobieta się zastanowiła. I co? Nic. Wyszła z ławki i podeszła - zdążyłem tylko wyłączyć mikrofon, jak się zaczęła przy ambonie przepychać, żeby ludzie nie słyszeli. Zaczęła się wpychać, i co miałem zrobić? Odszedłem i usiadałem. 

Wstyd straszny. Ja się nie przejmuję sobą - ale że coś takiego ma miejsce w kościele, przy ołtarzu, w trakcie Mszy Świętej? Niektórzy przyjęli to z rozbawieniem, ale pewnie są tacy, którzy się zgorszyli, i mieli prawo. Ta osoba jest chora i to jest oczywiste - ale takie sytuacje nie mogą mieć miejsca... Człowiek przychodzi się pomodlić, a wychodzi na to, że się tylko denerwuje. 

Pomódlcie się za nią, bo to się robi naprawdę niebezpieczne. Żeby się kobieta opamiętała. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz