Nie ja tu jestem najważniejszy. Tylko sprzątam, przygotowuję teren. Idę przed Jezusem do miejsc, gdzie On sam niebawem zamierza pójść. To nie moje rozważanie porusza ludzi. (Marcin Jakimowicz, "Pełne zanurzenie")

wtorek, 17 listopada 2015

Pani Danusia

Wpis kompletnie nieplanowany. A jednak, życie jest bogate.

Poranna Msza Święta w kościele nieopodal. Czekam na księdza w zakrystii, a tu pojawia się nagle starsza pani, nazwijmy ją (anonimizacja przede wszystkim :D) Danusią. Widzę, że czai się przy wejściu do zakrystii - ksiądz w tym czasie spowiada.

Pani Danusia czai się, żeby poprosić księdza, żeby mogła przeczytać czytanie - i teoretycznie w samym takim pragnieniu nie ma nic złego. Ksiądz się pojawia, pani Danusia zadaje pytanie, czy ona może przeczytać, na co ksiądz, niechętnie, zgadza się - patrząc na mnie i mówiąc, że ja zaśpiewam psalm. Dla mnie - żadna różnica, może być. Co się dzieje na Mszy? Czyta czytanie... i nie odchodzi. Dobrze, że nie wstałem do tego psalmu - bo by zabawnie wyglądało: ja idę, a ona mi zagradza drogę i kurczowo trzyma się ambony. I pani Danusia zaczyna śpiewać psalm. Dramat, zawodzi, jęczy i fałszuje. Proboszcz osłupiał i patrzy na mnie, ja na niego. Widzę, że go szlag przysłowiowy trafia. Ja zaśmiałem się pod nosem - takie sytuacje biorę "na miękko", nie ma co się napinać, nie pierwsza taka i nie ostatnia - "żeby tylko księdza puściła do ambony do przeczytania Ewangelii". Widzę, proboszcz wkurzony. Bez sensu - na Mszy. Przecież nie po to - ani on, ani ja, ani nikt inny z kilkunastu osób w kościele - przyszliśmy do ołtarza.

Msza się kończy, wracamy do zakrystii. Jeszcze się nie przebraliśmy, a w drzwiach staje - oczywiście, pani Danusia. Nie czekając i nie znoszącym sprzeciwu tonem "każe" proboszczowi podejść, bo ona ma "3 sprawy". Proboszcz się wkurzył na bezczelność i jej mówi, słychać nerwy, że nie może tak być, że ona sobie robi w trakcie Mszy Świętej to, co się jej podoba, i w takim razie nie będzie czytała. Ja w tym czasie chowam albę do szafy. Pani Danusia spokorniała? Bynajmniej. "Niech ksiądz sobie lepiej otworzy Biblię, tam gdzie jest napisane o miłosierdziu i życzliwości. A teraz proszę tu podejść". Zgłupiałem - co za tupet. Nie śledziłem dalej dyskusji, bo proboszcz się dopiero wtedy wściekł - i nie dziwię się.

Szerszy kontekst. Pewnie każda - albo większość - parafia ma taką swoją panią Danusię. Tu nie chodzi o to, że ona chce - ale po co, i czego ona chce. Pani Danusia ma w sposób oczywisty zaburzenia psychiczne - co przejawiało się w szeregu zupełnie niezrozumiałych zachowań, jak choćby to, że kiedyś jednego z księży wyzwała przy osobach trzecich od świń, aby może 2 dni później na jakimś opłatku duszpasterstwa biec do niego z opłatkiem i zasypywać życzeniami. Nie bardzo kontaktuje, co robi, przynajmniej czasami - to jest przykre. Nie wnikam, być może jest osobą bardzo wierzącą - a może dewotką? Nie mnie to oceniać. Wszystkim wiadomo, że mąż pani Danusi jest szafarzem w parafii obok i pani Danusia po prostu nie może znieść tego, że ona nie może zaistnieć jakoś wyraźnie w swojej parafii. Należy do wszystkich możliwych tradycyjnych grup duszpasterskich - Żywy Różanie, Akcja Katolicka itp. ... i grupy te z dużym uporem rozwala od środka. Wszystko wie najlepiej, wszystkich ustawia, nie przyjmuje do wiadomości, że ona nie jest wodzirejem i wszyscy nie będą robili tego, co ona chce (czyli siedzą a ona robi wszystko sama). Osoby z tych duszpasterstw często w niedziele zbierają przed kościołem po Mszach Świętych ofiary na różne cele - kiedy wypada kolej pani Danusi, zawsze zabierze większą puszkę na ofiary i przegoni drugą osobę, która też ma zbierać, do mniejszego bocznego wyjścia. Nie przyjmuje żadnych argumentów, czy to od ludzi, czy od duszpasterzy - w tym roku pojawili się 2 nowi księża, każdy z założenia otwarty, ale bardzo szybko przekonali się co do jej zamiarów. 

Pani Danusia po prostu lubi być widziana w kościele, i w tym zakresie nie wystarczy jej siedzenie w pierwszej ławce (bliżej, bardziej na środku się nie da) - więc pcha się do prezbiterium przy byle okazji. Pycha? Pewnie tak. Nie chcę oceniać - na ile to są jakieś jej cechy, a na ile choroba, widoczna gołym okiem. 

Problem polega na tym, że pani Danusia zniechęca ludzi do uczestniczenia w Mszach Świętych i wchodzenia w grupy duszpasterskie. Dzisiaj także - kiedy jedna osoba zobaczyła ją "startującą" do ambony, po prostu wstała i wyszła. Ludzie, jak to w parafii (miejska, nie wiejska) znają panią Danusię dobrze, doświadczyli sami jej "życzliwości" (wszystkim zwraca na wszystko uwagę - ten źle klęka, ten źle się żegna, ten za głośno drzwi zamyka - oj, długo by można), czy to w kościelnej ławce, czy w ramach jakiegoś duszpasterstwa czy inicjatywy - albo co najmniej o niej słyszeli. To ludzi odstrasza i zniechęca - widzą to jej gwiazdorstwo, religijność na pokaz, parcie na szkło. Czyli, koniec końców, szkodzi więcej niż daje. 

Żeby było jasne - co do zasady ja jestem bardzo gorącym zwolennikiem tego, aby świeccy angażowali się w liturgię. Oczywiście, że tak. Szczególnie, gdy nie ma zbyt wielu lektorów - nie ma komu czytać czytań mszalnych, śpiewać psalm i aklamację, przeczytać wezwania modlitwy powszechnej; a nawet, jeśli są, to przecież można się podzielić (ja nie mam z tym problemu: czytanie, psalm, modlitwa powszechna - 3 elementy, można się spokojnie podzielić). Jeśli ludzie chcą i to wyartykułują - świetnie, niech czytają, śpiewają; oczywiście, o ile nie ma obiektywnych przeciwwskazań (jakaś wada wymowy, która czyni czytanie niezrozumiałym, albo brak umiejętności w zakresie śpiewu). To jest bardzo fajne i budujące, kiedy świeccy włączają się w liturgię - nie tylko poprzez liturgiczną służbę ołtarza. W tym kontekście zastanawiam się - ile osób zaniechało zamiaru włączenia się w liturgię w parafii - bo zobaczyło, że muszą "konkurować" z panią Danusią. 

Smutne to jest. Mam nadzieję, że proboszcz kwestię pani Danusi rozwiązał. Za nią po prostu trzeba się modlić... o co? Po prostu modlić. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz