Nie ja tu jestem najważniejszy. Tylko sprzątam, przygotowuję teren. Idę przed Jezusem do miejsc, gdzie On sam niebawem zamierza pójść. To nie moje rozważanie porusza ludzi. (Marcin Jakimowicz, "Pełne zanurzenie")

sobota, 24 października 2015

Beton i poklepywanie

W tym samym czasie przyszli niektórzy i donieśli Mu o Galilejczykach, których krew Piłat zmieszał z krwią ich ofiar. Jezus im odpowiedział: Czyż myślicie, że ci Galilejczycy byli większymi grzesznikami niż inni mieszkańcy Galilei, że to ucierpieli? Bynajmniej, powiadam wam; lecz jeśli się nie nawrócicie, wszyscy podobnie zginiecie. Albo myślicie, że owych osiemnastu, na których zwaliła się wieża w Siloam i zabiła ich, było większymi winowajcami niż inni mieszkańcy Jerozolimy? Bynajmniej, powiadam wam; lecz jeśli się nie nawrócicie, wszyscy tak samo zginiecie. I opowiedział im następującą przypowieść: Pewien człowiek miał drzewo figowe zasadzone w swojej winnicy; przyszedł i szukał na nim owoców, ale nie znalazł. Rzekł więc do ogrodnika: Oto już trzy lata, odkąd przychodzę i szukam owocu na tym drzewie figowym, a nie znajduję. Wytnij je: po co jeszcze ziemię wyjaławia? Lecz on mu odpowiedział: Panie, jeszcze na ten rok je pozostaw; ja okopię je i obłożę nawozem; może wyda owoc. A jeśli nie, w przyszłości możesz je wyciąć.(Łk 13,1-9)
Lubimy się podnosić na duchu, pocieszać, poklepywać po ramionach - jest dobrze, a nawet jak nie jest tak dobrze jak by się chciało, to są tacy, co mają gorzej... Bardzo chrześcijańskie, prawda? A jednak. Jak się komuś - w rodzinie, sąsiadowi, koledze - noga powinie, to aż się iskierki w oczach pojawiają: uff, jak to dobrze, że nie ja... i od razu, na jednym oddechu, dodawane - no co, ma za swoje, prawda? Dokładnie tak samo rozumowali tamci z dzisiejszego ewangelicznego obrazka - Piłat tamtych dorwał, a nie nas; tamtym się na łeb wieża zwaliła, to pewnie musieli Bogu podpaść. Tak samo, gdy w innym miejscu Jezus uzdrowił bodajże głuchoniemego - ludzie, można uznać, bardziej zajmowali się tym, za czyje niby to grzechy tamten był "pokarany przez Boga" chorobą. 

Jezus takich zbyt zadowolonych z siebie po prostu betoni - nie ma się z czego głupkowato cieszyć, zmień coś w sobie, albo twój koniec będzie równie marny. Co jak co, ale śmierć jest pewnikiem - być może Zbawiciel miał na myśli to, że tamci nie byli na nią gotowi, nie otworzyli swoich serc przed Bogiem i szli przez życie własną drogą, ewentualnie może oddając Panu Bogu świecę (jak to pobożni Żydzi), a diabłu ten przysłowiowy ogarek. Jak to w znanym polskim przeboju, można powiedzieć, że "życie choć piękne, tak kruche jest" - i to jest rzeczywistość, którą chrześcijanin powinien mieć zawsze przed oczami. Nie po to, aby się bać. Ten, kto poznał Boga, ukochał Go i stawia Jego Słowo na pierwszym miejscu, żyjąc nim, nie ma się czego bać - bo jest po prostu gotowy, i to, czy umrze dzisiaj, za tydzień, czy za 50 lat nie ma znaczenia. Boją się ci, którzy wszystko - w tym Boga - odkładają na to magiczne "później", na które czasami życia nie starcza, bo potrafi się ono skończyć dla nas i w czasie i w miejscu zupełnie niespodziewanym. "A bo ja myślałem... miałem tyle planów". A może liczą na coś więcej? Być może, tylko raczej bezpodstawnie. Ciśnie się na na usta to, co zmarłemu bogaczowi z przypowieści o nim i Łazarzu miał powiedzieć Abraham: "jeśli Mojżesza i Proroków nie słuchają, to choćby kto z umarłych powstał, nie uwierzą" (Łk 16, 31). Objawienie jest kompletne, mamy wszystko podłożone pod nos - i do nas należy wybór, co z tym robimy, oraz wszystkie jego konsekwencje. To się nazywa ładnie wolną wolą - czymś, co nawet Bóg, mimo że większy od nas w sposób absolutnie nie do ogarnięcia, szanuje i nie łamie. 

No właśnie, logika Boża. Zupełnie po ludzku bez sensu, prawda? Pokazuje to pięknie - na nasze szczęście - ostatni kawałek dzisiejszego tekstu, ten o właścicielu winnicy i nieurodzajnym drzewie figowym. Ta sytuacja powtarza się bowiem tak naprawdę w życiu każdego jednego - mnie, ciebie - przy każdym naszym upadku, których, wiem dobrze po sobie, potrafi być niezliczona ilość. Każdego dnia. Mniej lub bardziej bezmyślnie, zamiast wykorzystać szansę i owocować, robimy z siebie takie liche drzewka oliwne, które każdy inny by wyciął w pień i przeznaczył na podpałkę - no bo na co ma stać, skoro nic z niej nie ma? A jednak, znowu ta Boża perspektywa - On lubi pokazywać, że każdy ma w sobie to coś, co pozwala dać dobre owoce; osobną sprawą jest to, że często potrzeba na to bardzo dużo czasu. Bóg jest cierpliwy i liczy na to, że coś z nas będzie. Każde beznadziejne drzewko dostaje swoją szansę, dopóki żyje - ma szansę owocować. 

Tylko że ten czas się kiedyś skończy. Tego nie wiemy, i nie dowiemy się - ile go mam ja, ile masz go ty. Na tym polega zabawa. Tylko że... to nie jest zabawa. Bo stawką jest twoje życie, twoje zbawienie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz