Nie ja tu jestem najważniejszy. Tylko sprzątam, przygotowuję teren. Idę przed Jezusem do miejsc, gdzie On sam niebawem zamierza pójść. To nie moje rozważanie porusza ludzi. (Marcin Jakimowicz, "Pełne zanurzenie")

niedziela, 11 października 2015

Bajka z przesłaniem

Posiadanie małego dziecka ma to do siebie, że człowiek - mniej lub bardziej z własnej woli - zapoznaje się z dorobkiem kinematografii przypisywanej zwyczajowo choćby przedszkolakom. 


Otóż mój pierworodny ostatnio oglądał był film pt. Ups! Arka odpłynęła i jakoś tak wyszło, że ja również się zapatrzyłem: jakby mimochodem najpierw, później nawet z zaciekawieniem. 

Nie, nie chodzi o temat starotestamentalnego potopu jako tło całości - chociaż takowe jest i jakby cała akcja zasadza się na tym, że wszyscy przed nim uciekają. Nie uświadczysz tam jednak ani Noego, ani jego rodziny - tylko zwierzęta. Wszyscy gorączkowo przygotowują się do wejścia na arkę - jednakże pojawia się problem. W ramach konwenansów, nawet zwierzęcych, okazuje się, że wcale nie ma tam miejsca dla każdego. Okazuje się, że wejść nie mogą zwierzęta odmienne - takie jak gryfy, grimpy, ale również skądinąd przesympatyczne, wymyślone na potrzeby bajki, pluszczaki (czyli hybrydy tapira, tukana, szynszyla i paru jeszcze innych zwierząt). Dziwolągom utapirowany kapitan statku - lew - w towarzystwie leminga i nosorożca jako komisji kwalifikującej do zaokrętowania mówi nie, i muszą na własną rękę radzić sobie z walką o przeżycie. W tym gronie znajduje się pluszczak Finni z tatą Dave'm, jak również grimp Ida z mamą Hazel - przy czym młodzi Finni i Ida zostają w całym zamieszaniu związanym z arką rozdzieleni od rodziców, którzy odpływają "na gapę" arką i w towarzystwie duetu wieloryba Moby'ego z pasożytem Szałaputem na własną rękę uciekają przed żywiołem. 

Film chyba ciut za szybko się toczy - w sensie dynamiki, akcji, szczególnie mając na uwadze dzieciaki jako widzów. Świetny polski dubbing (Lubaszenko, Żak, Barciś, Foremniak). Konwencja też wydaje się dość przewidywalna, ale w pozytywnym sensie - o życiowych sprawach i dylematach, ale z humorem, happy endem, niejako na poziomie percepcji zarówno dziecięcej, jak i osoby dorosłej. Każdy w tym filmie znajduje coś dla siebie.

A dlaczego w ogóle o nim piszę? Bo jest mądry i pouczający. Pluszczak i grimp zostają praktycznie sami sobie, i muszą odnaleźć się w rzeczywistości bez rodziców, uciekając przed żywiołem, który niszczy wszystko. Idzie im to całkiem nieźle... aż do momentu, kiedy wpadają do wody i wydaje się, że to już koniec. A jednak nie! Dlaczego? Bo okazuje się, że pluszczaki to stworzenia wodne, które bez problemu oddychają i funkcjonują pod wodą. Czyli powódź im nie straszna, przetrwają - znajdując w wodzie m.in. zaginionych po drodze przyjaciół Moby'ego (który odkrywa, że także dla niego - wieloryba - woda to naturalne środowisko) i Szałaputa. 

Bóg ma dla każdego z nas, wyjątkowym, często mocno nie zrozumiały i kontestowany przez nas plan,który potrafi się objawić czasami dopiero w naprawdę ekstremalnych sytuacjach. Nie raz i nie dwa razy jest tak, że - jak ten pluszczak Finni - wydaje się nam, że On nas olewa, zapomniał, stworzył i porzucił, nie interesuje się, i zaraz wszystko szlag przysłowiowy trafi. A potem - olśnienie. On wpadł do wody i się nie utopił, bo tam może też żyć, tylko tego nie wiedział, nie był świadomy. A u mnie? Jak wiele musi się zawalić, jak trudno musi się zrobić, jak bardzo musi boleć - żebym zrozumiał, że jestem dokładnie tam, gdzie mam być? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz