Nie ja tu jestem najważniejszy. Tylko sprzątam, przygotowuję teren. Idę przed Jezusem do miejsc, gdzie On sam niebawem zamierza pójść. To nie moje rozważanie porusza ludzi. (Marcin Jakimowicz, "Pełne zanurzenie")

piątek, 15 maja 2015

Bóg w wielkim mieście

Czasami dodaję tu na dość przydługawej pewnie liście (po prawo od tekstu) nowe blogi. Pod wpływem tekstu z ostatniego GN dodałem dzisiaj kolejny. Dlaczego o tym piszę? 

Katarzyny Olubińskiej z twarzy nie kojarzę, natomiast z tekstu wynika, iż pracuje w TVN, prowadzi m.in. któreś pasmo śniadaniowe. Z bloga wynika, że pracowała już dla wielu dużych tytułów (kanałów) telewizyjnych. Faktem jest, że łączy "bycie" osobą znaną i kojarzoną z telewizornią, z wykorzystaniem tejże rozpoznawalności do działalności dość mało popularnej - bo do mówienia o Bogu. 

Autorka nie robi z siebie świętoszka - przyznaje się do zachłyśnięcia swego czasu wolnością, sukcesem pracą i tym wszystkim, co bardzo często, bez odpowiedniego punktu odniesienia, prowadzi do różnych życiowych dramatów (ci, którzy sobie z nimi poradzili, potrafią czasami zdobyć się na odwagę i na swoim przykładzie przestrzegać ludzi przed popełnianiem takich błędów - i chwała im za to!). Spodobało mi się, jak nawiązała tytułem bloga do serialu o tytule identycznym z tytułem jej bloga, z różnicą, że słowo "Bóg" należy zastąpić słówkiem "seks" - mówiąc o tym, że serial pokazuje kobiety pogubione i szukające akceptacji, miłości, a jej blog pokazuje, że Boga - odpowiedź na te wszystkie potrzeby i pragnienia ludzkiego serca - można znaleźć także wśród ludzi sukcesu, którzy też wierzą. Moja mała dygresja - szkoda, że tak niewielu decyduje się, ot, choćby w różnych akcjach, przyznać do tego. 

Unika określenia przez rozmówczynię mianem "ewangelizatorki pogranicza", podobnie "katocelebrytki" - skromnie mówi, że wykorzystuje swój warsztat, aby rozmawiać z ludźmi, staje się narzędziem. Dobra sprawa - Bóg działa także (przede wszystkim? o ile na to pozwolą) przez ludzi zdolnych. Komu więcej dano, od tego więcej wymagać będą... Dlatego piękne jest, że autorka chce inspirować ludzi - nie pisze dla samego pisania.   

Mnie urzekł cały sens tego tekstu. To nie jest tak, że Bóg to taka "nagroda pocieszenia" dla tych, którym się nie udało, nie mają pracy, są chorzy, nic im nie wychodzi, to niech się modlą, klepią różańce, przesiadują w kościele itp. Bóg prowadzi każdego i piękną sprawą jest, gdy człowiek - kiedy osiąga sukces, jest znany - potrafi o Nim mówić, przyznać się do Niego i wskazywać na Niego jako swój punkt odniesienia, a nie wypierać i przypisywać cały sukces tylko sobie i swojemu ego. Świetnie, że są takie osoby jak Katarzyna Olubińska, które mówią o tym wprost, otwarcie i nie wstydzą się ani do tego przyznać, ani o Nim mówić. 

Pięknie brzmią też słowa zachęty, jakie napisała na blogu na stronie o sobie: 
Ten blog powstał z potrzeby serca. Postanowiłam podzielić się z Tobą swoim doświadczeniem Boga i doświadczeniem ludzi, którzy spotkali Boga w codzienności swojego życia w wielkim mieście. Bo kiedy Bóg przychodzi do człowieka i robi w jego życiu to, co zrobił w moim, to trudno o tym milczeć i chciałoby się na każdym rogu krzyczeć: On naprawdę jest! Tu i teraz. Bliżej niż myślisz. Kocha nas. Szuka. Chce naszego szczęścia. Nie ma dla Niego rzeczy niemożliwych. Nigdy z nas nie rezygnuje, nawet jeśli my już sami zrezygnowaliśmy. U mnie właśnie tak to się zaczęło. Przyszedł do mojego życia nagle, jak wiatr i zmienił wszystko. Jeśli tu zajrzałeś to uważaj, bo może właśnie dotyka też Ciebie…
Zachęcam do zajrzenia... a może poszukania Boga w wielkim mieście :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz