Nie ja tu jestem najważniejszy. Tylko sprzątam, przygotowuję teren. Idę przed Jezusem do miejsc, gdzie On sam niebawem zamierza pójść. To nie moje rozważanie porusza ludzi. (Marcin Jakimowicz, "Pełne zanurzenie")

wtorek, 28 kwietnia 2015

Moje odbicie w Jego ranach

Jako że jak zwykle jestem "do tyłu", tym razem teksty ewangeliczne z 2 niedziel - II i III wielkanocnej.
Było to wieczorem owego pierwszego dnia tygodnia, tam gdzie przebywali uczniowie, gdy drzwi były zamknięte z obawy przed Żydami, przyszedł Jezus, stanął pośrodku i rzekł do nich: Pokój wam! A to powiedziawszy, pokazał im ręce i bok. Uradowali się zatem uczniowie ujrzawszy Pana. A Jezus znowu rzekł do nich: Pokój wam! Jak Ojciec Mnie posłał, tak i Ja was posyłam. Po tych słowach tchnął na nich i powiedział im: Weźmijcie Ducha Świętego! Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane. Ale Tomasz, jeden z Dwunastu, zwany Didymos, nie był razem z nimi, kiedy przyszedł Jezus. Inni więc uczniowie mówili do niego: Widzieliśmy Pana! Ale on rzekł do nich: Jeżeli na rękach Jego nie zobaczę śladu gwoździ i nie włożę palca mego w miejsce gwoździ, i nie włożę ręki mojej do boku Jego, nie uwierzę. A po ośmiu dniach, kiedy uczniowie Jego byli znowu wewnątrz /domu/ i Tomasz z nimi, Jezus przyszedł mimo drzwi zamkniętych, stanął pośrodku i rzekł: Pokój wam! Następnie rzekł do Tomasza: Podnieś tutaj swój palec i zobacz moje ręce. Podnieś rękę i włóż /ją/ do mego boku, i nie bądź niedowiarkiem, lecz wierzącym. Tomasz Mu odpowiedział: Pan mój i Bóg mój! Powiedział mu Jezus: Uwierzyłeś dlatego, ponieważ Mnie ujrzałeś? Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli. I wiele innych znaków, których nie zapisano w tej książce, uczynił Jezus wobec uczniów. Te zaś zapisano, abyście wierzyli, że Jezus jest Mesjaszem, Synem Bożym, i abyście wierząc mieli życie w imię Jego. (J 20,19-31) 
Uczniowie opowiadali, co ich spotkało w drodze, i jak poznali Jezusa przy łamaniu chleba. A gdy rozmawiali o tym, On sam stanął pośród nich i rzekł do nich: Pokój wam! Zatrwożonym i wylękłym zdawało się, że widzą ducha. Lecz On rzekł do nich: Czemu jesteście zmieszani i dlaczego wątpliwości budzą się w waszych sercach? Popatrzcie na moje ręce i nogi: to Ja jestem. Dotknijcie się Mnie i przekonajcie: duch nie ma ciała ani kości, jak widzicie, że Ja mam. Przy tych słowach pokazał im swoje ręce i nogi. Lecz gdy oni z radości jeszcze nie wierzyli i pełni byli zdumienia, rzekł do nich: Macie tu coś do jedzenia? Oni podali Mu kawałek pieczonej ryby. Wziął i jadł wobec nich. Potem rzekł do nich: To właśnie znaczyły słowa, które mówiłem do was, gdy byłem jeszcze z wami: Musi się wypełnić wszystko, co napisane jest o Mnie w Prawie Mojżesza, u Proroków i w Psalmach. Wtedy oświecił ich umysły, aby rozumieli Pisma, i rzekł do nich: Tak jest napisane: Mesjasz będzie cierpiał i trzeciego dnia zmartwychwstanie, w imię Jego głoszone będzie nawrócenie i odpuszczenie grzechów wszystkim narodom, począwszy od Jerozolimy. Wy jesteście świadkami tego. (Łk 24,35-48)
Niedziela Miłosierdzia Bożego to niedziela... Bożego niedowiarka, jak to mówią - pieszczotliwie (?) określając tak mojego imiennika. Ja się z tym sformułowaniem nie zgadzam - no chyba że przyjmiemy, że niedowiarkiem jest każdy nas. Takim właśnie Bożym niedowiarkiem. Serio. Bóg przychodzi do człowieka ze znakami męki (żeby pokazać, że to On a nie jakiś tam inny czy przebieraniec), i przynosić w tych zranionych rękach naznaczonych męką jedyny pokój, jaki na tym (i innym też) świecie ma sens: Boży pokój. Ludzkie serce reaguje spontanicznie - wielka radość, zrozumiała. Serca się radują - ale Jezus równocześnie przypomina, po co przychodzi, czego kontynuację i przedłużenie tamci z Wieczernika i ich następcy mają zapewnić. Głosić Ewangelię, posłani na dosłownie każde krańce i wszystkie ostatnie wioski świata (dzisiaj, paradoksalnie, misjonarze z jeszcze niedawno "końca świata" przybywają do niby takiej wiernej chrześcijańskiej Europy na misje, np. do Francji).

Czy Tomasz zrobił coś niestosownego? Nie. Sam Jezus zachęcał (drugi obrazek, z III niedzieli zmartwychwstania): chodźcie, zobaczcie rany, dotknijcie, próbuje po ludzku przekonać ludzi, że sam także jest człowiekiem, a nie zjawą, duchem. Wtedy też zaczyna od przekazania pokoju (tak dzisiaj potrzebnego światu - i którego, paradoksalnie, brakuje także pomiędzy podzielonymi częściami Kościoła...). Po co daje ten pokój? Tu można ładnie nawiązać do Bożego miłosierdzia -z tej wcześniejszej, II niedzieli zmartwychwstania i święta Miłosierdzia Bożego - Mesjasz przyszedł nie dla samego przyjścia, ale dla głoszenia odpuszczenia grzechów! Nie ma czego się bać. Bóg jest specjalistą od tego, co wykracza poza ludzkie zrozumienie, co się w głowie nie mieści, w tym także przebaczania tego, z czym ja sam nie potrafię sobie poradzić i nie umiem wybaczyć sobie - bo trudno byłoby, żeby nasze małe "ja" ogarnęło Wszechmocnego. Śmierć nie może Boga ograniczyć - przyjął i zgodził się na nią jako człowiek, który umarł, ale stanowiła ona granicy i końca Jego boskiej natury, która zwyciężyła i powróciła zwycięska. 

Fantastycznie mówił o Tomaszu w ramach Regina Coeli tego dnia papież Franciszek (przekład za Radiem Maryja): "Tomasz jest kimś, kto nie zadowala się i poszukuje, chce zobaczyć na własne oczy, doświadczyć osobiście. Po początkowych oporach i niepokojach, w końcu i on dochodzi do wiary, pomimo trudności, dochodzi do wiary. Jezus go cierpliwie oczekuje i podarowuje się [w tłumaczeniu GN, które bardziej mi pasuje - ofiarowuje się] temu przybyłemu ostatniemu z jego trudnościami i niepewnościami. Chrystusa nazywa „błogosławionymi”  tych, którzy, nie widzieli a uwierzyli (por. w. 29) – pierwszą z nich jest Maryja, Jego Matka – chociaż wychodzi także naprzeciw potrzebom niedowierzającego ucznia: „Podnieś tutaj swój palec i zobacz moje ręce …” (w. 27). Poprzez zbawczy kontakt z ranami zmartwychwstałego Pana, Tomasz objawia swoje własne rany, własne zranienia, i upokorzenia, własne rozdarcia. W znaku gwoździ znajduje swój osobisty dowód na to, że jest kochany, oczekiwany, rozumiany. Stoi przed Mesjaszem pełnym łagodności, miłosierdzia, czułości. To był ten sam Pan, którego szukał w ukrytej głębi swojego istnienia, bo zawsze wiedział, że ​​taki jest. A ilu z nas próbuje w głębi swego serca spotkać Jezusa, takiego jakim jest: słodkiego, miłosiernego, czułego. Bo my w istocoe wiemy, żed On taki  jest. Odnajdując osobisty kontakt z miłością i cierpliwością miłosiernego Chrystusa, Tomasz rozumie głęboki sens Zmartwychwstania, zostaje przemieniony wewnętrznie, deklaruje swoją pełną i całkowitą wiarę w Niego, wołając: „Pan mój i Bóg mój”". 

Do tych słów Franciszka naprawdę nic nie trzeba dodawać i są mądrzejsze oraz piękniejsze - mimo ich syntetyczności - od naprawdę chyba większości (o ile nie wszystkich) homilii, jakie słyszałem w związku z tym tekstem. Zawierzenie Bogu to nic innego, jak odwaga do stanięcia w prawdzie przed Nim, z całym swoim brudem, ze wszystkimi wątpliwościami, upadkami i wzlotami, pytaniami i zarzutami. Bóg przychodzi i zaprasza nie po to, aby Go ustanawiać uchwałami królem Polski, ale aby człowiek - uświadamiając sobie Jego miłość, Jego umiłowanie mnie samego - odnalazł dla siebie miejsce w przestrzeni zmartwychwstania, w zranionych ramionach Boga, który przychodzi do każdego z nas. Przychodzi nie po to, aby grozić palcem i złorzeczyć czy wyrzucać upadki - ale, jak ten miłosierny ojciec, przytulić do swojego serca.

Jeśli na tym polega bycie niedowiarkiem, szukanie i wołanie Boga - to takim niedowiarkiem chętnie będę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz