Nie ja tu jestem najważniejszy. Tylko sprzątam, przygotowuję teren. Idę przed Jezusem do miejsc, gdzie On sam niebawem zamierza pójść. To nie moje rozważanie porusza ludzi. (Marcin Jakimowicz, "Pełne zanurzenie")

wtorek, 12 sierpnia 2014

Licz się ze słowami

Można patrzeć w Jej spaloną słońcem twarz, w której widać to, co nosi w sobie w głębi. Była kobietą trudnych życiowych doświadczeń: była wdową, przeżyła śmierć swojego Dziecka, ale doświadczyła też zmartwychwstania. Maryja była niezwykle mocno związana z Bogiem, a jednocześnie była bardzo ciepła i otwarta na ludzi. 
Czego Ona się domaga, patrząc na nas? Nigdy nie przestaje być Matką – i dlatego chce, by dzieci były razem, by móc je zgromadzić przy wspólnym stole, zwłaszcza przy tym szczególnym stole, który nakrywa Jej Syn. I cierpi, gdy brakuje jakiegoś dziecka, bo nie chce albo nie może przy stole usiąść. 
Gdy w niedzielę wychodziliśmy z Krakowa, mieliśmy nic: dwie ryby i pięć chlebów, to niewiele jak na tyle tysięcy osób. Tam jednak była obietnica: Bóg nas nakarmi. I nakarmił nas: Słowem, Sobą, życzliwością spotykanych ludzi. A dziś Maryja, spotykając się z Nim i z nami przy jednym stole, prosi: zróbcie wszystko, cokolwiek On wam powiedział w tym czasie. Wtedy na nowo Go spotkacie i rozpoznacie w swoim życiu.
To słowa o. Maciej Chanaka, opiekuna krakowskiego duszpasterstwa młodzieży „Przystań”, które wypowiedział w jasnogórskiej kaplicy Cudownego Obrazu na zakończenie tegorocznej dominikańskiej pielgrzymki pieszej. Trafiłem na nie zupełnie przypadkiem, a jednak... chyba nigdy nie słyszałem słów tak bardzo prostych, a jednocześnie chyba odzwierciedlających i oddających to, co czuję do Maryi. 

Przełom lipca i pierwsza połowa sierpnia to czas, w którym z całej Polski (najdalsza chyba z Helu?) wędrują pielgrzymi do Matki Boskiej Częstochowskiej. Pieszo nie pielgrzymowałem nigdy, rowerem zdarzyło się (ostatni raz 10 lat temu) trzy razy. Jest to niesamowity czas, a w tych pokręconych czasach lansowania zupełnie dziwnych wartości jeszcze bardziej niezrozumiałe - dotknięte Bożym palcem i Jego tchnieniem? - wydaje się to, że ludzie decydują się poświęcić de facto cały urlop (pewnie ok. 20 dni) na to, aby się modlić i wziąć udział w pielgrzymce, bez względu na pogodę, czy skwar, czy deszcz, wędrując i prosząc Boga za wstawiennictwem Maryi. 

Jak to powiedział o. Chanaka, należy uważać na to, o co się Maryję prosi. Z Bogiem można żartować, zmagać się i kłócić (czasami nawet trzeba!) - ale Bóg, i Maryja jako pośredniczka także, bardzo serio traktują wszystkie kierowane do Niego i przez nią prośby. Ale to nie powód do lęku - ale do ufności, zawierzenia Bogu i otwarciu się na Maryję i to, jaki wzór ona daje. Dla mnie... od roku, kiedy odeszła moja Mama, to Ona jest dla mnie tutaj jedyną Matką. To też zmienia perspektywę. Dlatego nie można się obawiać i wręcz trzeba prosić o sprawy i rzeczy wielkie, te najbliższe sercu, nawet gdy są to kwestie tak dziwne i trudne, że jakby niewykonalne. 

Nikt tak bardzo jak ona nie był człowiekiem - z całym Jej wybraniem i misją Matki Boga-Człowieka, ale też całym bólem i cierpieniem, jakie później się z tym wyborem wiązały i stanowiły jego konsekwencję, przez całą drogę krzyżową, aż pod krzyż, a potem do pustego grobu - ale to nie koniec, bo i do wieczernik przepełnionego zmartwychwstaniem. 

Trochę mnie kłuje w uszy, jak przy różnej maści nowennach pojawiają się kartki z intencjami, a w nich sformułowania: "mateńka", "mateczka". Nie wiem, może to nie moja wrażliwość, ale ja to odbieram jako określenia takiej cukierkowej królowej, statuetki, ślicznie ubranej figurki na podeście. Nie przekonują mnie też te złocenia, tzw. sukienki. Co, wybacz, z moim odbiorem Maryi chyba niewiele ma wspólnego - o czym także dowodzą tłumy pod wizerunkiem jasnogórskim: ani pięknym, ani specjalnie wesołym, po prostu zwykłym, doświadczonym życiem ze wszystkimi jego bagażami, ale i radościami. 

Ale Maryja nie jest żadną boginką, półbogiem, jedną z trzech osób Trójcy Świętej (bo i takie rzeczy można usłyszeć). Jest naszym drogowskazem przez Jezusa ku Bogu. I chyba najważniejsze, co w Piśmie Świętym się Jej dotyczy, to krótkie zdanie (zwróć uwagę: Matka Boża praktycznie nic nie mówi na kartach Ewangelii, jedynie kilka wypowiedzi), wypowiedziane w momencie początku działalności Jej Syna: "zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie". 

Taka matczyna zachęta dla upartego i twardego serca - serca każdego z nas. Bóg nigdy nie stawia przed nami zbyt wiele, to tylko nam się tak może wydawać. A ona zachęca - nie daj się, uwierz Mu, zawierz Mu i działaj tak, jak On to wskazuje. Otwórz się i przyjmij to, co On pozwala każdego dnia ci odkrywać i zrozumieć - i wtedy to nie będzie jednorazowe doświadczenie, ale trwałe, niejako ciągłe i codzienne odkrywanie i przyjmowanie Bożych darów i Jego planów w stosunku do mnie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz