Nie ja tu jestem najważniejszy. Tylko sprzątam, przygotowuję teren. Idę przed Jezusem do miejsc, gdzie On sam niebawem zamierza pójść. To nie moje rozważanie porusza ludzi. (Marcin Jakimowicz, "Pełne zanurzenie")

wtorek, 22 października 2013

Nie ustawaj

Jezus odpowiedział swoim uczniom przypowieść o tym, że zawsze powinni modlić się i nie ustawać: W pewnym mieście żył sędzia, który Boga się nie bał i nie liczył się z ludźmi. W tym samym mieście żyła wdowa, która przychodziła do niego z prośbą: Obroń mnie przed moim przeciwnikiem. Przez pewien czas nie chciał; lecz potem rzekł do siebie: Chociaż Boga się nie boję ani z ludźmi się nie liczę, to jednak, ponieważ naprzykrza mi się ta wdowa, wezmę ją w obronę, żeby nie przychodziła bez końca i nie zadręczała mnie. I Pan dodał: Słuchajcie, co ten niesprawiedliwy sędzia mówi. A Bóg, czyż nie weźmie w obronę swoich wybranych, którzy dniem i nocą wołają do Niego, i czy będzie zwlekał w ich sprawie? Powiadam wam, że prędko weźmie ich w obronę. Czy jednak Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie? (Łk 18,1-8)
Jasny i wprost podany jest kontekst wypowiedzenia tych słów. Modlić się i nie ustawać. Nie odwrotnie - dokładnie w takiej właśnie kolejności. W sumie trafnie powiedziane - uprzeć się i trwać można w wielu sprawach, jednakże tylko utrzymanie tej wyjątkowej więzi z Bogiem, jaką jest modlitwa, umożliwia utrzymanie w polu widzenia wartości i celu każdego człowieka wiary - zbawienia. Upór może być dobrze ukierunkowany dopiero wtedy, kiedy jego siła czerpie z Boga.

Obraze z ewangeliczną wdową - jeden z dwóch, tym razem nie taka, która zgubiła drachmę i jej poszukuje, ale inna, równie uparta (nie ustawała?) i starała się o pomoc w swojej sprawie przed sędzią. Nic dziwnego - szczególnie w tamtych czasach, gdy sędzia nie kojarzył się jak dzisiaj z mniej lub bardziej trafnie mianowaną osobą w czarnej todze, a był człowiekiem dostępnym dla każdego, powołanym do doraźnego (a nie w ramach ciągnących się latami procesach) rozstrzygania sporów. Z kolei wdowa - osoba w niewątpliwie pożałowania godnej sytuacji; kobieta tracąc męża traciła całe oparcie, była zdana na łaskę i niełaskę innych. Właściwa osoba, do której mogła się zwrócić właśnie taka wdowa, szukając pomocy - pewnie sprawa dotyczyła jakiejś waśni, może długi, lichwa, tego nie wiemy. 

Ten sędzia nie był dobrym człowiekiem. Był na pewno świadomy swojej władzy - skoro wprost mówi, że Boga się nie boi (gdzie tam Bóg, tutaj ja rozstrzygam!). Był raczej pyszałkiem - skoro otwarcie wskazał, że z ludźmi się nie liczył. Nic dziwnego, że nie chciał jej pomóc - bo i co po ludzku pewnie mógłby z tego mieć? Nic. Wzięła go "na przetrzymanie", uporem, wytrwałością. Chciał mieć święty spokój, problem z głowy, nie musieć narażać się na jej kolejne wizyty i prośby. W działaniu sędziego nie było współczucia, chęci ulżenia drugiemu człowiekowi w trudnej sytuacji, miłosierdzia - a zwykła kalkulacja i wygodnictwo. Pan Bóg wcale takiego człowieka nie stawia jako wzór - poddaje tylko do przemyślenia: skoro on, człowiek leniwy i zły, dokonał czegoś dobrego, choć bynajmniej z zasługujących na uznanie pobudek - to o ileż bardziej dobry i kochający (a nie załatwiający swoje sprawy, chcący mieć spokój) Bóg będzie dla tych, którzy w Niego wierzą i proszą Go ufnie! Mały i słaby człowiek w swoim egoiźmie czyni coś dobrego - więc o ile więcej celowo, z rozmysłem i miłosierdziem dokona Ten, który jest źródłem wszelkiego dobra! 

I jeszcze jedno. Wielu uważa, że sędzia z tej historyjki to właśnie Bóg - taki i owaki. Nic bardziej mylnego. Człowiek może sobie Boga tak narysować, odmalować - będąc w absolutnym błędzie. Skrajamy sobie Boga na własną miarę, nieświadomie przenosząc na takiego boga (celowo z małej litery) wszystko, co w nas negatywne i czego nienawidzimy u ludzi władzy: pycha, arogacja, wygodnictwo, lenistwo, pogarda dla wszystkich naokoło. Albo ludzie twierdzą, że tak właśnie działa Bóg - a właściwie nie działa, kiedy nie reaguje jak złota rybka: mówisz, masz. Jest zły, bo nie spełnił mojej zachcianki! Jak On mógł! 

Bóg w tym niedzielnym tekście wzywa nas do przyjęcia postawy takiej właśnie wdowy. Tak, upartej, wytrwałej, nie ustającej - ale równocześnie pełnej ufnej wiary i nadziei, że Ten, do którego się zwraca - Bóg w Trójcy Świętej jedyny - wysłucha ui zaradzi jej troskom nie z wygodnictwa i żeby mieć ją z głowy, ale z miłości, która się nie kończy, ani wobec tego człowieka ani żadnego innego. Czy Bóg nie weźmie w obronę swoich wybranych? Weźmie - tylko ci wybrani, czyli każdy z nas, musi sobie to wybranie uświadomić, zaakceptować je i odpowiedzieć na nie. Bóg po prostu wzywa tutaj do wytrwałości - ale nie tylko w modlitwie, ale także w trwaniu przy wyborze Jego jako Tego, który prowadzi. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz