Nie ja tu jestem najważniejszy. Tylko sprzątam, przygotowuję teren. Idę przed Jezusem do miejsc, gdzie On sam niebawem zamierza pójść. To nie moje rozważanie porusza ludzi. (Marcin Jakimowicz, "Pełne zanurzenie")

sobota, 28 września 2013

Po prostu lip(k)a

Wstyd? Zażenowanie? Złość na traktowanie ludzi w sposób niepoważny? 

Sam nie wiem, jak opisać emocje po wysłuchaniu tego, co bardzo żmudnie skonstruował a następnie z - niestety moim zdaniem głupawym - uśmiechem recytował, a media transmitowały, ks. Wojciech Lipka. Pal sześć, gdyby był on w nomenklaturze kościelnej "byle kim". Bo tak się złożyło, że zapytano go i wypowiadał się jako kanclerz kurii diecezji warszawsko-praskiej. 

W skrócie - rozbiło się o to, że wiadomość o tym, że ksiądz Grzegorz K. (do niedawna proboszcz parafii Tarchomin w Warszawie) mógł dopuścić się molestowania seksualnego, dotarła do kurii 01 kwietnia 2011 r. W tym samym czasie sprawę do prokuratury zgłosił psycholog Marek Sułkowski, który prowadził terapię jednego z wykorzystywanych seksualnie ministrantów. I sedno - w stosunku do owego księdza władze diecezjalne po prostu palcem nie kiwnęły przez przeszło 2 lata, tj. do dnia 26 września 2013 r., kiedy odwołano go z parafii. Odwołano z powodu wyroku? Nie, ponieważ ten - tak, nadal nieprawomocny - zapadł... w marcu 2013 r. W  marcu br. ks. Grzegorz K. został skazany przez Sąd Rejonowy w Otwocku pod Warszawą na rok pozbawienia wolności w zawieszeniu na cztery lata za molestowanie ministranta. Odwołano go z powodu materiału, wyemitowanego w dniu odwołania na TVN w programie "Czarno na białym". 

Nie o to jednak się rozbija problem - sąd ustalił swoje, jest wyrok skazujący, choć nieprawomocny. Chodzi o skandaliczną po prostu wypowiedź kanclerza kurii, jaką uraczył wszystkich podczas konferencji prasowej (link powyżej), która pokazuje absolutne lekceważenie władz duchownych diecezji warszawsko-praskiej w stosunku do przyjętych zasad działania struktur Kościoła w tego typu przypadkach. Opowiadanie o wyjaśnianiu sprawy "własnymi kanałami" to po prostu wodolejstwo, pic na wodę - z jasnym przekazem: wara, nie wasz (świeckich) problem. 

Przede wszystkim - ów ksiądz Lipka sprawiał wrażenie, w mojej ocenie, rozbawionego sytuacją - co samo w sobie jest nie na miejscu. Dalej, pozwalał sobie na stwierdzenia (cytaty), że "czekaliśmy na rozwój wydarzeń" albo "zarzuty okazały się bez pokrycia i nie zostały udowodnione". No to, przepraszam, czy tam nie umieją czytać? Procedury kościelne jasno mówią - oczywiście, pozostawiając "roztropność i rozeznanie" biskupowi diecezjalnemu (co na tej samej konferencji podkreślał, siedzący obok Lipki, sekretarz KEP bp Wojciech Polak - który równocześnie wskazywał, iż decyzje powinny zapadać jak najszybciej) - winno się księdza zawiesić w czynnościach (powtórzył to co najmniej 2 razy), a nade wszystko odsunąć od pracy z dziećmi. Kolejna wtopa - ów ksiądz nadal zajmował się ministrantami (zarzuty dotyczyły zachowania w stosunku do bezpośrednio osób z ich grona!). Co więcej - zarzuty dotyczyły także molestowania, a poza tym wybronił się z zarzutów rozpijania (załapał się na przedawnienie), z tytułu których miałby osobny proces. Tym bardziej, że z kościelnej instrukcji wprost wynika - zawieszenie nie stanowi rozstrzygnięcia o winie księdza. 

Jak można poza tym stwierdzić, że zarzuty okazały się być bez pokrycia - skoro sąd wydał wyrok skazujący? Przykro mi, ja takie słowa odbieram, jakby wypowiadający je (w imieniu biskupa) miał słuchaczy i pytających za idiotów. Prawomocność to jedno, ale sąd wydał rozstrzygnięcie, konkretne, skazujące. Po prostu ks. Lipka nie potrafił w żaden sposób wyjaśnić, dlaczego diecezja zareagowała tak, jak zareagowała - czyli wcale - i z jakiego powodu lekceważono choćby informacje wprost zgłosił tam psycholog który prowadził terapię jednego z wykorzystywanych seksualnie ministrantów. 

I wreszcie - fantastyczne sformułowanie kanclerza, że to "czyny dawne". Domyślam się, że definicji legalnej tego pojęcia się nie znajdzie w żadnym dokumencie - ale czy za takie należy uznać wydarzenia z 2001 r. w tego rodzaju sprawie? No chyba nie. Porażka na całej linii - wizerunkowo (przede wszystkim, co wali w cały Kościół), z ludzkiego punktu widzenia, a także logicznie i merytorycznie. 

Przykre to było, bowiem wypowiedzi bp. Polaka i ks. Lipki były ze sobą po prostu sprzeczne. Panowie siedzieli przy tym samym stole, wydawało by się że reprezentowali ten sam Kościół (tylko na innym poziomie jego struktury w RP), przy czym bp. Polak mówił, jak powinno się postępować (i bardzo mocno, co było widać, starał się uniknąć jednoznacznie negatywnej oceny działania kurii praskiej), a ks. Lipka wykrętnie odpowiadał na pytania, rysując obraz, jak to diecezja praska - mając wytyczne w poważaniu - "zrobiła po swojemu", zupełnie odwrotnie: nie robiąc nic, dopóki media nie nagłośniły sprawy. 

Jak widać, sytuacja spowodowała wzburzenie w każdym chyba środowisku związanym z kościołem. 

Kuria warszawsko-praska jest w sytuacji, która wymaga głębokiej reformy. Jeśli kanclerz kurii mówi publicznie do dziennikarzy - to nie wasza sprawa, kiedy zadają pytania o pedofilię, to dla mnie jest to wystarczający powód do odwołania tego kanclerza, bo kompromituje Kościół (Marcin Przeciszewski - szef KAI). Ta konferencja nt pedofilii pokazala tylko tyle, ze w co najmniej jednej diecezji (i zeby na tym sie skonczylo) mamy ludzi, ktorzy dzialaja tak jak mafia: bronmy swoich za wszelka cene, nawet kosztem calej wspolnoty, ze nie powiem o ofiarach. Podtrzymuje co wczesniej napisalem: jesli ks. Lipka dalej bedzie kanclerzem to znaczy,ze chroni go biskup a to w konsekwencji znaczy, ze biskup tez nie kontorluje tego co sie dzieje w jego diecezji, wiec powinien dla jej dobra podac sie do dymisji (pisownia oryginalna - ks. Kazimierz Sowa, wypowiedź na profilu społecznościowym). Jestem ojcem i chcę mieć pewność, że jeśli do biskupa zgłosi się psycholog z informacją tego typu, to ksiądz zostanie zawieszony, a sprawa będzie wyjaśniona, a nie kurialista będzie mi opowiadał, że wyrok był nieprawomocny, a w ogóle to sprawa jest przestarzała. Jeśli tego się nie robi, to naraża się na szwank nie tylko wizerunek, ale przede wszystkim zaufanie (Tomasz Terlikowski, wypowiedź na profilu społecznościowym). 

Ostre słowa, ale i materia delikatna. Po sprawie ks. Wojciecha Lemańskiego (w której z niejednego źródła można było dowiedzieć się, że dużo przyłożył rękę do jej finału w postaci wywalenia ks. Lemańskiego z parafii właśnie kanclerz Lipka) i tej sytuacji trudno nie odnieść, graniczącego z pewnością, wrażenia, że w diecezji warszawsko-praskiej po prostu nikt nie panuje nad sytuacją. Z czego wniosek powinien być co najmniej jeden - trzeba zrobić porządki, zaczynając od kurii i kanclerza jako pierwszego (za ton tej wypowiedzi medialnej i fakt, że nic nie zrobił, wiedząc o sprawie minimum 2 lata). Pytanie, czy odnośne władze kościelne nie powinny zastanowić się nad czymś jeszcze: czy powierzanie diecezji - niewątpliwie zasłużonemu - biskupowi, który jako ksiądz zakonny 21 lat spędził w Rwandzie, po czym miał specjalnie skrojony pod siebie stołek w Watykanie, było posunięciem słusznym, czy też należało by ten stan zmienić. 

Dla porównania z tym całym cyrkiem - świeża (05 lipca 2013 r.) decyzja papieża Franciszka: peruwiański biskup Gabino Miranda Melgarejo z diecezji Ayacucho wydalony ze stanu duchownego. Nie po procesie świeckim, karnym - informację upublicznił przewodniczący peruwiańskiego episkopatu pod wpływem rozpoczęcia (!) postępowania karnego z zarzutami dotyczącymi nadużyć seksualnych, w tym pedofilskich. Franciszek nie czekał na wyrok, nie czekał na rozprawę - działał, a nie udawał. Za to dzięki pozorowanym działaniom kanclerza Lipki zaistniała nie tyle lipka - ale po prostu bardzo duża lipa, szkodząca (nie tylko wizerunkowo) Kościołowi w Polsce. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz