Nie ja tu jestem najważniejszy. Tylko sprzątam, przygotowuję teren. Idę przed Jezusem do miejsc, gdzie On sam niebawem zamierza pójść. To nie moje rozważanie porusza ludzi. (Marcin Jakimowicz, "Pełne zanurzenie")

sobota, 13 lipca 2013

Przykazanie wersja XYZ+1

Przede wszystkim problem jest nieco nadmuchany - o tyle, że Watykan jeszcze zmiany nie zaakceptował ("Nowe sformułowanie przykazań kościelnych wymaga jeszcze zatwierdzenia przez Stolicę Apostolską"), co jednak zapewne jest zaledwie formalnością.

Rozchodzi się o zmianę obowiązujących w Polsce przykazań kościelnych, a dokładnie czwarte z nich - przytoczę, aby nie było wątpliwości (nie kryję się, sam mam z tym problem, trzydziestki nie mam, a jest to już któraś wersja znana mi, dość inna od uczonej w podstawówce): 
  1. W niedziele i święta nakazane uczestniczyć we Mszy Świętej i powstrzymać się od prac niekoniecznych.
  2. Przynajmniej raz w roku przystąpić do Sakramentu Pokuty.
  3. Przynajmniej raz w roku, w okresie wielkanocnym, przyjąć Komunię Świętą.
  4. Zachowywać nakazane posty i wstrzemięźliwość od pokarmów mięsnych, a w okresach pokuty w okresie Wielkiego Postu powstrzymywać się od udziału w zabawach.
  5. Troszczyć się o potrzeby wspólnoty Kościoła.
Zmiana dość widoczna, pokreśliłem (skreślone - tak jest dzisiaj; nadpisane - tak miało by być po zmianie). Dla mnie ta cała sytuacja jest o tyle dziwna, że formalnie rzecz biorąc zmienia wiele - bowiem wprost ogranicza zakaz zabaw (już nie "hucznych") do nie tyle "okresów pokuty", co interpretuje się jako Adwent i Wielki Post razem - a literalnie do Wielkiego Postu. Za to Episkopat Polski i sporo ludzi o odpowiedniej wiedzy i pozycji (zaczynając od sekretarza generalnego KEP bp. Wojciecha Polaka, którzy przedstawił informację) od razu zaczyna tłumaczyć sytuację w tonie "ale właściwie to się nic nie zmieniło". No to w końcu - jak?

Zmiany są możliwe i dopuszczalne - to nie przykazania Boże, które jak Bóg podał Abrahamowi, tak jest ich 10 i będą takie same (wbrew różnym teoriom spiskowym). Tutaj brzmienie może być różne, w zależności od miejsca świata, uwarunkowań kulturalnych. Sami widzimy - tak jak prawo cywilne, w tym zakresie w Polsce zmian jest bardzo dużo (ewolucję widać czytelnie na zmianach nanoszonych w wersji KKK na Opoce). Zapis 2041 tegoż Katechizmu mówi, że "Przykazania kościelne odnoszą się do życia moralnego, które jest związane z życiem liturgicznym i czerpie z niego moc. Obowiązujący charakter tych praw pozytywnych ogłoszonych przez władzę pasterską ma na celu zagwarantowanie wiernym niezbędnego minimum ducha modlitwy i wysiłku moralnego we wzrastaniu miłości Boga i bliźniego:" Czyli takie wskazówki, zestaw podstawowych spraw, które porządny katolik powinien ogarniać. Ustanowione (w przeciwieństwie do przykazań Bożych) przez ludzi, pierwszy raz bodajże w XIII w., w liczbie pięciu chyba od czasów soboru trydenckiego (XVI w.). 

Większość mniej więcej równolatków zna pewnie wersję w brzmieniu ustalony przez polski Episkopat w 1948 r. (wtedy obecne IV przykazanie było jeszcze jako V w brzmieniu "W czasach zakazanych zabaw hucznych nie urządzać"), potem była zmiana w 1994 r., corrigenda z 1998 r. Nie da się ukryć - sporo wersji, książeczki do nabożeństwa w domach często dość stare, więc było pewne zamieszanie - które tenże Episkopat w 2001 r.wyprostowywał, publikując wprost obowiązującą wersję. Z kolei w 2003 r. powstał list biskupów wyjaśniający, o co chodzi. 

Wracając do tematu - na czym polega zmiana? Ano na tym, że teoretycznie zakaz zabaw obejmuje tylko Wielki Post. Czyli bez piątków w ciągu roku - od których wyłączone były te przypadające w dni świąteczne. Zmiana przykazania nie wpływa na zmianę tego, że piątek pozostaje dniem pokutnym - czyli obowiązuje wstrzemięźliwość od pokarmów mięsnych (przyznaję się, ja mam z tym problem - nie celowo, po prostu bezwolnie, w ogóle o tym zapominam). Ktoś może to nazywać drobiazgowością, skoro ludzie (bo nie Bóg to wymyślił) sami sobie ustanawiają przykazania w zakresie spraw, które powinny być oczywiste - bo oczywiste były dla pierwszych z nas, którzy rozchodzili się na świat z Jerozolimy przeszło 2000 lat temu. Im nikt nie musiał pisać przykazań, żeby brali udział w niedzielę w Eucharystii, a kiedy indziej pilnowali postu czy regularnie spowiadali się. Idziemy coraz bardziej na łatwiznę i te przykazania to wyraz (często nie rozumianej) mądrości Kościoła, który licząc na posłuszeństwo w duchu wiary - bo co może zrobić, jak zagrozić? - wskazuje: tędy, kieruj się tym, postaraj się, daj coś z siebie. Nie sztuka dla sztuki, post dla postu czy schudnięcia i fajnej na lato sylwetki - ale w jakiejś intencji, w jakimś szlachetnym celu, dla czegoś wyższego. Bo i pościć i unikać zabaw można zupełnie bezmyślnie - aczkolwiek literalnie, zgodnie z przykazaniami - i nic to nie da. 

Dobre jest to, że Kościół jednoznacznie wskazuje, że mylne było by za okres pokutny traktowanie Adwentu - z czym w mentalności ludzi do dzisiaj spotykam się nagminnie. W tym sensie sprecyzowanie przykazania co do Wielkiego Postu wprost jest potrzebne. Wyjaśnienie biskupów z 2003 r. w ramach wspomnianego listu mówiło, iż "Powstrzymywanie się od zabaw obowiązuje we wszystkie piątki i w czasie wielkiego postu. Przypominamy w ten sposób wszystkim uczestnikom zabaw oraz tym, którzy je organizują, by uszanowali dni pokuty, a zwłaszcza czas Wielkiego Postu". 

Co powodowało biskupami do tegorocznej zmiany? Bp Marek Mendyk, przewodniczący Komisji Episkopatu ds. Wychowania Katolickiego, tłumaczył, że chodzi o >"wyjście naprzeciw sytuacji praktycznej". Rozmaite imprezy rodzinne czy szkolne często i tak są przenoszone na piątek. Biskupi nie chcą więc walczyć z wiatrakami. - Wchodząc naprzeciw sytuacji praktycznej, biskupi polscy zawężają czas zakazany, w którym nie należy organizować i uczestniczyć w zabawach, do Wielkiego Postu, co nie znaczy, aby nie powstrzymać się od nich w pozostałe piątki roku<.

Ja nie mogę się oprzeć poczuciu, że biskupi poszli w pewnym sensie na łatwiznę. Zgadza się, coraz więcej obchodów i uroczystości - szkoła, praca, rodzina - odbywać się zaczyna w piątki, także np. śluby. Ludziom zależało czasami na dyspensie - więc księża ją dawali, i sprawa z założenia jako wyjątek coraz bardziej szła w kierunku reguły. Argumentacja przedstawiona powyżej mnie nie przekonuje - skoro nadal wymagana jest wstrzemięźliwość od pokarmów mięsnych (plus inne czyny pokutne: modlitwa, jałmużna, umartwienie, post), czyli wyrzeczenie bardziej może wewnętrzne i niewidoczne, czemu odpuszczono na polu bardziej widocznym?  Przede wszystkim - tak zupełnie praktycznie - o ile ktoś chce zorganizować imprezę, to i tak musi o dyspensę się starać - tyle że nie na imprezę samą w sobie, co na spożywanie w jej ramach mięsa. 

Mnie się wydaje, że to krok w złym kierunku, pójście właśnie na łatwiznę. Co więcej - potwierdzają to głosy wielu internautów. Kościół - nasz, katolicki - tym się odróżnia i za to jest często ceniony, że wiele kwestii jest takich samych i pewnych sfer się nie dotyka. Oczywiście, jak mówiłem, to zagadnienie jest jak najbardziej możliwe do zmiany - ale czy to oznacza, że należało zmiany dokonać, i świadczy o właściwości zmiany dokonanej? Mam wątpliwości. Wielu ludzi tego nie respektowało zakazu zabaw piątkowych - ich wybór, czy to znaczy, że należy z tego powodu zmienić zasadę dla wszystkich. W Ewangelii jest taki fragment o owcach, jak to Pasterz zostawiał 99 i szukał 1, która się pogubiła - a tu mam wrażenie, że tych 99 powinno się dostosować do tej 1 pogubionej, a de facto to właśnie w ramach przykazania zafundował nam Episkopat. 

Przecież tak naprawdę piątek - czy się go nazwie dniem pokutnym, czy nie - od zarania chrześcijaństwa był dniem szczególnej refleksji, i dopiero z tego wypływały dalsze praktyki: wstrzemięźliwość od pokarmów mięsnych czy zabaw. I pozostanie takim, ale opuszczono poprzeczkę w dół - po co? Mało osób robi to samemu? 

Warto też zwrócić uwagę na jeszcze jedną kwestię. Jaki dzisiaj powinien być post? Czy dla wegetarianina czy człowieka na diecie post będzie w ogóle jakimś wyrzeczeniem? No nie. Post - poza tym, co nakazuje Kościół wprost, powinien być świadomym wyborem w sercu każdego człowieka - rezygnacji dobrowolnej z czegoś, co mam pod ręką, co lubię i zajmuje czas, bardzo często odwodząc od Boga. Sam z siebie to zostawiam w jakiejś pobożnej intencji czy sprawie. O to chodzi - jeden wyłącza komórkę, inny nie siada do komputera, jeszcze inny nie opycha się słodyczami, a ktoś inni robi jeszcze coś innego, np. zamiast kolejnej pary butów czy jakiegoś ciucha przeznaczy te pieniądze na zbożny cel czy po prostu wesprze bezdomnego. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz