Nie ja tu jestem najważniejszy. Tylko sprzątam, przygotowuję teren. Idę przed Jezusem do miejsc, gdzie On sam niebawem zamierza pójść. To nie moje rozważanie porusza ludzi. (Marcin Jakimowicz, "Pełne zanurzenie")

poniedziałek, 10 czerwca 2013

Błogosławione zarobienie

To jest niesamowite. A właściwie On - Bóg.

Człowiek musi coś załatwić, stara się, ma świadomość, że wiele zależy od życzliwości (lub jej braku) u drugiej osoby, która może i pomóc, i przeszkodzić - i dostaje telefon z pozytywną informacją tuż po tym, jak sobie o sprawie przypomniał, z mocnym postanowieniem telefonowania w związku z nią. 

Zwykła życzliwość ludzi przypadkowo spotkanych - to w jednym, to w drugim sklepie. Bezinteresownie. Po prostu.

Regularna modlitwa bardzo wiele zmienia w życiu człowieka, szczególnie zabieganego. Nie bez powodu od dłuższego czasu nic nie piszę - nie mam, niestety, kiedy. Praca, wyrwanie trochę dnia na zabawę z małym, wieczorem nauka (kolokwia - 25.06 i 04.07 najgorsze, ustne), a do tego zajęcia jeszcze raz w tygodniu, no i pomiędzy tym fuchy, żeby jakoś wyżyć (bynajmniej bez ekstrawagancji). 

A w tym wszystkim - mama, jej niesamowity spokój, a jednocześnie wola walki i chęć życia, tak bardzo widoczna teraz, kiedy zmaga się z nawrotami raka... Rozmawiam z nią po 2 razy dziennie, odwiedzam jak mogę - teraz się boję, bo mówi, że po radioterapii (naświetlanie mózgu, bardzo mocne), wyszły jej wszystkie włosy (spalone cebulki, ot co) i widać, że ją to krępuje - co tam, boję się sam, żeby się nie rozkleić, jak się zobaczymy... Dlatego staram się maksymalnie zawalczyć w sądzie w sprawie z jej chamem pracodawcą, a jednocześnie przygotowuję papierologię do renty. I na marginesie zupełnie - dieta, nieźle, w miesiąc -14 kg (ale jeszcze wiele przede mną, w czym uczenie się i stresik nie pomaga). 

Staram się modlić, ile daje rady Wspieram komórkową wersję brewiarz.pl - świetny patent, stoisz rano w kolejce i odmawiasz jutrznię na przykład. Dzisiaj po drodze udało mi się już 3 dziesiątki różańca zmówić. Szef wyraził zgodę na indywidualny czas pracy - mogę iść rano na mszę, i chodzę do kościoła nieopodal, chociaż te 2 razy w tygodniu - zakonnicy, inny klimat, bez parafii (dowcip polega na tym, że obok pracy najbliżej mam... polskokatolików, a do tego koło domu - lefebrystów :D). A i z małym te msze niedzielne dziecięce nabierają innego wymiaru - czasami trafia bardziej prosty przekaz, niż górnolotne epopeje - on z kolei patrzy na nas, jako chyba jedyne dziecko sam z siebie klęka i składa rączki. Kochany szkrab :) 

Dzisiaj Kościół stawia przed nami w liturgii Górę Błogosławieństw (Mt 5,1-12). Czy tam jest coś o ludziach zabieganych? Wprost pewnie nie. Ale jest wiele o działaniu - miłosierdzi, wprowadzaniu pokoju, pragnieniu sprawiedliwości - o polach działania dla tych, którzy chcą coś zdziałać, którzy choćby sami chcą być lepsi. Ja próbuję - chociażby w zakresie emocji i nerwów, z czym - wiem - mam bardzo duży problem. Błogosławieni czyli szczęśliwi, napełnienie Bogiem. Wypełnienie Nim po brzegi. Chcący z Nim współpracować - a więc tacy, którzy potrafią i prosić, i dziękować. Bogu nasza wdzięczność do niczego nie jest potrzebna - ale z pewnością raduje się, że człowiek Go nie olewa, że się z Nim liczy i stara się żyć w zgodzie z tym, co On przykazał. Odczuwam to od jakiegoś czasu na każdym kroku. Naprawdę, wiele rzeczy okazuje się prostszych, wiele spraw samych się układa. 

I ten cały spokój... Pomimo - jak widzisz - wielu spraw na głowie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz