Nie ja tu jestem najważniejszy. Tylko sprzątam, przygotowuję teren. Idę przed Jezusem do miejsc, gdzie On sam niebawem zamierza pójść. To nie moje rozważanie porusza ludzi. (Marcin Jakimowicz, "Pełne zanurzenie")

środa, 31 października 2012

W którą stronę?

Kilka dni temu na łamach swojego "Naszego Dziennika" niejaki Tadeusz Rydzyk, redemptorysta, twórca i dyrektor Radia Maryja, zaatakował ojca członka KRRiTV Krzysztofa Lufta, zasłużonego dla Kościoła 90-letniego prof. Stanisława Lufta, polecając mu, aby skarcił syna za jego postępowanie ws. miejsca TV Trwam na multipleksie i zwiększenia opłat za koncesje. "Zwróciłbym się do tatusia pana Lufta. Może przemówi do syna. Rozumiem, że pan Luft, który jest w Krajowej Radzie, jest dorosły, ale dowiedziałem się, że tata uczy w seminarium archidiecezjalnym medycyny pastoralnej. Proszę zwrócić się do syna i powiedzieć: >Synu, co wyprawiasz?<".

Sam Krzysztof Luft zareagował - słusznie w mojej ocenie - kulturalnym, acz dobitnym stwierdzeniem: - "Trzeba być wyjątkowo podłym i małym człowiekiem, żeby publicznie atakować prawie 90-letniego i niezwykle zasłużonego, także dla Kościoła, starszego pana w związku z działalnością państwową jego syna". Ja natomiast przytoczę słowa listu otwartego, który do Przewodniczącego KEP wystosował sam prof. Stanisław Luft, w pewnym sensie w efekcie zaistniałej sytuacji, jednak wskazującego na dużo szerszy problem, który najwyraźniej cały czas umyka (albo celowo jest pomijany) uwadze hierarchów Kościoła w Polsce. List przytaczam poniżej w całości, pogrubienia moje własne.
- Trzeba być wyjątkowo podłym i małym człowiekiem, żeby publicznie atakować prawie 90-letniego i niezwykle zasłużonego, także dla Kościoła, starszego pana w związku z działalnością państwową jego syna - zareagował na tę zaczepkę Krzysztof Luft.

Ksiądz Arcybiskup Józef Michalik
Przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski

Ekscelencjo
Najdostojniejszy Księże Arcybiskupie

Piszę do Księdza Arcybiskupa powodowany troską o Kościół Boży w Polsce, o jego integralność i oblicze. Jestem emerytowanym profesorem reumatologii, ale równolegle do pracy lekarza prowadziłem przez 55 lat wykłady z medycyny pastoralnej w Wyższym Metropolitalnym Seminarium Duchownym w Warszawie, za co zostałem uhonorowany przez Ojca Świętego Jana Pawła II odznaczeniem "Pro Ecclesia et Pontifice". Piszę te słowa jako list otwarty do Episkopatu, bo zostałem sprowokowany publiczną zaczepką pod moim adresem w Radiu Maryja i na łamach "Naszego Dziennika" ze strony ojca Tadeusza Rydzyka w związku z działalnością publiczną mojego syna. To nieszczęsne zdarzenie oceniam jako nieprzyzwoite, ale jest ono tylko drobnym epizodem, za to pretekstem do przywołania bardzo groźnych zjawisk w polskim Kościele, związanych m.in. z działalnością części mediów katolickich, którym ojciec Rydzyk patronuje.

Siedem lat po śmierci papieża Polaka, który przez trzy dziesięciolecia spajał polski Kościół, dziś jest on dramatycznie podzielony. Polscy katolicy są dzieleni na "prawdziwych" i tych, którzy na to określenie nie zasługują. Tak samo również dzieli się Polaków.

Siedem lat temu w ramach wielkich narodowych rekolekcji, jakimi stało się odchodzenie Jana Pawła II, miliony Polaków wychodziły na ulicę, aby poczuć jedność i wspólnotę. Dziś polscy katolicy wyprowadzani są na ulice, aby pod krzyżem i obrazem Matki Boskiej wznosić polityczne hasła pełne niechęci, a nawet nienawiści do inaczej myślących.

Równo pięćdziesiąt lat po rozpoczęciu Soboru Watykańskiego II Kościół polski stoi w obliczu poważnego kryzysu - grozi mu rozłam i masowe odchodzenie wiernych, obserwujemy zanikanie ducha soborowego. Zamiast "Kościoła Otwartego", będącego soborową odpowiedzią na problemy współczesnego świata, dziś w Polsce proponuje się zamykanie Kościoła w "oblężonej twierdzy" niechętnej otaczającej go rzeczywistości. Zamiast Kościoła miłości i tolerancji proponuje się nam Kościół walki, a nawet wojny. Soborowa zasada rozdziału religii od polityki sięgająca zresztą wprost do źródła chrześcijaństwa, jakim było nauczanie Chrystusa, jest dziś w Polsce łamana bez najmniejszych skrupułów.

Media nazywające siebie "katolickim głosem w twoim domu" nie tylko angażują się we wspieranie konkretnych nurtów politycznych, ale wręcz organizują wspólnie z partiami akcje i demonstracje polityczne. Jest to niezgodne z nauczaniem Kościoła zawartym w Konstytucji duszpasterskiej o Kościele w świecie współczesnym (art. 76), a także z postanowieniami konkordatu. Podziały polityczne, naturalne w każdym demokratycznym społeczeństwie, a w Polsce wyjątkowo głębokie, są w tych mediach dodatkowo podsycane. Uruchamiane są złe emocje i wzbudzana nienawiść, którą od czasu do czasu ujawnia się publicznie w formie gorszących incydentów np. w trakcie uroczystości i świąt państwowych. Jako weteran Powstania Warszawskiego byłem tego świadkiem osobiście.

To wszystko odbywa się przy milczącej zgodzie oficjalnych organów Kościoła hierarchicznego, a głosy sprzeciwu nielicznych biskupów, niegdyś częstsze, stają się coraz bardziej odosobnione.

Te groźne tendencje zaczynają dominować, choć nie obejmują oczywiście całego Kościoła. Większość polskich katolików nie angażuje się w hałaśliwe demonstracje polityczne, nie czuje się dyskryminowana w rzekomo zniewolonym kraju. Ale za to coraz więcej ludzi zaczyna się czuć w Kościele nieswojo. Nie chcę nikomu odmawiać prawa do przeżywania swojej wiary w różny sposób, ale trudno się zgodzić na zawłaszczanie Kościoła przez hałaśliwą mniejszość zamieniającą go w partię polityczną. Zarówno doświadczenie historyczne, jak i obserwacja współczesnego świata pokazują, że wszędzie tam, gdzie dochodzi do pomieszania religii z polityką, konflikty polityczne stają się ostrzejsze, a największym przegranym jest religia, która więdnie i traci siłę swego moralnego przesłania.

Na nas wszystkich, ale zwłaszcza na pasterzach polskiego Kościoła, na Episkopacie i jego strukturach spoczywa dziś ogromna odpowiedzialność, aby ten zgubny kierunek odmienić. Trzeba dziś mocno przypomnieć, że Kościół powszechny z samej definicji jest przestrzenią, w której jest miejsce dla każdego człowieka, bez względu na barwy polityczne czy narodowość. Trzeba przypomnieć, że Kościół ma łączyć, a nie dzielić.

Jestem już starszym człowiekiem - wiara i Kościół były treścią mojego całego, prawie 90-letniego życia. I nic tego z pewnością nie zmieni, bo mam świadomość świętości Kościoła. Ale ludzie, u których poczucie sacrum jest słabsze, opuszczają Kościół zniechęceni do instytucji coraz bardziej zawłaszczanej przez stowarzyszone z partiami politycznymi środowisko radiostacji toruńskiej. W imię przyszłości Kościoła w Polsce, w imię jego jedności proszę i apeluję do Księży Biskupów o refleksję i odwrócenie tendencji tak groźnych dla Kościoła i dla Polski.

Z chrześcijańskim pozdrowieniem

Z wyrazami czci i oddania
Stanisław Luft
Warszawa, 18.10.2012

Kopia do wiadomości:
Arcybiskup Stanisław Gądecki, Zastępca Przewodniczącego KEP
Biskup Wojciech Polak, Sekretarz Generalny KEP
Kardynał Kazimierz Nycz, Metropolita Warszawski
Ja się pod powyższym tekstem podpisuję, bynajmniej nie ciesząc się z wypływających zeń wniosków, ale z faktu, iż takie wnioski są upubliczniane, przypominane (wypominane?) i że są osoby, które nie wahają się wysuwać w kierunku tych najbardziej odpowiedzialnych - biskupów - żądania podjęcia najpierw refleksji, potem działań mających na celu zmianę istniejącego stanu rzeczy.

Przede wszystkim piękne jest to, co prof. Luft pisze w ostatnim akapicie - a bez czego, w mojej ocenie, ów list byłby dalece mniej wiarygodny - a mianowicie o tym, że Kościół był, jest i będzie nadal treścią jego życia. Nie rzuca zabawek, jak rozkapryszone dziecko, i wychodzi z piaskownicy do domu - przedstawia swój konkretny punkt widzenia, po czym wyraża troskę o Kościół, której - niestety - coraz częściej trudno się doszukać w tym, na co autor listu sygnalizuje.

Nikt nie ma prawa dzielić Kościoła w Polsce na "toruński" czy "krakowski/łagiewnicki". Bogu dzięki, lansowanie tej drugiej grupy skończyło się równie szybko, co zaczęło. Natomiast pewne grupy, których wspólnym mianownikiem jest o. Tadeusz Rydzyk CSsR, w dalszym ciągu uzurpują sobie prawa do wskazywania, kto w Polsce jest Polakiem, katolikiem - i mieszania z błotem całej reszty. Niedawno świętowano obchody 50-lecia otwarcia Vaticanum II - tymczasem, patrząc tu i ówdzie na polski Kościół można mieć wrażenie, że niektórzy skutecznie udają, że w ogóle nie zaistniał, albo starają się jak najszybciej o nim zapominać, gdy chodzi o idee i postulaty - cóż, Mszy Świętej (na szczęście) nie "odwrócą" z powrotem plecami do ludzi, mają Mszę trydencką. Pojęcie "oblężonej twierdzy" bardzo tutaj pasuje - zamiast wychodzić z zakrystii, iść do ludzi, głosić Dobrą Nowinę, przekonywać, zachęcać - pewne środowiska zamykają się na siłę w kościołach, w których za wszelką cenę próbuje się przekonać, że jest jedna wielka wojna, że nic tylko walka; a to wszystko - niestety - w tonie dokładnie wpasowującym się w konkretne ugrupowania polityczne, których przedstawiciele są wprost lansowani, a przeciwnicy dyskredytowani. Ok - polityka polityką - ale z ambon? Jak to się ma do - słusznie promowanych naokoło - idei i inicjatyw związanych z nową ewangelizacją? Ano tak, że w mojej ocenie jest ciągnięciem wózka, na którym znajduje się Kościół, w dokładnie przeciwną, i nazwijmy to wprost: złą, stronę.

Nikt nie każe wszystkim głosować i kochać polityków np. PO, PSL czy SLD. Mamy swój rozum - każdy głosuje zgodnie z nim i ze swoim sumieniem. Dla katolika wynikają z tego pewne wytyczne, którymi powinien się kierować, i nie da się ukryć, że poglądy katolickie prezentuje zazwyczaj jedna, max dwie partie - natomiast nie oznacza to, że partie te należy lansować w Kościołach z nazwy, udzielać im otwartego poparcia i pozwalać na kuriozalne sytuacje, kiedy duchowny katolicki - jak w opisywanej sytuacji - publicznie beszta nawet już nie ważne, że zasłużonego dla Kościoła człowieka, że  w podeszłym wieku, oczekując od niego konkretnych działań i wywierania wpływu na członka pewnego gremium mającego prawną legitymację do podejmowania w danym zakresie wiążących decyzji. Tak, ludzie - szczególnie starsi - nawet słusznie są sfrustrowani wieloma kwestiami (żenujące świadczenia, beznadziejna służba zdrowia), co umiejętnie jest podsycane, budowane i wykorzystywane pod pretekstem wiary i patriotyzmu - właśnie przez Radio Maryja.

Trzeba umieć odróżnić świętość Kościoła, o której prof. Luft wspomina, od błędnych i niewłaściwych zachowań ludzi Kościoła - duchownych czy świeckich, choćby nie wiem jak przekonanych o słuszności swojej misji. My ten Kościół budujemy, tworzymy, z całym swoim bagażem słabości, grzechów, upadków, złych skłonności, pychy, małości i zarozumiałości. Tym większa w tym kontekście odpowiedzialność spoczywa na biskupach, aby nie pozwolić na rozszerzanie się niewłaściwych praktyk, dobitne odróżnianie zachowań właściwych od niewłaściwych, przy jednoczesnym precyzyjnym i zrozumiałym wyjaśnieniu, dlaczego podejmują takie a nie inne decyzje.

Tutaj tego właśnie brakuje. Jednolitego i jasnego stanowiska np. właśnie w zakresie oceny poszczególnych aspektów działalności o. Tadeusza Rydzyka - bo przecież bezspornym jest, iż nie można mieć zastrzeżeń do części modlitewnej programów jego rozgłośni czy telewizji, tak samo jak trudno nie mieć zastrzeżeń do części związanej z publicystyką w tych mediach. Tymczasem w ramach KEP funkcjonują struktury, które mają zajmować się nadzorem, duszpasterską troską nad Radiem Maryja i TV Trwam - jednak kolejną kadencję zasiada w nich abp Sławoj Leszek Głódź, znany powszechnie m.in. z braku obiektywizmu w stosunku do tych mediów i permanentnego przymykania oka na cokolwiek z nimi związanego. Nowa kadencja się rozpoczęła - jakieś zmiany? Nie ma. Nic dziwnego więc, że ludzie po prostu czasami głupieją - jeden biskup wskazuje, mniej lub bardziej dobitnie, że trzeba zastanowić się nad bieżącą formą działania mediów redemptorystów, a w tym samym czasie inny biskup grzmi z ambony (albo i nie z ambony), grożąc ogniem piekielnym każdemu, kto złe słowo pod adresem tych mediów wypowie. I bądź tu mądry.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz