Nie ja tu jestem najważniejszy. Tylko sprzątam, przygotowuję teren. Idę przed Jezusem do miejsc, gdzie On sam niebawem zamierza pójść. To nie moje rozważanie porusza ludzi. (Marcin Jakimowicz, "Pełne zanurzenie")

poniedziałek, 27 lutego 2012

Dwie perspektywy

Zaraz też Duch wyprowadził Go na pustynię. Czterdzieści dni przebył na pustyni, kuszony przez szatana. żył tam wśród zwierząt, aniołowie zaś usługiwali Mu. Gdy Jan został uwięziony, Jezus przyszedł do Galilei i głosił Ewangelię Bożą. Mówił: Czas się wypełnił i bliskie jest królestwo Boże. nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię. (Mk 1,12-15)
Pokusie podlegał każdy - nawet Bóg przez to, że stał się człowiekiem. Czy Mu było łatwiej im się oprzeć? Czy był jakoś uprzywilejowany? O ile, to w tym gorszym sensie - więcej można było od Niego wymagać. W innym fragmencie ewangelista przytoczy konkretne pokusy, jakie przez Nim stanęły. Sprostał im. Bo był Bogiem? Był jednocześnie człowiekiem, więc po ludzku mógł upaść... Chciał jednak dać przykład i pokazać, że człowiek sam może stawić czoło Złemu, że nie trzeba zawsze brać tego, co ładne, proste, pożądane, dobre, miłe, przyjemne i fajne. Że wyrzeczenie, dobrze ukierunkowane, umotywowane, uduchowione i przepełnione Bogiem ma sens i jest jak najbardziej wykonalne. 

To wyzwanie dla nas. To wyzwanie dla mnie - widzę po sobie, ledwo minęła pierwsza postna niedziela, a już generalnie porażki na całej linii gdy chodzi o postanowienia postne. No, może nie wszystkie, ale większość. Można się usprawiedliwiać, można argumentować - po co, skoro się i tak nie udało, można pójść na łatwiznę i człowieczeństwem wyjaśnić, usprawiedliwić własną bylejakość. Można. Bóg zaprasza do czegoś więcej. Do tego, co wymagać będzie zaparcia się swoich pokus, pragnień i zachcianek, co może być trudne i nawet bolesne, ale lepsze. Takie moje odkrycie ostatnich dni - zwyciężanie pokusy jest tym piękniejsze i bardziej cieszy, gdy nie uciekasz przed okazją do stawienia jej czoła, ale kiedy stawiasz jej wyzwanie: ot, np. przechodząc codziennie obok knajpki/baru do którego zbyt często zaglądasz (dieta, uzależnienie). Nie raz to już pisałem, i powtórzę: w samej pokusie nic złego nie ma; złe będzie ulegnięcie jej, słabość w jej zakresie. 

Bóg zaprasza do wypełnienia czasu czymś sensownym. Jan woła, że czas się wypełnił - mi się wydaje, że on się cały czas wypełnia. Tu i teraz, w nas - wypełnia się nasz czas. Teraz konkretnie czas dany jako okazja do zastanowienia nad sobą, do wyrzeczeń, do walki z pokusami. Kroczymy przez życie i nieuchronnie zbliżamy się do własnego dnia sądu. Tak, w tym sensie Królestwo Boże jest z każdą chwilą, każdym nawet napisanym tutaj (przeze mnie) czy przeczytanym (przez ciebie) słowem, bliższe. To jedna perspektywa. Druga, na którą zwraca Bóg naszą uwagę, to inna bliskość, zadana nam i na którą mamy większy wpływ, a przynajmniej możliwość wywierania wpływu. To, czy do tego Królestwa się chcemy zbliżyć, czy coś w tym kierunku robimy?

>>>

W niedzielę nawet na mszy nie byłem, nie było jak. Cały dzień w drodze albo u mamy w szpitalu. Niby zabieg się udał - ale to dopiero pierwszy. Nie ma już jednego płata płuca, ale to było to lżejsze schorzenie (przy czym nie wiadomo, co wyjdzie z badań histopatologicznych - może się okazać, że to pochodna nowotworu na drugim płucu, którego jeszcze nie ruszyli). Słabiuteńka, mizerna. Sporo sił mnie kosztowało zachowanie twarzy i uśmiech. Nie miała siły wstać - starszy sporo pan, ten sam zabieg tego samego dnia, już chodził spokojnie po oddziale. I rozmowa z lekarzem - że słabe rentgeny, że znowu bronchoskopia, i najgorsze: że ten nowotwór na dzień dzisiejszy nie nadaje się do operacji. Chemia? Nie wierzę, jest za słaba. Czekanie? Na co?

I to wszystko ze świadomością, że po kilku m-cach badań, 2 pobytach w szpitalach wypuścili ją na blisko 2 m-ce do domu, bez leków, bez diagnozy ("wychodziło im" zapalenie płuc... wykluczone już dawno wcześniej) w środku zimy, i bidulka siedziała z gorączką, bo nie chcieli leczyć antybiotykiem, żeby nie pogorszyć jej stanu i nie zrobić dobrze ew. niezdiagnozowanemu schorzeniu. Gdyby się ruszyli i badali porządnie - diagnoza była by pewnie ta sama. Tylko że wtedy mama była w o wiele lepszej formie. 

Ciężko, naprawdę... Tyle osób naokoło umiera na raka, zupełnie niespodziewanie...

2 komentarze:

  1. Jego - Chrystusowej siły życzę!

    OdpowiedzUsuń
  2. Pamiętaj, że będzie dobrze, nawet jak będzie bardzo źle. Wiem, że to najtrudniejsze, kiedy chodzi o bliskich, ale to prawda.

    OdpowiedzUsuń