Nie ja tu jestem najważniejszy. Tylko sprzątam, przygotowuję teren. Idę przed Jezusem do miejsc, gdzie On sam niebawem zamierza pójść. To nie moje rozważanie porusza ludzi. (Marcin Jakimowicz, "Pełne zanurzenie")

czwartek, 1 grudnia 2011

Pozornie roztropne budowanie

Jezus powiedział do swoich uczniów: Nie każdy, który Mi mówi: Panie, Panie!, wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę mojego Ojca, który jest w niebie. Każdego więc, kto tych słów moich słucha i wypełnia je, można porównać z człowiekiem roztropnym, który dom swój zbudował na skale. Spadł deszcz, wezbrały potoki, zerwały się wichry i uderzyły w ten dom. On jednak nie runął, bo na skale był utwierdzony. Każdego zaś, kto tych słów moich słucha, a nie wypełnia ich, można porównać z człowiekiem nierozsądnym, który dom swój zbudował na piasku. Spadł deszcz, wezbrały potoki, zerwały się wichry i rzuciły się na ten dom. I runął, a upadek jego był wielki. (Mt 7,21.24-27)
To dopiero! Wielu pewnie by się uniosło "świętym" oburzeniem. Że co - że ja nieroztropny? Przecież całe życie niczym innym, jak roztropnością pod jej niby to synonimem kalkulacją się posługuję. Liczę, kalkuluję, prognozuję, rachuję. Szkoda, że nie w odniesieniu do tego, co trzeba. Szkoda, że tylko kasę, zyski, kontakty, wizytówki i numery telefonów osób które mogą coś "załatwić", odznaczenia, tytuły naukowe, dyplomy i ordery. Żeby tak ładnie wyglądać, żeby sąsiedzi w pas się kłaniali, żeby być tym autorytetem do którego ludzie się odnoszą, który pytają o znanie. Ideał, mąż stanu, człowiek sukcesu. 

I o przysłowiowy kant pewnej części ciała można to potłuc. Żadna to roztropność - a wręcz jej przeciwieństwo. Pozorne budowanie domu na skale, podczas gdy naprawdę wznosi się, może i Bóg wie jak wielką twierdzę, ale na piachu czy w bagnie. Nie trzeba wcale wielkich ulew, występujących z brzegów nurtów rzek czy wichury, żeby szlag ją trafił. Wystarczy, jak w takiej grze, wyjąć jedną cegiełkę, ot, gdzieś w fundamentach czy nawet niekoniecznie. Już coś zaczyna nie grać. Spójność zostaje zachwiana. A za chwilę - wszystko runie. I ten upadek jest nie tyle wielki dla samej takiej twierdzy, co dla tego, kto ją tak misternie i zupełnie bez sensu wznosił. Upadek dumy, pychy, własnego ego. Upadek, z którego samemu bardzo trudno jest się podnieść. Adwent to piękny czas, żeby zrozumieć że nie zawsze chodzi o to, żeby samemu i wbrew wszystkim, na pokaz - ale o wiele lepiej i sensowniej z kimś, razem, w dobrym celu. Z Bogiem, na przykład. Najlepszy z możliwych. 

Z tym domem budowanym na skale to jest tak, że nie wygląda spektakularnie. Po prostu człowiek, który go - nawet nieświadomie - wznosi jest sumienny, odpowiedzialny, prawy, prawdziwie roztropny (nie jak roztropek budujący na piachu), i gromadzi te rzeczy, które nie tyle ładne, błyszczące, kosztowne, bajeranckie i szpanerskie, co po prostu naprawdę wartościowe. Jednak nie mierząc po ludzku, tylko Bożą miarą, którą kiedyś każdego z nas zmierzą. Dopiero wtedy - i tego zadziwienia, a zarazem sukcesu, każdemu życzę - człowiek ze zdziwieniem stwierdzi, że udało mu się zbudować całkiem solidny dom, na porządnych fundamentach. Nie - mówiąc, a - robiąc.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz