Nie ja tu jestem najważniejszy. Tylko sprzątam, przygotowuję teren. Idę przed Jezusem do miejsc, gdzie On sam niebawem zamierza pójść. To nie moje rozważanie porusza ludzi. (Marcin Jakimowicz, "Pełne zanurzenie")

poniedziałek, 10 października 2011

Przyjdźcie na ucztę

Jezus w przypowieściach mówił do arcykapłanów i starszych ludu: Królestwo niebieskie podobne jest do króla, który wyprawił ucztę weselną swemu synowi. Posłał więc swoje sługi, żeby zaproszonych zwołali na ucztę, lecz ci nie chcieli przyjść. Posłał jeszcze raz inne sługi z poleceniem: Powiedzcie zaproszonym: Oto przygotowałem moją ucztę: woły i tuczne zwierzęta pobite i wszystko jest gotowe. Przyjdźcie na ucztę! Lecz oni zlekceważyli to i poszli: jeden na swoje pole, drugi do swego kupiectwa, a inni pochwycili jego sługi i znieważywszy ich, pozabijali. Na to król uniósł się gniewem. Posłał swe wojska i kazał wytracić owych zabójców, a miasto ich spalić. Wtedy rzekł swoim sługom: Uczta wprawdzie jest gotowa, lecz zaproszeni nie byli jej godni. Idźcie więc na rozstajne drogi i zaproście na ucztę wszystkich, których spotkacie. Słudzy ci wyszli na drogi i sprowadzili wszystkich, których napotkali: złych i dobrych. I sala zapełniła się biesiadnikami. Wszedł król, żeby się przypatrzyć biesiadnikom, i zauważył tam człowieka, nie ubranego w strój weselny. Rzekł do niego: Przyjacielu, jakże tu wszedłeś nie mając stroju weselnego? Lecz on oniemiał. Wtedy król rzekł sługom: Zwiążcie mu ręce i nogi i wyrzućcie go na zewnątrz, w ciemności! Tam będzie płacz i zgrzytanie zębów. Bo wielu jest powołanych, lecz mało wybranych. (Mt 22,1-14)
Piękny tekst i piękny w swojej wymowie dowód na to, że Bóg daje nam wolną wolę (co wiele osób głośno i mocno kontestuje). Bóg mówi w przypowieściach, ale jak bardzo mówi do nas. Czy dlatego, że jesteśmy współczesnymi faryzeuszami? Na to pytanie każdy musi odpowiedzieć sam; mam nadzieję, że nie. Z drugiej strony - jak bardzo to podobne do, zeszłotygodniowo-niedzielnej, opowieści o winnicy?

Różnica polega na tym, że w przypowieści król zaprasza dwukrotnie (a może to tylko przenośnia?), zaś Bóg... Bóg nie stawia żadnych granic, poza tymi ramami czasowymi, w jakich dane jest nam przejść przez życie. Niestety jednak - a może to jest właśnie największy, poza zbawieniem, Boży dar? - jest nasza wolność, z której korzystać tak często nie potrafimy, a która prowadzi do tak głupich posunięć, jak zabójstwo na wysłanych po raz drugi królewskich posłańcach. Przecież wydawać się może, że takie królewskie zaproszenie to powinno być marzenie każdego człowieka, wyróżnienie i nobilitacja. Król nie dał za wygraną, mimo już za pierwszym razem okazanego sługom - a więc i jemu - lekceważenia, posyła po zaproszonych ponownie. 

Dochodzi do dramatu, gdy człowiek w sposób skrajnie negatywny, najgorszy z możliwych, ową ofiarowaną mu wolność wykorzystuje do przemocy, a nawet zabójstwa przeciwko drugiemu. Kara królewska jest wielka, giną zabójcy, ale i całe ich miasto. Co ciekawe - taki los spotyka tylko tych, którzy podnieśli ręce na królewskie sługi. Pozostali, którzy wymawiali się tylko i po prostu olali króla, nie spotkała chyba żadna konsekwencja. Co więcej - nie wykluczone, że mieli kiedyś jeszcze szansę odpowiedzenia na podobne zaproszenie. Mieli szczęście, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. 

Kiedy tak czytam te słowa dalsze - Uczta wprawdzie jest gotowa, lecz zaproszeni nie byli jej godni. Idźcie więc na rozstajne drogi i zaproście na ucztę wszystkich, których spotkacie - mam nieodparte wrażenie, że to czytelna aluzja do tego, jak działał na ziemi Jezus. Najpierw Dobrą Nowinę komu proponował? Narodowi Wybranemu. Który, delikatnie rzecz biorąc - tak, jak zaproszeni króla - olał Go. Wtedy poszedł dalej, znajdując słuchaczy i ludzi chętnych do wcielenia w życie Jego ideałów pośród tak wielu innych, często przez Żydów pogardzanych. A jednak, ich serca były o tyle bardziej podatne. Mimo, że to właśnie Żydzi wyczekiwali Mesjasza, który przeszedł wielu z nich dosłownie koło nosa. 

Bóg (jak tamten król) nie patrzy na ludzkie podziały - dobry, zły - i swoje zaproszenie kieruje do każdego. Zaprasza na ucztę, która spełnia się bez końca. Na ołtarzach całego świata, w Eucharystii. Zaprasza na misterium, które daje możliwość przyjmowania - dosłownie, w żadnej przenośni - Jego samego, który chce każdego umocnić w podróży między ziemskimi ucztami, do tej ostatecznej, wiecznej uczty w Jego Królestwie. 

Jedyny problem polega na tym, do której grupy będziemy należeć. O to, że do powołanych - pewnie tak, skoro jesteśmy ochrzczeni, przyjmujemy sakramenty. Tu jednak o coś więcej chodzi - o wybranie, Boże wybranie. Bóg nas wybrał - teraz wszystko zależy, czy i jak na to wybranie odpowiemy. Droga jest prosta. Przychodząc na Ucztę Eucharystyczną, dajemy wyraz naszemu do Niego przywiązaniu. Tą drogą zmierzamy ku tej uczcie ostatecznej.

1 komentarz:

  1. dziś, chyba od dawna, wkurzyłam się na swoją wolną wolę... Ona wcale nie jest taka dobra. Albo inaczej - to my wykorzystujemy ją tak, jak nie powinniśmy.

    OdpowiedzUsuń