Nie ja tu jestem najważniejszy. Tylko sprzątam, przygotowuję teren. Idę przed Jezusem do miejsc, gdzie On sam niebawem zamierza pójść. To nie moje rozważanie porusza ludzi. (Marcin Jakimowicz, "Pełne zanurzenie")

piątek, 20 sierpnia 2010

Miłuj i daj się miłować

Gdy faryzeusze dowiedzieli się, że zamknął usta saduceuszom, zebrali się razem, a jeden z nich, uczony w Prawie, zapytał , wystawiając Go na próbę: Nauczycielu, które przykazanie w Prawie jest największe? On mu odpowiedział: Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem. To jest największe i pierwsze przykazanie. Drugie podobne jest do niego: Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego. Na tych dwóch przykazaniach opiera się całe Prawo i Prorocy. (Mt 22,34-40)
Jakby ludzi o dekalog zapytać - to pewnie niewielu byłoby w stanie powtórzyć. To, o co dzisiaj zapytano Jezusa, jest prostsze. To, co najważniejsze, podstawa, priorytet między innymi przykazaniami. Można powiedzieć - to, co najważniejsze, bez czego cała reszta, każda zachowana nawet zewnętrznie forma po prostu pozostaje tylko formą, tak naprawdę pustą bez treści.

Co jest najważniejsze? Miłość. Tak, ten tekst tego dowodzi - nie można powiedzieć, że nadinterpretacja, tradycja wybiórczo rozumiana, inne takie. Powiedział wprost. Będziesz miłował. Bardzo ważne. Nie kochał, lubił - ale miłował. Człowieka można nie znosić, można ostatkiem sił go tolerować - ale trzeba go miłować. Bóg wprost przez swojego Syna to nakazał. Właśnie tutaj. Każdego, bez wyjątku, nawet tego najgorszego bandytę, kryminalistę, recydywistę.

Nie można miłować Boga - a odwracać się plecami do człowieka. Niestety, czasami można zaobserwować takie postawy, nie uogólniam - chyba najczęściej u osób starszych. Bóg wskazuje jasno - On na pierwszym miejscu, ale człowiek nie dalej niż pół kroku za Nim. Nie ten człowiek, którego wypada albo opłaca się tolerować, być uprzejmym wobec niego czy nawet miłym, najbliższa rodzina (heh, z tym to też różnie bywa...). Każdy człowiek. Ten, który przejawu tej miłości, miłowania, czasami miłosierdzia w danej chwili potrzebuje.

Sama modlitwa nie wystarczy, odmawianie koronek, różańców, uczestnictwo we mszach i nabożeństwach.  To ważne, ale to nie wszystko. Pozostajemy istotami społecznymi - żyjemy między innymi, w danym środowisku, między ludźmi. Ci ludzie potrzebują naszej miłości, naszego miłowania. Bardzo często tego nie okazują, ale czekają z utęsknieniem, aż ktoś ich zauważy, nie odtrąci, zaradzi - choćby dobrym słowem - ich różnorakim potrzebom. Finansowym - też - ale czasami wystarczy poświęcić uwagę, czas, postarać się, nawet gdy nie da się wspomóc finansowo (ale zazwyczaj się da - nawet w drobny sposób).

Ważna jest hierarchia, kolejność. Najpierw Bóg, potem człowiek. Można powiedzieć - jak to? Przed matką, ojcem, małżonkiem czy dzieckiem mam dać pierwszeństwo Bogu? Tak. To Bóg jest źródłem i najdoskonalszym przykładem miłości - i tylko od Niego ta nasza miłość, czy to wobec rodzica, małżonka czy dziecka pochodzi. Nie ma nic piękniejszego, niż miłość względem tych najbliższych powierzać najpierw w Jego ręce, Jemu oddawać - prosząc, aby On uzdolnił do tej najpiękniejszej miłości, która nie ma granic, nie stawia warunków, a bardzo często jest nawet wbrew czemuś.

Wtedy wszystko jest na swoim miejscu, wtedy jest właściwy porządek. Kiedy człowiek wszystko poleca najpierw Bogu, znajduje i czas, i siłę na całą resztę - rodzinę, przyjaciół, pracę, pasje. Bóg nie rozwiązuje, jak czarodziej za dotknięciem magicznej różdżki, wszystkich problemów i utrapień - co to, to nie. Ale wskazuje drogę i daje siły, aby człowiek się na niej nie pogubił. I przede wszystkim - uczy doskonale miłować.

Modlitwa to nigdy nie jest stracony czas. Nie masz czasu? Masz, tylko się do tego nie przyznajesz - celowo (tym gorzej o tobie to świadczy), albo po prostu nie zauważasz że ten czas łatwo można znaleźć (pół biedy). Idziesz gdzieś, jedziesz, zamyślasz się - to jest dobry czas. Nie zawsze masz po drodze kościół (może warto zmienić trasę czasami?) czy kaplicę - ale wznieść swoje myśli i porywy serca do Niego możesz zawsze. Choćby teraz. Spróbuj. To nie boli i nic nie kosztuje. A przynosi piękne owoce. Spróbuj - jak wiele daje ufne zawierzenie Źródłu Miłowania.

Bo czym jesteśmy bez miłości? Niczym. Trupami, o jakimi w I czytaniu mówił Ezechiel (Ez 37,1-14). Skórą i kośćmi, w których brakuje życia. Owszem, takie trupy mogą żyć, chodzić, egzystować - czasami patrząc w oczy i twarze niektórych osób, widzisz że albo niedaleko im, albo już prawie takimi trupami się stali. Bez Boga, bez miłości, bez miłowania. Wielka samotna pustka. Co się stało? Każda historia jest inna. Chcesz takim być? Na pewno nie. Więc miłuj - Boga, ludzi - i daj się miłować. A może nie tylko uda ci się uniknąć zostania takim (żywym) trupem - ale i jednego czy drugiego takiego trupa przywrócisz do życia miłowaniem?

>>>

Z jednej strony, żyć na wsi musi być sielsko, spokojnie, pięknie, powoli... Z drugiej - jak czytam o księżach, którzy nakręcają nagonkę na Bogu ducha winnego parafianina, wierzącego człowieka, który wiele dla parafii zrobił, tylko dlatego że ośmielił się (!) zagrodzić swój teren prywatny - to mi się nóż w kieszeni otwiera. 

Ani to upomnienie, o którym Jezus uczył, ani w tym miłosierdzia czy autentycznej troski o cokolwiek czy kogokolwiek nie widzę. Tylko durne wieszanie psów na zwykłym człowieku - pod czujnym okiem... proboszcza.

>>>

Żonka po USG i konsultacji z ginekologiem - nasze szczęście ma 3,5 cm, widać rączki, nóżki, palce, oczodoły, serduszko bije jak szalone. Jest pewien wirus, z którym będzie problem, ale to wszystko składamy w Boże ręce. Najlepsze, jakie są. Jeśli zechcesz się za nas pomodlić - będziemy wdzięczni.

Jest okazja. W niedzielę - nasza 1. rocznica :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz