Od niedzieli do dzisiaj trwają w Gdańsku rekolekcje adwentowe, które głosi o. Grzegorz Kramer SI z Krakowa. O nich samych napiszę nieco później.
Dzisiaj od samego rana gęba mi się uśmiecha... bo wyspowiadałem się wczoraj. Tak, u o. Grzegorza właśnie, i chyba jest on w zakresie spowiednictwa albo jakimś pozytywnym wyjątkiem, albo to ja miałem pecha w ciągu jakiś 20-kilku lat życia sakramentalnego trafiać na spowiedników... słabych? sfrustrowanych? zmęczonych? znudzonych?
Ta spowiedź była niesamowita, może najbardziej dlatego, że do ostatniej chwili się wahałem, czy do niej przystąpić. Tak to jest właśnie. W teorii człowiek jest mądry, coś tam o spowiedzi nawet poczytał - a jak przychodzi do praktyki, to jest dramat. Konkretniej to strach, obawy, a przede wszystkim wszechogarniający wszystko wstyd. Bo trzeba innej osobie te wszystkie brudy z siebie wylać - mimo, że z tyłu głowy jest taka świadomość, że przecież otwieram serce i daję przestrzeń do działania i przebaczenia samemu Bogu i właściwie to tylko Jemu, działającemu przez spowiednika.
Nigdy też nie trafiła mi się takiego... hm, gatunku/kalibru pokuta. Wreszcie mogłem też zapytać o jedną rzecz, która od dłuższego czasu mnie gniotła.
To jest niesamowite. W teorii nic się absolutnie nie zmieniło - jest taki sam mróz jak wczoraj, wstać do pracy wcale nie chciało się bardziej, zapału do nowych rzeczy jakoś nie przybyło. Może tyle, że słoneczko piękne jakoś tak bardziej cieszy. Ale jestem leciutki i przeszczęśliwy. Taki restart - oby bez konieczności nagrabienia tego samego - i nowa szansa. "Ja odpuszczam tobie grzechy" i już. To nie boli, mimo że się tego tak panicznie boję (tak, mam problem ze spowiedzią). Tego się boję do momentu, kiedy już nie uklęknę i nie otworzę się - a przy tym nie zrozumiem, że Bóg chce to wymazać i dać mi kolejną szansę.
Szczęście z grzeszności? Nie, bardziej z uświadomienia sobie, że ta grzeszność może zniknąć, że Bóg chce to ode mnie zabrać, jeśli tylko ja do Niego z tym przyjdę. Nie brzydzi się mną jak takim umazanym syfem brudasem - ale chce mnie z tego oczyścić i przytulić do swego serca. Dla Niego ma znaczenie to, że przyszedłem, że przyznaję się do grzechu, i chcę tego uniknąć, poprawić się.
Wierzę w Boga, staram się modlić, na tym blogu pisać o tych sprawach ważnych - o wierze - a mimo wszystko co kawałek robię coś, co jest w gruncie rzeczy wybraniem nie Boga, czyli złego. Czasami w sytuacjach bardziej niż oczywistych, czyli skrajna głupota. Czasami działając w przypływie jakiegoś gniewu, mimo że wiem, że takim działaniem zranię kogoś ważnego, bliskiego.
Nie mam prawa się mądrzyć - ale polecam to oczyszczenie każdemu. To jest uczucie nie do opisania. Boże Miłosierdzie, które po prostu przenika. I niech trwa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz