Nie ja tu jestem najważniejszy. Tylko sprzątam, przygotowuję teren. Idę przed Jezusem do miejsc, gdzie On sam niebawem zamierza pójść. To nie moje rozważanie porusza ludzi. (Marcin Jakimowicz, "Pełne zanurzenie")

niedziela, 13 grudnia 2015

Moje małe przyzwyczajenia

Dwie sprawy, które - niby prozaiczne - a żyć troszku nie dają, jak czasami się nad nimi zastanowić. Kwestia takich dziwnych nawyków i przyzwyczajeń. Ale jednak.

Kościół - najlepiej, gdy pusty

Lubię pusty kościół. Lubię modlitwę w samotności. Jakoś tak sobie do serca wziąłem te słowa:
Ty zaś, gdy chcesz się modlić, wejdź do swej izdebki, zamknij drzwi i módl się do Ojca twego, który jest w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie. (Mt 6, 6)
Nic na to nie poradzę. Pomijając sytuacje ekstremalne, kiedy idę na Mszę przysłowiowym bladym świtem, ździebko nieprzytomny, i staram się otrzeźwieć i rozbudzić się dość gwałtownie - to np. w niedzielę chciałbym układać to tak, żeby móc po prostu spędzić w ciszy z Nim ten kwadrans. Po prostu, w ławce. Dziesiątka różańca, jakieś tam podsumowanie - dnia, tygodnia. Gorzkie żale moje własne, ale i podziękowanie. Wyciszyć się, zwolnić bieg, wyrównać oddech. 

Tak, wiem: jesteśmy wspólnotą, Kościół ma ludzi jednoczyć i gromadzić razem wokół ołtarza. Nie jako indywidualności, ale w grupie. Uzupełniając się, wspierając. To może jakieś tam natręctwo - ale im ciszej, spokojniej, mniej ludzi, tym ja się czuję lepiej. Może mnie rozpraszają inni? Nie wiem. Obserwuję to od dłuższego już czasu, w sumie sporo lat. Tak chyba po prostu mam i nie chcę tego zmieniać. Pora dnia nie ma znaczenia - czy rano, czy wieczorem. 

Inna rzecz, że przekłada się to na niechęć i unikanie większych uroczystości, nieco pompatycznych, z "uroczystą oprawą" (szczyt, coś czego nie znoszę, to orkiestra na Mszy...), a więc siłą rzeczy pektorałów, infuł, pastorałów i tego złocisza wszelkiego... To pewnie z kolei pochodna tego, że z racji wieloletniego zamieszkiwania tam, gdzie mieszkałem, miałem pod nosem wszystkie prawie ówczesne uroczystości i "główne celebry w wymiarze diecezjalnym". 

Prostota, prostota i jeszcze raz prostota. Im bardziej prosty kościół, tym lepiej się tam czuję. Mniej rzeczy, ozdób odwracających uwagę - więcej przestrzeni dla Boga, żeby się w Niego wtulić, zachłysnąć Nim i zasłuchać. 

Pismo Święte, brewiarz - najlepiej książkowy

Uwielbiam różnej maści aplikacje związane z modlitwami czy wiarą w ogólności - ostatnio korzystam z Modlitwy w drodze czy Mocnego Słowa. Przymierzam się do Brewiarza, z którego dotychczas korzystam czasami przez brewiarz.pl. Od kilku dni testuję aplikację Pismo Święte - dzięki niej znajdę każdy cytat biblijny o wiele szybciej, niż w książce.

No właśnie. Te wszystkie nowinki techniczne ułatwiają życie - żeby zmówić Jutrznię czy Nieszpory nie trzeba taszczyć sporej knigi w twardej oprawie w torbie/plecaku, wystarczy kliknąć na smartfonie. Podobnie z czytaniem Pisma Świętego - zamiast cegiełki pokaźnej, nawet mniejszy format, kolejna aplikacja, jakich milion innych masz w telefonie. 

To nic. Uwielbiam po prostu wziąć to papierowe, moje własne, Pismo Święte i je czytać. Starą dużą Tysiąclatkę, albo odkrywane na nowo najnowsze wydanie paulistów Podobnie, najprzyjemniej odmawia mi się liturgię godzin z własnym tu i ówdzie pogniecionym, starym (1988) kompletnym wydaniem brewiarza (na marginesie: jak zobaczyłem, że nowe kosztują ok. 110 zł za tom - a ja kupowałem ok. 2000 roku stare wydanie za jakieś 150 zł za wszystkie cztery, i to nowe - to się zgarbiłem), z wystrzępionymi wstążkami/zakładkami, powtykanymi tu i ówdzie obrazkami. Intuicyjnie. Własna przestrzeń do modlitwy. 

Do starszych osób trudno mnie zaliczyć - no chyba, że 3 w cyfrze wieku na początku to już starość. A jednak - taaaki tradycyjny. Co zrobić :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz