Nie ja tu jestem najważniejszy. Tylko sprzątam, przygotowuję teren. Idę przed Jezusem do miejsc, gdzie On sam niebawem zamierza pójść. To nie moje rozważanie porusza ludzi. (Marcin Jakimowicz, "Pełne zanurzenie")

niedziela, 15 września 2013

Równia pochyła do dziury

Jezus opowiedział uczniom przypowieść: Czy może niewidomy prowadzić niewidomego? Czy nie wpadną w dół obydwaj? Uczeń nie przewyższa nauczyciela. Lecz każdy, dopiero w pełni wykształcony, będzie jak jego nauczyciel. Czemu to widzisz drzazgę w oku swego brata, a belki we własnym oku nie dostrzegasz? Jak możesz mówić swemu bratu: Bracie, pozwól, że usunę drzazgę, która jest w twoim oku, gdy sam belki w swoim oku nie widzisz? Obłudniku, wyrzuć najpierw belkę ze swego oka, a wtedy przejrzysz, ażeby usunąć drzazgę z oka swego brata. (Łk 6,39-42)
Z tym mamy problem bardzo często. Im dłużej obserwuję wszystko dookoła - owszem, niespełna 30 lat, ale jednak już trochę czasu powiedzmy świadomie - tym bardziej jestem przekonany, że większość krzykliwych, wrzaskliwych, rozpoznawalnych i robiących wszystko aby być zauważeniu quasi-autorytetów idealnie wpasowuje się w obrazek z tej przypowieści piątkowej. Żeby zauważyli, opisali, zadali dużo pytań, które to wypowiedzi zacytują media (co z tego, że na temat, którego pytający nie zna...), żeby być znanym.  

Pierwszy to jest problem z kryzysem nauczycieli i autorytetów - co widzi chyba każdy gołym okiem. Tzn. jest ich niby na pęczki - ale co reprezentują? na co się powołują? co sobą prezentują? co oferują tak naprawdę, poza pewnymi kuszącymi bajerami w postaci zazwyczaj spraw zupełnie doczesnych, przeliczalnych na pieniądze, bez odniesienia do wartości wyższych, nieprzemijających, a czasami wprost wskazując, że te ostatnie nie mają w ogóle sensu, bo liczy się tylko "tu i teraz". Co drugi mądry uważa się za nauczyciela, za osobę, która swoim doświadczeniem, mądrością i radą może służyć naprawdę w dobrym celu innej osobie - a tak naprawdę po prostu robi podatnym na to wodę z mózgu, przekonując najpierw, że sam pozjadał wszystkie rozumy, a potem ucząc podobnego podejścia do życia te łatwowierne osoby. 

Druga kwestia to właśnie nasze chore oczy. Obawiam się, że im głośniej ktoś wykrzykuje, piętnuje, wymachuje rękami i złorzeczy, tym mniej tak naprawdę widzi, tym bardziej zawalone drzewem, tymi przysłowiowymi belkami, ma oczy. Sam chodzi po omacku, a jednak uważa się za eksperta i autorytet do wytykania błędów i typowania do kamienowania innych, "tych gorszych". A jak bardzo często okazuje się, że ten "najgorszy" ma - oczywiście, jak każdy z nas - jakiś problem, grzech, słabość, ale w oczach Boga jednak o wiele mniejszą od tego "jedynego sprawiedliwego". Czyli facet z belką w oczach moralizuje nad kimś, kto ma problem z niewielką drzazgą. Czy w takim działaniu jest cokolwiek z zasadności, czy takie gadanie w ogóle jest czegokolwiek warte? 

Odnoszę wrażenie, że najwięcej prawa do oceny i sądzenia mają ludzie naprawdę pokorni, mądrzy, doświadczenia i mający w sobie miłosierdzia. Ale takich zazwyczaj albo nikt o zdanie nie pyta, albo pyta i nie słucha odpowiedzi; a najczęściej mają w sobie tyle pokory, że mało komu dają się wciągać w tego rodzaju dywagacje i osądy. 

Nic dziwnego, dokąd najczęściej dochodzą - może nie dzisiaj, jutro, ale za rok, dekadę - ci, którzy słuchają takich właśnie quasi-autorytetów i mądrych, a także takie właśnie autorytety. Kończy się dokładnie tak, jak to opisał na początku Jezus: i jeden, i drugi niewidomy pakują się nawzajem do dołu, upadają. 

>>>

Trochę czasu nie pisałem, bo w środę miałem najtrudniejsze chyba w tym roku kolokwium. Trochę odpuściłem naukę - niespełna tydzień - ale przysiadłem, poszedłem, pełen obaw oddałem pracę i... w czwartek dowiedziałem się, że dostałem 4 :) 

Poniedziałek i wtorek siedziałem w domu, uczyłem się i w przerwach modliłem. Po raz pierwszy od nie wiem jak długiego czasu pomodliłem się Koronką do Miłosierdzia Bożego (równocześnie w niewielu wolnych chwilach czytam "Dziurawy kajak i Boże Miłosierdzie" Jana Grzegorczyka - o trudnej i krótkiej historii ss. faustynek). Poza tym mocno czułem, że Mama wspierała z góry.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz