Nie ja tu jestem najważniejszy. Tylko sprzątam, przygotowuję teren. Idę przed Jezusem do miejsc, gdzie On sam niebawem zamierza pójść. To nie moje rozważanie porusza ludzi. (Marcin Jakimowicz, "Pełne zanurzenie")

poniedziałek, 25 czerwca 2012

Wiejska światłość i dobre rozeznanie

>Wyspy, posłuchajcie Mnie! Ludy najdalsze, uważajcie! Powołał Mnie Pan już z łona mej matki, od jej wnętrzności wspomniał moje imię. Ostrym mieczem uczynił me usta, w cieniu swej ręki Mnie ukrył. Uczynił ze mnie strzałę zaostrzoną, utaił mnie w swoim kołczanie. I rzekł mi: Tyś Sługą moim, Izraelu, w tobie się rozsławię. Ja zaś mówiłem: Próżno się trudziłem, na darmo i na nic zużyłem me siły. Lecz moje prawo jest u Pana i moja nagroda u Boga mego. Wsławiłem się w oczach Pana, Bóg mój stał się moją siłą. A teraz przemówił Pan, który mnie ukształtował od urodzenia na swego Sługę, bym nawrócił do Niego Jakuba i zgromadził Mu Izraela. A mówił: To zbyt mało, iż jesteś Mi Sługą dla podźwignięcia pokoleń Jakuba i sprowadzenia ocalałych z Izraela! Ustanowię cię światłością dla pogan, aby moje zbawienie dotarło aż do krańców ziemi.  (Iz 49,1-6)


Dla Elżbiety nadszedł czas rozwiązania i urodziła syna. Gdy jej sąsiedzi i krewni usłyszeli, że Pan okazał tak wielkie miłosierdzie nad nią, cieszyli się z nią razem. Ósmego dnia przyszli, aby obrzezać dziecię, i chcieli mu dać imię ojca jego, Zachariasza. Jednakże matka jego odpowiedziała: Nie, lecz ma otrzymać imię Jan. Odrzekli jej: Nie ma nikogo w twoim rodzie, kto by nosił to imię. Pytali więc znakami jego ojca, jak by go chciał nazwać. On zażądał tabliczki i napisał: Jan będzie mu na imię. I wszyscy się dziwili. A natychmiast otworzyły się jego usta, język się rozwiązał i mówił wielbiąc Boga. I padł strach na wszystkich ich sąsiadów. W całej górskiej krainie Judei rozpowiadano o tym wszystkim, co się zdarzyło. A wszyscy, którzy o tym słyszeli, brali to sobie do serca i pytali: Kimże będzie to dziecię? Bo istotnie ręka Pańska była z nim. Chłopiec zaś rósł i wzmacniał się duchem, a żył na pustkowiu aż do dnia ukazania się przed Izraelem. (Łk 1,57-66.80)
Zamiast 12. niedzieli zwykłej, słuchaliśmy wczoraj tekstów z uroczystości narodzenia św. Jana Chrzciciela (jeśli ktoś ma wątpliwości co do znaczenia takiego wyróżnienia Jana - wystarczy przypomnieć, że w liturgii Kościoła wspominamy tylko 3 narodzenia: narodzenie Pana, narodzenie Matki Bożej - i Jana właśnie). 

Dla mnie ta Msza była szczególna w taki sposób, w jaki szczególną była dotąd każda, kiedy człowiek ma świadomość, że ostatni raz - przed przeprowadzką na nową placówkę - odprawia ją ksiądz, do którego człowiek się przywiązał. Z tym, o którym piszę, nie znaliśmy się bezpośrednio. Pracował u nas, w sumie, tylko rok. Mimo wszystko, dla mnie był tym, którego słuchałem najchętniej. Czy to z ambony - w ramach niedzielnych homilii, czy tych głoszonych w ramach kilkuzdaniowych rozważań w tygodniu. Czy to w konfesjonale, do którego - gdy spowiadał więcej niż 1 kapłan - zawsze stało najwięcej chętnych. Czym się wyróżniał? Wiekiem - w sumie, też niezręczna sytuacja, gdy wikariusz jest kilka lat starszy (wiekiem i kapłaństwem) od proboszcza - na pewno. Ale głównie tym, że mówił prosto, do serca, w sposób zrozumiały dla ludzi, bez jakiś górnolotnych frazesów i wyświechtanych sformułowań, które ułożone w dowolnej konfiguracji stanowią wielokrotnie złożone zdanie, pasujące na każdą okazję - czyli o niczym, nijak. Tak, zdecydowanie wolę coś takiego od najpiękniej napisanego i przeczytanego tekstu z kartki. 

Co mnie ucieszyło - ów ksiądz do nowego wyzwania podchodzi z radością, z zapałem i optymizmem. Co nie  jest tak oczywiste biorąc pod uwagę, dokąd idzie - przysłowiowy koniec świata, wieś na opłotkach diecezji, popegeerowska okolica, biedna dość, 2 kościoły zabytkowe wymagające sporych nakładów, a przy tym dziedziczony po poprzedniku dług na spłatę prac już wykonanych. Pewnie nie jest on "światłością dla pogan", o której - w kontekście Jezusa, na 600 lat przed Jego narodzeniem - prorokował w I czytaniu Izajasz, jednak wydaje się, iż jego zadaniem w najbliższym czasie będzie właśnie takie świecenie, oświetlanie i rozpromienianie tamtych ludzi, z ich sprawami, problemami, radościami i smutkami, właśnie tam dokąd Bóg wolą biskupa go kieruje, właśnie między nimi i z nimi, właśnie w zakresie tego, z czym oni w swojej rzeczywistości kroczenia drogami życia będą się mierzyć.

Tego mu życzę. Żeby jego kapłaństwo pięknie się realizowało w tej zupełnie dla niego nowej rzeczywistości, żeby umiał do tych ludzi dotrzeć, żeby umiał zaradzić ich potrzebom i owocnie prowadzić ich do Boga, a Boga im przybliżać. 

A wracając do tekstów - to słowa o powołaniu. Powołaniu, które niestety dość często - patrząc po ludziach - mylnie rozpoznajemy. Bo trzeba odróżnić dwie sprawy - znalezienie/rozpoznanie powołania, a dokonanie wyboru. Dwa kroki, jeden prowadzący do drugiego - tylko że pomylić można przy każdym z nich. Izajasz mówi jakby o walce, jaką człowiek toczy - nie z Bogiem, ale z samym sobą - dopóki właściwie nie odkryje swojego powołania. Co - w wypadku błędnej decyzji - może oznaczać brak szczęścia, spełnienia przez całe życie. Niestety. Nie potrafimy słuchać Boga, nie potrafimy się w Niego zasłuchać, przez co podejmujemy decyzje, przekonani że jest zgodna z Jego wolą, podczas gdy kierujemy się tak naprawdę tylko swoim chceniem, swoim ego i swoim widzimisię. Nic dziwnego, że takie drogowskazy często prowadzą w złą stronę. Gdy trafiamy w niewłaściwe miejsce - w szkole, na studiach, w pracy - staramy się ten stan rzeczy zmienić, zmieniając klasę, uczelnię, kierunek studiów, czy szukając innego zatrudnienia. A gdy człowiek zabłądzi przy tej najważniejszej życiowej decyzji - małżeństwo, kapłaństwo czy życie zakonne?

Rodzina i krewni Zachariasza i Elżbiety od narodzin Jana zastanawiali się "kimże będzie to dziecię?". To postawa jak najbardziej słuszna, i szkoda, że dzisiaj wydawać się może, że ludzie - owszem, też tak podchodzą - ale jedynie do kwestii wykształcenia (żeby szkoła była prestiżowa, najlepiej przedszkole prywatne, no i matura na maxa, żeby się na najlepszy kierunek dziecko dostało) i pozycji zawodowej oraz materialnej. Trzeba zakładać, że kieruje nimi autentyczna troska o człowieka, o jego dobro, o wykorzystanie umiejętności i możliwości. Należy jednak brać też pod uwagę, jaki ten człowiek jest - czym się interesuje, co go pociąga, do czego ma uzdolnienia czy predyspozycje. Nie raz i nie dwa razy zdarza się, że dziecko jest unieszczęśliwiane przez rodziców, którzy wyżywają się na nim, każąc realizować ich własne, niespełnione kiedyś, aspiracje.  

Wsłuchujmy się w głos Boga. Czasami lepiej przeczekać, żeby wszystko potrwało dłużej, ale być pewnym podejmowanej decyzji, wykonywanego kroku. Nic dziwnego, że dzisiaj coraz więcej zgromadzeń i wspólnot zakonnych tworzy dodatkowy etap na drodze zakonnej - jeszcze przed nowicjatem - gdzie kandydat żyje razem ze wspólnotą, ale nie jako jej członek, i ma np. rok czasu na przyglądanie się jej, na rozeznanie. Bo o nie właśnie - o to dobre rozeznanie - chodzi. Gdy serce się ku czemuś rwie - wsłuchaj się z Boży głos w środku. Nogi gdzieś niosą - ale czy to jest dobre? Teraz człowiek już gdzieś leci - ale jak będzie to wyglądało w perspektywie np. 5 czy 10 lat? W interesie własnym i tych wszystkich, których swoją pochopną decyzją możesz skrzywdzić, albo krzywdzić w przyszłości. Masz jedno życie, i pewne decyzje można podjąć tylko raz. 

To nie są pesymistyczne słowa - tylko prawdziwe. To słowa przestrogi dla wszystkich, którzy są o krok od podjęcia pochopnej decyzji. Przemyśl ją, a najlepiej przemódl. Może warto wyjechać na chwilę, pobyć gdzie indziej, aby się zastanowić? A pamięci modlitewnej polecam dzisiaj wszystkich, którzy w tym czasie podejmują pierwsze dorosłe wybory, maturzystów. Niech Boże światło wskaże im tę właściwą drogę - nie najłatwiejszą, najprzyjemniejszą czy najprostszą - ale tę jedyną, bo ich własną.        

1 komentarz:

  1. To... to SŁOWO, którym zachwycałam się pisząc komentarz do Ewangelii na mszę. ;)
    Zachwyciłam się raczej mową o powołaniu i o tym, jak bardzo nie należymy do siebie, bo sam Bóg zatroszczył się już o nasze życie.

    OdpowiedzUsuń