Nie ja tu jestem najważniejszy. Tylko sprzątam, przygotowuję teren. Idę przed Jezusem do miejsc, gdzie On sam niebawem zamierza pójść. To nie moje rozważanie porusza ludzi. (Marcin Jakimowicz, "Pełne zanurzenie")

poniedziałek, 21 grudnia 2015

Ostatnia prosta


I tyle. Bo dzisiaj (21 grudnia) tekst dokładnie ten sam, co z 04. niedzieli Adwentu. Nic dodać, nic ująć. Może tylko właśnie zapytać - czy ja to w końcu ogarnę i uwierzę?

Zostały 2,5 dni tego pięknego czasu - choć aura nie nastraja, mało zimowa, i bardziej pasuje powiedzenie, że piękną mamy wiosnę/jesień (w zależności od tego, czy słońce świeci) tej zimy. Ostatnia prosta, bardziej niż dosłownie. Prezenty już raczej pewnie pokupowane, zakupy porobione, zaczyna się powoli pichcenie, pieczenie, duszenie, i inne takie kuchenne działania. 

Ważne jest to, żeby nie stracić z oczu istoty tego, na co, a właściwie na Kogo się przygotowujemy. Bo bywa bardzo różnie, i w ferworze walki z czasem zdarza się, że się gubimy, zaczynamy wściekać, awanturować, padają jakieś niepotrzebne słowa, wyrzuty. Czy przygotowanie do świąt to czas dany nam, żeby sobie poskakać do gardeł i powyrzucać? Nie. Pewnie, zdarza się stres, spinanie, żeby zdążyć, przygotować, odpicować... Ja uświadomiłem sobie na przykład, że gdyby mi żona nie powiedziała, żyłbym w błogiej nieświadomości odnośnie konieczności zmiany i wyprania firan; człowiek uczy się całe życie. 

Jeśli to przygotowanie do świąt ma się skończyć karczemną awanturą i obrażaniem - to nie ma sensu. Lubię mówić, że szopka wystarczy jedna - ta z Jezusem, do której pójdziemy w kościele, i jeśli w domu robimy szopkę z cyrkiem przygotowań, to mijamy się kompletnie z celem. Jak to kapitalnie ujął w jednych rekolekcjach internetowych ks. Jan Kaczkowski: "gwiazdka" nie może być tylko pustym sygnałem dla odpalenia naszej wigilijnej obrzędowości - w takim ludzkim wymiarze: prezenty, rytuał z obowiązkową pasterką, przez którą stoi się pod kościołem. Świetne. Udawanie nie ma żadnego sensu - chyba uczciwiej po prostu nie brać w tym świętowaniu na siłę, wbrew sobie, udziału. 

To jest czas dany na to, żeby się wyciszyć i podsumować ten Adwent. Co wyszło, co nie wyszło. Nie potępiać się, nie zadręczać, nie biczować - ale podziękować za to, co było dobre, co się udało. Prosić Pana o natchnienie i siłę na walkę w przyszłym roku - zawsze znajdzie się pole do działania. Rozliczyć samego siebie, tak uczciwie. Nie chodzi o to, czy nie jadłem słodyczy - sorry, to jest dobre dla dzieci... Czy próbowałem w czymś choćby najzwyklejszym być bardziej sumienny, lepszy. Tu nie chodzi o przewrót kopernikański - ale to, aby coś w sobie zmienić. Bóg przez te niepełne 4 tygodnie dał naprawdę dużo słów inspiracji. 

Jest jeszcze okazja na spowiedź. Wczoraj było bardzo ładne wezwanie w modlitwie powszechnej za tych właśnie, którzy ciągle zwlekają z posprzątaniem tej najważniejszej, choć niewidocznej sfery. Pewnie odstoisz trochę już w kolejce - ale warto. 

On znowu się narodzi, pokój wam!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz