Nie ja tu jestem najważniejszy. Tylko sprzątam, przygotowuję teren. Idę przed Jezusem do miejsc, gdzie On sam niebawem zamierza pójść. To nie moje rozważanie porusza ludzi. (Marcin Jakimowicz, "Pełne zanurzenie")

piątek, 13 listopada 2015

Marzenie o przyzwoitości

Sytuacja z młodym wrocławskim księdzem-nacjonalistą spowodowała, że zapomniałem napisać o tym, o czym chciałem przede wszystkim. Czyli o świetnym "marzeniu" s. Małgorzaty Chmielewskiej, jaki opisała na okoliczność właśnie Święta Niepodległości na swoim blogu. A napisała tak:
Marzy mi się Polska fundamentalnie katolicka. Zgłupiałam? Może. 
Polska, w której każdy człowiek będzie traktowany z szacunkiem przez innych “każdych człowieków”. Bo tego uczy katechizm. Polska, w której wspólne dobro jest dzielone uczciwie. W której dzieci, starzy, chorzy i niepełnosprawni mają pierwszeństwo. Polska, w której oszustwo jest grzechem i wytykane palcami, a cwaniactwo jest be. Polska, w której okrzyk “chcemy więcej” ma nową treść: “Chcemy dać z siebie więcej”. 
Polska, w której obcy nie jest obcy, a wszyscy się do siebie uśmiechają /nawet kierowcy/, bo nikt się nikogo nie boi. 
W której pracowitość i zdolności są szanowane, krzywdy się przebacza, a skrzywdzonemu naprawia. W której posuwamy się na ławce, żeby zrobić miejsce przybyszowi i odziewamy nagiego i karmimy głodnego, nie pytając wprzód o rasę czy wyznanie lub jego brak. Bo to człowiek, Chrystus cierpiący. Polska, w której pogarda jest wstydem, a nienawiść i agresja wysłana na Marsa, bo Księżyc za blisko. Władza jest służbą, a rządzeni władzę wspierają w decyzjach i z szacunkiem krytykują, kiedy błąd popełni. No i władza słucha. 
Tak uczy Kościół Katolicki, czyli powszechny. Ot, mój prywatny fundamentalizm. Katolicki. A w wersji dla niewierzących - Polska ludzi przyzwoitych. 
No to zaczynam spełniać swoje marzenia. Jutro uśmiech na gębę i do roboty. Fundamentalnie i od podstaw. Polski się nie ma gotowiutkiej, z fabryki. Polskę trzeba budować stale. Tutaj. Make in Poland.
Niby takie trywialne sprawy, oczywiste oczywistości. Tak. I równocześnie rzeczy, z którymi jest nam ciągle najtrudniej i najmniej po drodze - choćby ten przykład z ustępowaniem miejsca (jechałem dzisiaj prawie pustym autobusem, co i tak nie przeszkadzało kilku starszym osobom patrzeniu na mnie spode łba - bo pewnie chcieli usiąść tam, gdzie ja, a obok było dwadzieścia innych wolnych miejsc). 

Uprzejmość. Uczciwość. Życzliwość. Sprawiedliwość. Troska. Słuchanie drugiego człowieka. Otwartość na niego. Władza jako służba (trudno o lepszy moment - nowy sejm, tworzący się rząd większościowy) a nie "teraz, k..., my a po nas to choćby i potop". Taka przyzwoitość, o której często mówił śp. Władysław Bartoszewski jako unikalny wspólny mianownik także dla niewierzących. Katolickość rozumiana jako powszechność - w tym wypadku wartości, niekoniecznie też wiary, ale pozostałych, niby tak oczywistych a ciągle mało widocznych. 

Może się ktoś obruszy za porównanie - fundament, kanon zasad, współczesne 8 błogosławieństw, tyle że w wersji także dla laików? A o ile prościej by było. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz