Sytuacja z młodym wrocławskim księdzem-nacjonalistą spowodowała, że zapomniałem napisać o tym, o czym chciałem przede wszystkim. Czyli o świetnym "marzeniu" s. Małgorzaty Chmielewskiej, jaki opisała na okoliczność właśnie Święta Niepodległości na swoim blogu. A napisała tak:
Marzy mi się Polska fundamentalnie katolicka. Zgłupiałam? Może.
Polska, w której każdy człowiek będzie traktowany z szacunkiem przez innych “każdych człowieków”. Bo tego uczy katechizm. Polska, w której wspólne dobro jest dzielone uczciwie. W której dzieci, starzy, chorzy i niepełnosprawni mają pierwszeństwo. Polska, w której oszustwo jest grzechem i wytykane palcami, a cwaniactwo jest be. Polska, w której okrzyk “chcemy więcej” ma nową treść: “Chcemy dać z siebie więcej”.
Polska, w której obcy nie jest obcy, a wszyscy się do siebie uśmiechają /nawet kierowcy/, bo nikt się nikogo nie boi.
W której pracowitość i zdolności są szanowane, krzywdy się przebacza, a skrzywdzonemu naprawia. W której posuwamy się na ławce, żeby zrobić miejsce przybyszowi i odziewamy nagiego i karmimy głodnego, nie pytając wprzód o rasę czy wyznanie lub jego brak. Bo to człowiek, Chrystus cierpiący. Polska, w której pogarda jest wstydem, a nienawiść i agresja wysłana na Marsa, bo Księżyc za blisko. Władza jest służbą, a rządzeni władzę wspierają w decyzjach i z szacunkiem krytykują, kiedy błąd popełni. No i władza słucha.
Tak uczy Kościół Katolicki, czyli powszechny. Ot, mój prywatny fundamentalizm. Katolicki. A w wersji dla niewierzących - Polska ludzi przyzwoitych.
No to zaczynam spełniać swoje marzenia. Jutro uśmiech na gębę i do roboty. Fundamentalnie i od podstaw. Polski się nie ma gotowiutkiej, z fabryki. Polskę trzeba budować stale. Tutaj. Make in Poland.
Niby takie trywialne sprawy, oczywiste oczywistości. Tak. I równocześnie rzeczy, z którymi jest nam ciągle najtrudniej i najmniej po drodze - choćby ten przykład z ustępowaniem miejsca (jechałem dzisiaj prawie pustym autobusem, co i tak nie przeszkadzało kilku starszym osobom patrzeniu na mnie spode łba - bo pewnie chcieli usiąść tam, gdzie ja, a obok było dwadzieścia innych wolnych miejsc).
Uprzejmość. Uczciwość. Życzliwość. Sprawiedliwość. Troska. Słuchanie drugiego człowieka. Otwartość na niego. Władza jako służba (trudno o lepszy moment - nowy sejm, tworzący się rząd większościowy) a nie "teraz, k..., my a po nas to choćby i potop". Taka przyzwoitość, o której często mówił śp. Władysław Bartoszewski jako unikalny wspólny mianownik także dla niewierzących. Katolickość rozumiana jako powszechność - w tym wypadku wartości, niekoniecznie też wiary, ale pozostałych, niby tak oczywistych a ciągle mało widocznych.
Może się ktoś obruszy za porównanie - fundament, kanon zasad, współczesne 8 błogosławieństw, tyle że w wersji także dla laików? A o ile prościej by było.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz