Nie ja tu jestem najważniejszy. Tylko sprzątam, przygotowuję teren. Idę przed Jezusem do miejsc, gdzie On sam niebawem zamierza pójść. To nie moje rozważanie porusza ludzi. (Marcin Jakimowicz, "Pełne zanurzenie")

czwartek, 15 października 2015

Księżowska bi(a)da

Jezus powiedział do faryzeuszów i uczonych w Prawie: Biada wam, faryzeuszom, bo dajecie dziesięcinę z mięty i ruty, i z wszelkiego rodzaju jarzyny, a pomijacie sprawiedliwość i miłość Bożą. Tymczasem to należało czynić, i tamtego nie opuszczać. Biada wam, faryzeuszom, bo lubicie pierwsze miejsce w synagogach i pozdrowienia na rynku. Biada wam, bo jesteście jak groby niewidoczne, po których ludzie bezwiednie przechodzą. Wtedy odezwał się do Niego jeden z uczonych w Prawie: Nauczycielu, tymi słowami nam też ubliżasz. On odparł: I wam, uczonym w Prawie, biada! Bo wkładacie na ludzi ciężary nie do uniesienia, a sami jednym palcem ciężarów tych nie dotykacie. Biada wam, ponieważ budujecie grobowce prorokom, a wasi ojcowie ich zamordowali. A tak jesteście świadkami i przytakujecie uczynkom waszych ojców, gdyż oni ich pomordowali, a wy im wznosicie grobowce. Dlatego też powiedziała Mądrość Boża: Poślę do nich proroków i apostołów, a z nich niektórych zabiją i prześladować będą. Tak na tym plemieniu będzie pomszczona krew wszystkich proroków, która została przelana od stworzenia świata, od krwi Abla aż do krwi Zachariasza, który zginął między ołtarzem a przybytkiem. Tak, mówię wam, na tym plemieniu będzie pomszczona. Biada wam, uczonym w Prawie, bo wzięliście klucze poznania; samiście nie weszli, a przeszkodziliście tym, którzy wejść chcieli. Gdy wyszedł stamtąd, uczeni w Piśmie i faryzeusze poczęli gwałtownie nastawać na Niego i wypytywać Go o wiele rzeczy. Czyhali przy tym, żeby go podchwycić na jakimś słowie (Łk 11,42-54)
Połączyłem, idące w ciągłości, teksty z wczoraj i dzisiaj - bo i odbiorcy ci sami, a i temat podobny.

Na pewno te słowa są w pewnym sensie ukierunkowane na pewną grupę - bo Jezus mówi do ówczesnych nauczycieli, duchowych przywódców Izraela. Tych, którzy wtedy tamtym mieli Boga przybliżać - a jak te opisy pokazują, dość często było odwrotnie dokładnie. Zarzuty są poważne. Skrupulanctwo zamiast miłosierdzia. Obnoszenie się z własną godnością i stanem. Rozdmuchane ego. Celebrytyzm. Selektywność - ty się zajeżdżaj, a ja cię będę punktował, stojąc wygodnie z boku. I wreszcie - zamiast przybliżania Boga, Jego zasłanianie, odpychanie, antyświadectwo i zgorszenie. 

Na pewno te - gorzkie i trudne - słowa pozostają aktualne również dzisiaj, co nasza rzeczywistość bardzo dobitnie niestety pokazuje nawet w ostatnich dniach. Akcja ks. Krzysztofa Charamsy chociażby - niedowierzanie, zgorszenie, zdziwienie, wykorzystanie momentu (tuż przed rozpoczęciem synodu biskupów) i mediów, które przyjęły za dobrą monetę dorobioną na prędce historię. Papież, który w trakcie synodu - choć nie precyzując - mówi: "chciałbym w imieniu Kościoła prosić was o przebaczenie za skandale, które w ostatnim czasie wybuchły tak w Rzymie, jak i w Watykanie, proszę was o przebaczenie". Media skupiają się na dociekaniu - za co przeprasza - a to nie ma znaczenia (tzw. Vatileaks z kamerdynerem jeszcze Benedykta XVI, medialną szopkę ks. Charamsy czy jakikolwiek konkretny inny/inne przypadki). 

To dobrze, że Ojciec Święty chce, aby ludzie widzieli, że to nie są sprawy, na które macha ręką, nad którymi przechodzi do porządku dziennego (teoretycznie mógłby - jest stosowna dykasteria, tam się tymi rzeczami zajmują). To nawet bardzo dobrze, że głowa Kościoła pokazuje, że duchowni powinni najpierw wymagać od siebie - czego na każdym kroku swoją zwyczajnością, prostotą uczył jeszcze jako szeregowy zakonnik, biskup czy kardynał, i uczy nadal jako papież. 

Człowiek w konfesjonale zamiast prawdy o Bożym Miłosierdziu potrafi usłyszeć niezrozumiały bełkot czy prawie zwymyślanie albo odpytywanie o "szczegóły" grzesznej materii, pomieszane ze straszeniem piekłem (nie chodzi mi o negowanie grzechu - ale formę). Celebrowanie i fetowanie każdego, za przeproszeniem kiwnięcia palcem przez danego księdza - "a że ksiądz kanonik raczył", "ksiądz prałat zaszczycił", "wasza ekscelencja uświetniła swoją osobą" etc. Im więcej kolorowych ozdóbek  przy stroju (a tu pas, a tu lamówka, a tu pompon przy birecie, dystynktorium - a jak się trafi infuła to już w ogóle jak biskup prawie!) tym lepiej. Pycha po prostu i próżność. Niektórzy księża jako dyżurni, etatowi prawie, komentatorzy mediów różnych nurtów i poglądów - zawsze gotowi do komentarza, często nijak mającego się do nauki Kościoła czy w ogóle postawy, jaka powinna cechować katolika (nie mówiąc, że duchownego). Ambonowe moralizatorstwo "kazaniowe" (bo trudno to homilią nazwać) o potrzebie ubóstwa, wsparcia kolejnego dzieła - gdy mówiący te słowa właśnie nabył nowiutkiego smartfona z wyższej półki albo nową furę (nie rozliczam - ksiądz ma swoje finanse, dysponuje nimi, samochód mieć wręcz powinien - ale czy życie ponad stan nie gorszy? a wielu księży tak żyje). W bardzo dużym uproszczeniu - bycie kimś, kogo gdy osoba wchodząca przypadkowo z ulicy do kościoła zobaczy, to bynajmniej do jakiejkolwiek relacji z Bogiem, do modlitwy nie zachęci, a wręcz od zbliżenia do tej rzeczywistości Bożej odstraszy. 

Oczywiście, te same zarzuty pewnie powinno się skonfrontować - każdy we własnym sumieniu - nie tylko do duchownych, ale i świeckich; wbrew temu, co się mówi, święcenia czy śluby zakonne nie robią z człowieka giganta ducha, nie upgrade'ują świętości na wyższy level, nie robią z człowieka, ot tak, duchowego nadczłowieka. Ale nie da się ukryć, gdy ktoś naucza (czasami - niestety - moralizuje, mniej czy bardziej zamierzenie), ma za zadanie prowadzić, wspierać - upadki takich osób są bardziej widoczne, bardziej bolą, a przede wszystkim gorszą tych małych (pomijam już szum medialny). 

Ksiądz też człowiek, z całą pewnością. Dlatego trzeba się za nich modlić. O siły, mądrość, roztropność w tym, co mówią, jak mówią, co robią i jakie dają świadectwo. Nie my jesteśmy od rozliczenia - to domena Boga, on rozliczy każdego. Mimo wszystko, czasami jak się na niektórych patrzy to człowiek zastanawia się - gdzie ja jestem? Ano w Kościele - zbudowanym z grzeszników, jak ja czy taki ksiądz. Na szczęście, i w tym jest nadzieja, w tym wszystkim jest i działa też Duch Święty. Niektórym księżom mógłby częściej otworzyć Pismo Święte na tym fragmencie powyżej. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz