Nie ja tu jestem najważniejszy. Tylko sprzątam, przygotowuję teren. Idę przed Jezusem do miejsc, gdzie On sam niebawem zamierza pójść. To nie moje rozważanie porusza ludzi. (Marcin Jakimowicz, "Pełne zanurzenie")

piątek, 18 kwietnia 2014

Piątek


Wielokrotnie zastanawiałem się - jak by to mogło być? Czemu było akurat tak? Jezus w sposób oczywisty narażał się wielu - od rzymskiej władzy poczynając, na władzy żydowskiej, faryzeuszach przede wszystkim kończąc. Czy musiał jednak dotrzeć w swojej historii do tak spektakularnego finału? Czy Jego koniec musiał być taki? Czy Jezusa musieli umęczyć i ukrzyżować? 

Wydaje mi się, że nie. Chociaż On sam, paradoksalnie, mówił o tym wprost - w przypowieści o winnicy i nieuczciwych rządcach, dzierżawcach. Bóg Ojciec to właściciel winnicy (ziemi obiecanej), dzierżawiący ją to właśnie Naród Wybrany. Wysłał po zapłatę swoje sługi - to prorocy - których Izraelici dzielnie kamienowali i zabijali na różne sposoby. Liczył Bóg, że uszanują Jego Syna - a oni zrobili w Wielki Piątek to, co zrobili. 

Mogło być inaczej. Jezus mógł dożyć sędziwej starości, umrzeć... i tak samo zbawić świat. Tylko mniej spektakularnie. Rozłożyć swoje zwycięstwo bardziej w czasie, nie przegrywając po drodze swojego życia na krzyżu. Ale i to miało swój symbol - jak kiedyś Bóg wyprowadził Żydów z Egiptu w święto Paschy, tak i Jego Syn zwyciężył ostatecznie w dniu święta Paschy. 

Fenomenalny jest, incydentalny i marginalny jakby w całej treści, zapis o pierwszej kanonizacji, dokonanej nawet nie przez Piotra jako "pierwszego papieża", ale samego Jezusa, z wysokości krzyża. "Dziś ze Mną będziesz w raju", czyli słowa do Dyzmy, Dobrego Łotra, umierającego tuż obok na takim samym krzyżu. Jak w przypowieści o robotnikach w (znowu!) winnicy - nagrodę główną dostaje także ten, który załapał się w ostatniej chwili. Może to właśnie jest największe z Bożego przesłania? Nie ważne kiedy - abyś się otrząsnął i wyciągnął wnioski? Mnie zastanawia też co innego - w żadnym momencie Jezus nie potępił tego drugiego, "Złego Łotra". Ewangelia mówi, że tamten Mu złorzeczył, a potem jest dialog z Dyzmą. Nie wiemy, ile mu pozostało czasu życia - może i tamten wykorzystał swoją szansę? 

A do tego ten piękny, choć bardzo trudny, dialog Jezusa - a raczej ludzkiej części Jego natury - z Bogiem Ojcem w Ogrodzie Oliwnym. Fantastycznie pokazał to Gibson w "Pasji", z motywem Złego kuszącego Jezusa. Syn Boży po ludzku się bał - ale wytrwał. 

Pewnie wiele osób w ferworze przygotowań do świąt nie ma dzisiaj czasu na nic - co akurat jest strasznie bez sensu, że powiem wprost. Przygotowanie - do czego? Do dwudniowego żarcia i picia, przeplatanego seansami średnich filmów w telewizji? Jeśli będzie w tym wszystkim czas na słowo "przepraszam", na wyrażenie uczuć najbliższym, choćby spacer - to już dobrze. Bo jeżeli świętować - to co? Kogo? Jeśli świętować zwycięstwo Jezusa - to po pierwsze z czystym serem (w kościołach i kaplicach trwa maraton spowiadania, jest jeszcze czas - w święta w wielu kościołach spowiedzi nie ma!), po drugie poświęciwszy chociaż troszkę czasu na kontemplację tajemnicy (żadnej magii) tych dni, zgłębienie piękna Triduum. Żeby to, co w domu - na stole, dekoracjach, odświętnym stroju - było na swoim miejscu, czyli tylko dodatkiem do tego, co w sercu. Nigdy na odwrót!  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz