Nie ja tu jestem najważniejszy. Tylko sprzątam, przygotowuję teren. Idę przed Jezusem do miejsc, gdzie On sam niebawem zamierza pójść. To nie moje rozważanie porusza ludzi. (Marcin Jakimowicz, "Pełne zanurzenie")

niedziela, 9 grudnia 2012

Zabiegana gotowość

Spóźnione, zeszłotygodniowe...
Jezus powiedział do swoich uczniów: Będą znaki na słońcu, księżycu i gwiazdach, a na ziemi trwoga narodów bezradnych wobec szumu morza i jego nawałnicy. Ludzie mdleć będą ze strachu, w oczekiwaniu wydarzeń zagrażających ziemi. Albowiem moce niebios zostaną wstrząśnięte. Wtedy ujrzą Syna Człowieczego, nadchodzącego w obłoku z wielką mocą i chwałą. A gdy się to dziać zacznie, nabierzcie ducha i podnieście głowy, ponieważ zbliża się wasze odkupienie. Uważajcie na siebie, aby wasze serca nie były ociężałe wskutek obżarstwa, pijaństwa i trosk doczesnych, żeby ten dzień nie przypadł na was znienacka, jak potrzask. Przyjdzie on bowiem na wszystkich, którzy mieszkają na całej ziemi. Czuwajcie więc i módlcie się w każdym czasie, abyście mogli uniknąć tego wszystkiego, co ma nastąpić, i stanąć przed Synem Człowieczym. (Łk 21,25-28.34-36)>
Jezus nigdy człowieka nie straszy - choć ktoś może tak uważać, czytając pobieżnie te słowa. Tak naprawdę, zarówno pierwotni słuchacze tych słów wtedy, jak i my dzisiaj możemy powiedzieć śmiało - noo, sprawdza się. Bo tak jest. Tu nie chodzi o to, czy potrafimy sobie pewne zjawiska wytłumaczyć, że dzisiaj jest w tym zakresie lepiej - bo wiemy, co to zaćmienie księżyca, potrafimy je co do sekundy przewidzieć, rozumiemy na czym polegają komety, jak funkcjonują ciała niebieskie, staramy się zapobiegać powodziom czy tsunami albo huraganom. Choć, tak naprawdę, z tej wiedzy niewiele wynika - i tak, przy całej swojej technice i postępie, co chwilę jakby Bóg pokazywał palcem: za bardzo wierzycie w siebie i swoje możliwości. 

Stąd tak konkretne i dosadne słowa - uważajcie na siebie, aby wasze serca nie były ociężałe wskutek obżarstwa, pijaństwa i trosk doczesnych, żeby ten dzień nie przypadł na was znienacka, jak potrzask. Można być człowiekiem bardziej niż bardzo zajętym, a równocześnie tracić czas na sprawy jedynie doczesne. W których, rzecz jasna, nie ma nic złego samego w sobie - mam rodzinę, pracuję, muszę zapewnić sobie i bliskim dach nad głową, pożywienie, pokarm itp. Ale w tym wszystkim nie mogę utracić Bożej optyki, nie mogę zapomnieć o Bogu i sprawach o wiele dalej niż do następnej wypłaty czy raty kredytu sięgających. 

Chrześcijanin to człowiek chodzący z podniesioną głową i także o tym Jezus nam dzisiaj przypomina. Ale nie ze względu na zarozumiałość czy wyjątkowo wysokie o sobie mniemanie, przerośnięte ego - nic z tych rzeczy. Człowiek chodzący z głową prawie że w chmurach - właśnie dlatego, że świadomy swojej małości, słabości i grzeszności, a zarazem nie chcący za nic przegapić Najważniejszego Gościa, który zmierza ku nam - z jednej strony, aby ponownie narodzić się w betlejemskiej stajni, a z drugiej strony od wieków z każdym dniem zbliża się, aby dokonać ostatecznego Sądu nad tym, co było, jest i kiedykolwiek będzie. Te nasze głowy w górze mają być po prostu uniesione Bożym Duchem, nie inaczej jak tylko z radości spowodowanej bliskością tego, czego wyczekujemy - przyjścia Pana. I nie ma tu żadnego znaczenia, czy On przyjdzie faktycznie za mojego życia, czy dopiero gdy moje kości zmienią się znowu w popiół po wielu latach czy wiekach spędzonych w grobie - liczy się to, czy i jak na Niego czekałem, co z tym swoim danym i zadanym życiem zrobiłem. 

Co więcej - adwent to czas podejmowania pracy nad sobą i wyrzeczeń, zatem Bóg prosi, abym - poza pracą i czasem dla Niego (to dopiero wyczyn...) - znalazł też w sobie chęć i umiejętność do podzielenia się z innymi, wsparcia ich. Wigilijne Dzieło Pomocy w postaci świec czy Szlachetna Paczka ks. Jacka Stryczka i jego Stowarzyszenia Wiosna to pewnie najbardziej rozpoznawalne pobożne inicjatywy - przy czym nie jedyne, więc warto popatrzeć, co się dzieje naokoło, w parafii, albo po prostu samemu spróbować pomóc, ot, choćby sąsiadowi w potrzebie, o którym mało kto wie. Twórczo i dobrze wykorzystać ten czas, a przede wszystkim nie zmarnować go na sobie jedynie. A może w tym wszystkim znaleźć inspirację i sposób na działanie dla innych nie tylko adwentowe? Paradoksalnie, człowiek bardzo w ten sposób zajęty z pewnością Boga nie przegapi, ani dnia Jego przyjścia. Po prostu będzie na niego gotowy - w tym, czym będzie się zajmował. Taka zabiegana gotowość. 

>>>

>Nie chwaliłem się dotąd, bo trochę zarobiony byłem po sesji, nadrabiając najpilniejsze zaległości - zakończona pozytywnie, wszystko pozdawane w pierwszych terminach ze średnią powyżej 4 :) Tak więc za wszelkie wsparcie niezmiernie dziękuję - biorąc pod uwagę np. przebieg kolokwium ustnego czy układ pytań testowych, nie wątpię, że Ktoś mi pomagał :)

>>>

Pewnie wielu ma takiego pecha, jak ja, ponieważ pracuje w godzinach, w których nijak się nie da brać udziału w roratach. Niestety. Paradoksalnie, sam byłem kilka lat wstecz w rodzinnej parafii przeciwnikiem "wieczornych" mszy roratnich.  

Trzeba sobie radzić - a ja polecam Langustę na palmie, czyli internetowe rekolekcje adwentowe o. Adama Szustaka OP pt. "Nocny złodziej" (linki do poszczególnych nagrań są na profilu o. Adama na FB). Nowe części w niedziele, wtorki i czwartki adwentu.

>>>

Bardzo dużo się dzieje. Nasz dotychczasowy sufragan odbył wczoraj ingres do katedry pelplińskiej, jego dotychczasowa stolica tytularna przypadła już, o ile pamiętam, nowemu sufraganowi białostockiemu, zresztą nie jedynemu polskiemu biskupowi mianowanemu w tych dniach (także za granicą). Papieski sekretarz ks. prałat Georg Gaenswein od wczoraj jest Prefektem Domu Papieskiego w randze arcybiskupa - ciekawe łączenie stanowisk, mnie martwi to, że może sugerować brak zaufania Benedykta XVI do innych osób i podejrzliwość w kontekście ledwo co zamkniętej (pytanie, czy do końca rozwiązanej w zakresie mocodawców?) afery z jego kamerdynerem. A z zakonnego podwórka - suspensa nałożona na dniach przez prowincjała na o. Fabiana Błaszkiewicza SI, znanego i charyzmatycznego kaznodziei, trenera rozwoju osobistego, który (nazwijmy to po imieniu) porzucił swój dom zakonny... po czym, po podaniu powyższego do wiadomości, odmówił komentarza, zdając się na wolę przełożonych. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz