Nie ja tu jestem najważniejszy. Tylko sprzątam, przygotowuję teren. Idę przed Jezusem do miejsc, gdzie On sam niebawem zamierza pójść. To nie moje rozważanie porusza ludzi. (Marcin Jakimowicz, "Pełne zanurzenie")

wtorek, 20 listopada 2012

Najlepszy budowniczy na gruzach

Jezus powiedział do swoich uczniów: W owe dni, po tym ucisku, słońce się zaćmi i księżyc nie da swego blasku. Gwiazdy będą padać z nieba i moce na niebie zostaną wstrząśnięte. Wówczas ujrzą Syna Człowieczego, przychodzącego w obłokach z wielką mocą i chwałą. Wtedy pośle On aniołów i zbierze swoich wybranych z czterech stron świata, od krańca ziemi aż do szczytu nieba. A od drzewa figowego uczcie się przez podobieństwo! Kiedy już jego gałąź nabiera soków i wypuszcza liście, poznajecie, że blisko jest lato. Tak i wy, gdy ujrzycie, że to się dzieje, wiedzcie, że blisko jest, we drzwiach. Zaprawdę, powiadam wam: Nie przeminie to pokolenie, aż się to wszystko stanie. Niebo i ziemia przeminą, ale słowa moje nie przeminą. Lecz o dniu owym lub godzinie nikt nie wie, ani aniołowie w niebie, ani Syn, tylko Ojciec. (Mk 13,24-32)
I niech mi ktoś powie, że nie żyjemy w czasach ostatecznych. Niektórym wydaje się, że człowiek osiągnął praktycznie szczyty możliwości i okiełznał wszystko, co się do okiełznania było - a co rusz widzimy, że jota w jotę spełnia się to, o czym 2000 lat temu powiedział Jezus, z którego nawet dzisiaj niektórzy chcą zrobić wiejskiego quasi-mesjasza, zamiast po prostu Mu uwierzyć. Miał rację także w sprawach takich, jak te w niedzielnym fragmencie. Zaćmienia księżyca, tsunami, coraz więcej huraganów, trąby powietrzne. O katastrofach kosmicznych, gdy jakieś ciało niebieskie miało by zniszczyć Ziemię, póki co obejrzeć można filmy science fiction - ale kto wie, nie jest to nierealne. Ktoś powie - pewnie, da się je wyjaśnić naukowo, zresztą były, są i będą. I pewnie tak. Przypadkiem jednak ilość tych kataklizmów wzrasta, a człowiek - pan wszystkiego rzekomo - jest w stosunku do nich tak samo, o ile nie bardziej (z całym postępem) bezradny?

Bóg nie bez powodu używa takich, a nie innych słów. Pokazuje nam kruchość tego, co jest wokół nas, co dla nas cenne, na czym budujemy, co tworzymy - nie tylko to, co namacalne, materialne, ale także to, co wewnętrzne. Czasami Bóg musi mną wstrząsnąć, żebym wreszcie się ocknął, zechciał Go zauważyć i posłuchać. Przygotowuje nas tym samym na ten ostateczny wstrząs - na dzień Sądu, który czeka każdego z nas, czy to za naszego życia na Ziemi, czy to w momencie naszego przejścia z tego życia do innego. 

Po tym wszystkim przyjdzie Bóg, ujrzymy Go tak jak Jezus właśnie wskazuje, jako odkupiciela i zbawiciela, w którego już nikt nie zwątpi. To jednocześnie wielka dla nas obietnica - nie każdą burzę i nawet taki mały, własny koniec świata, powoduje Bóg, ale po każdej z nich On właśnie czeka ze swoją obietnicą, propozycją, z wyciągniętą ręką. On, najlepszy budowniczy na gruzach - potrafiący jako jedyny nadać sens temu, co po ludzku bez perspektyw, złamane, zniszczone, stracone. 

Ten fragment o aniołach posłanych do zbierania wybranych - dla mnie, w nurcie myśli o. Wacława Hryniewicza OMI, to nic innego jak zapowiedź tego, że Bóg kocha dalej, niż my potrafimy nagrzeszyć, i ludzka słabość nie będzie dla Niego przeszkodą. Nie na siłę - ale wbrew naszej głupocie i małości - spotkamy się kiedyś, z Nim. 

Drzewo figowe to ciekawy przykład, po prostu pasujący do tamtych czasów. Po to dostaliśmy rozum i oczy, aby z nich korzystać, patrzeć, widzieć i rozumieć znaki. Jesteśmy mistrzami w wyłapywaniu nic nie znaczących informacji o promocjach, wyprzedażach, okazjach i innych pierdołach - a równocześnie nie potrafimy i nie chcemy usłyszeć cichego, ale stale będącego wśród nas głosu, delikatnego Bożego zaproszenia do bycia gotowym. Tu nie ma wielkiej filozofii - trzeba tylko chcieć widzieć i słyszeć sprawy proste, ot, tak jak zmienia się drzewo figowe. 

O tej nieprzemijalności to jedne z najczęściej kontestowanych słów Biblii. Skoro miało chodzić o jedno pokolenie sprzed 2000 lat - to coś się nie zgadza. Tak? Koniec świata przysłowiowy dla Żydów nastąpił zgodnie z tą zapowiedzią, kiedy  w 70 r. n.e. Rzymianie zburzyli Jerozolimę. Legło w gruzach to, co było ich życiowym centrum, punktem odniesienia - państwo żydowskie miało odrodzić się prawie 1900 lat później, a dzisiejsza sytuacja na Bliskim Wschodzie pokazuje, że na pokój się tam nie zanosi, i jego istnienie dla wielu stoi pod znakiem zapytania. A zaproszenie Pana jest skierowane do każdego z pokoleń, jakie były, są i będą po nas.

Ale najpiękniejsze słowa Bóg zostawił na sam koniec - wielka obietnica Tego, który stwarza samym tylko słowem, zamysłem. Może się wydawać, że On już się nie liczy, że ważne jest coś innego - może. Jaki jest tylko sens licytowania się z Panem, żeby i tak na końcu przyznać Mu rację?

>>> 

Za wsparcie przy najtrudniejszym ustnym kolokwium dziękuję - jeszcze "tylko" piątkowe, i koniec :) Polecam się pamięci ok. 14:00. 

1 komentarz:

  1. ,,Niebo i ziemia przeminą, ale słowa moje nie przeminą." - jedne z najsilniejszym, najmocniejszych, dających nadzieję słów wypowiedziane przez Boga do nas. :)

    OdpowiedzUsuń