Nie ja tu jestem najważniejszy. Tylko sprzątam, przygotowuję teren. Idę przed Jezusem do miejsc, gdzie On sam niebawem zamierza pójść. To nie moje rozważanie porusza ludzi. (Marcin Jakimowicz, "Pełne zanurzenie")

poniedziałek, 22 października 2012

Jestem pod wrażeniem

Wczoraj? Tak, wczoraj pisałem o prawdzie, która wyzwala w kontekście osoby bł. x Jerzego Popiełuszki. 

Dzisiaj mamy - budujące, choć w dość przykrych okolicznościach - świadectwo o tym, jak wobec tej prawdy, także najtrudniejszej, należy stawać. Od razu, bez ociągania, po prostu. 

Chodzi o sytuację, jaka miała miejsce 2 dni temu, a której "bohaterem" stał się sufragan warszawski bp Piotr Jarecki - który w sobotę w środku dnia (!) został zatrzymany w związku z wypadkiem, który spowodował, wjeżdżając w latarnię na jednej z ulic Warszawy. W wyniku dwukrotnego badania alkomatem udowodniono mu 2,5 promila alkoholu w wydychanym powietrzu. Czeka go teraz postępowanie karne, grozi mu grzywna lub (wątpliwe) ograniczenie albo pozbawienie wolności (o ile pamiętam, art. 177 kodeksu karnego). 

Ja o wszystkim wyczytałem rano z zajawki. Pierwsza myśl - o, kolejna afera, się zacznie. A z drugiej strony - będzie nieudolne zgarnianie, zamiatanie pod dywan. Potem - miłe zaskoczenie, w połowie dnia oficjalne oświadczenie sprawcy na stronie jego diecezji. Słowa pokory, prośba o wybaczenie za zgorszenie i zawiedzione zaufanie. Oddał się do dyspozycji papieża - gest wymowny, mam nadzieję jednak, że papież nic w związku z tym nie zadecyduje, bo szkoda było by człowieka, który - popełniwszy błąd - potrafi stanąć w prawdzie i przyznać się, nazywać rzeczy po imieniu. 

Bo takich Kościołowi potrzeba. Bo o ile mniej by było słów - słusznego - zawiedzenia, goryczy i zarzutów, gdyby podobnie zachował się np. abp Juliusz Paetz czy abp Stanisław Wielgus, których sprawy (również słusznie) bulwersowały swego czasu, a tak naprawdę bulwersują do dzisiaj wobec niezrozumiałej reakcji wielu duchownych i dosłownie z uporem maniaka żałosne próby udawania, że czarne jest białe. Właśnie dzięki temu, jak zachował się bp. Jarecki, afery nie będzie - bo nie będzie ku niej powodu. Nikt w tej sprawie nie ukrywa, że było inaczej, że kierował ktoś tam, że to on był pijany (albo w ogóle nikt), itp. Jak to skomentował Tomasz Królak z KAI: To nie jest miłe, ale trudno, by miało zatrząść Episkopatem czy Kościołem. Zdarzyło się coś, co się nie powinno zdarzyć, ale mam nadzieję, że kościół i biskup wyjdzie z tego zwycięsko

I tu nie chodzi o udawanie, że się nic nie stało, poklepywanie po ramieniu - bo "swój". Chociaż, nie da się ukryć. Biskup wykazał się w sytuacji, w której - obawiam się - wielu jego kolegów nie miało by podobnej odwagi. Właśnie dlatego należy mu się szacunek i modlitwa o siły, także dla (może potrzebnego) leczenia. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz