Nie ja tu jestem najważniejszy. Tylko sprzątam, przygotowuję teren. Idę przed Jezusem do miejsc, gdzie On sam niebawem zamierza pójść. To nie moje rozważanie porusza ludzi. (Marcin Jakimowicz, "Pełne zanurzenie")

środa, 23 maja 2012

Now it's your turn

Jezus rzekł do nich: Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu! Kto uwierzy i przyjmie chrzest, będzie zbawiony; a kto nie uwierzy, będzie potępiony. Tym zaś, którzy uwierzą, te znaki towarzyszyć będą: w imię moje złe duchy będą wyrzucać, nowymi językami mówić będą; węże brać będą do rąk, i jeśliby co zatrutego wypili, nie będzie im szkodzić. Na chorych ręce kłaść będą, i ci odzyskają zdrowie. Po rozmowie z nimi Pan Jezus został wzięty do nieba i zasiadł po prawicy Boga. Oni zaś poszli i głosili Ewangelię wszędzie, a Pan współdziałał z nimi i potwierdził naukę znakami, które jej towarzyszyły.  (Mk 16,15-20)
To nie mógł być dla apostołów łatwy moment. Skończyło się prowadzenie za rękę, dreptanie za Jezusem, wpatrywanie się w Niego i piękne deklaracje. Zaczynało się to wszystko, czego mieli przedsmak w dniach Jego męki i śmierci, kiedy (pytanie, czy na pewno?) oczekiwali Zmartwychwstania. Zaczęło się życie na własną rękę, zaczęła się ewangelizacja, zaczęła się tak naprawdę ich misja. 

Dla nich sprawa była o tyle prosta, że podjęli już wybór - poszli za Jezusem. Zgadza się, wielu to kiedyś uczyniło, po czym szeregi Jego naśladowców topniały, aby w Wielki Piątek praktycznie zniknąć, ograniczając się do kilku kobiet i Jana, jedynego który wytrwał do końca. Wytrwali w tym wszystkim jednak, i usłyszeli to wiekopomne "Pokój Wam!" w wieczerniku i tylu innych miejscach, kiedy On przyszedł, aby tym pokojem napełnić ich serca, uczynić kolejny krok ku ich duchowej i apostolskiej samodzielności. 

W tych pierwszych latach więcej było wiary w ludziach, bo i faktycznie apostołowie czynili znaki porównywalne z tymi cudami Jezusa (no, może nie wskrzeszali zmarłych). Ale i złe duchy wyrzucali, i - jak Piotr już w pierwszych dniach Kościoła - przemawiali językami, o których znajomość trudno by podejrzewać poliglotów, a co dopiero prostych rybaków z Galilei, uzdrawiali także. Nieśli Jezusowe dobro, Jezusowe uzdrowienie do wszystkich, którzy go pragnęli, którzy otwierali przed Jezusem swoje serca i zapraszali Go do swojego, choćby nie wiem jak pokręconego, połamanego i pogubionego życia. A On przychodził, właśnie przez posługę apostołów. 

W tym zapisie ewangelista nie przytoczył słów "a oto jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Ale jest. Może nie było to tak oczywiste dla tamtej Dwunastki, która wpatrywała się w niebo, gdy Jezus wstępował na prawicę Boga Ojca. Dopiero po jakimś czasie mogli zrozumieć, że to już teraz, że to ich czas, że teraz nie ma wymówki, zasłaniania się Jezusem i czekania, aż On sam coś powie, aż On coś zrobi - bo to przecież Zbawiciel Pan. Teraz wszystko zależało od nich. Teraz Jezus miał tylko ich ręce, nogi, usta, i tylko nimi mógł dotrzeć do ludzi. Dlatego wyruszyli, i dlatego są w drodze ich następcy, aż do dzisiaj. 

Te dni to czas święceń kapłańskich w poszczególnych diecezjach Polski. W mojej rodzinnej diecezji odbyły się właśnie w zeszłą niedzielę. Warto pamiętać w modlitwie o neoprezbiterach - to dzięki nim, tym którzy szli przed nimi i którzy przyjdą po nich, mamy sakramenty i Eucharystię, ciągle tę samą, najświętszą. 

>>>

Mama jest po pierwszej chemioterapii, póki co jest dobrze, na razie nie jest osłabiona. 

>>>

W pracy jest masakrycznie. Przełożony przestał w jakikolwiek sposób maskować niechęć wobec mojej osoby. Jutro czeka mnie rozmowa, kto wie czy nie skończy się zakończeniem współpracy z moim pracodawcą. Co zabawniejsze, w sytuacji, kiedy zasuwam jak głupi, siedzę po godzinach. Cóż, zawsze można wymyślić zadanie niewykonalne, albo dać na coś bardzo złożonego o wiele za mało czasu, a potem mieć pretensje. Ja nie będę wieczorami i w weekendy siedział w pracy. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz