Nie ja tu jestem najważniejszy. Tylko sprzątam, przygotowuję teren. Idę przed Jezusem do miejsc, gdzie On sam niebawem zamierza pójść. To nie moje rozważanie porusza ludzi. (Marcin Jakimowicz, "Pełne zanurzenie")

poniedziałek, 2 kwietnia 2012

A jednak

Mądrość Kościoła wskazuje jednoznacznie, że liturgia Niedzieli Męki Pańskiej, potocznie zwanej Palmową, nie potrzebuje komentarza. Jest to chyba jedyny dzień w roku liturgicznym, kiedy w liturgii nie ma miejsca na homilię - co jasno wskazuje, że całość wydarzenia nie wymaga komentarza, i wręcz zabrania przerostu słów nad tym, co tak dobitnie przytacza Ewangelia. 

Mnie w tym roku jakoś szczególnie w serce zapadły te słowa, z samego zakończenia prawie: 
A zasłona przybytku rozdarła się na dwoje, z góry na dół. Setnik zaś, który stał naprzeciw, widząc, że w ten sposób oddał ducha, rzekł: I. Prawdziwie, ten człowiek był Synem Bożym. (Mk 15, 39b)
Mało to budujące, ale - lepiej późno niż wcale. Tak było wtedy, tak jest dzisiaj. Potrafimy być mądrzy po szkodzie, zrozumieć swoje błędy i prawdziwe znaczenie słów czy wydarzeń dopiero z perspektywy, później, po nich. Tak jak ten setnik. Kilka godzin wcześniej, może i nie był czynnym uczestnikiem show pt. kopnij/opluj/żuć kamieniem w Jezusa - ale brał w nim udział, szedł w tym, co my dzisiaj czcimy jako drogę krzyżową Zbawiciela. 

Ludzie do końca zeń drwili, do końca liczyli na spektakl - może ten Eliasz albo ktokolwiek inny pojawi się, zdejmie skazańca z krzyża i będzie się coś działo? Jednak nie. On nic nie zrobił. Wisiał i po prostu umarł - nawet tak szybko, że nie musieli mu łamać kolan, aby udręczone ciało szybciej się poddało, aby się udusił, wystarczyło - dla pewności - przebić serce włócznią, bo widać było że skonał. 

Wielki Tydzień to szczególny czas, kiedy wielu z nas - po dłuższej czy krótszej przerwie - staje przy kratkach konfesjonału. Może to zabrzmi brutalnie - ale jeśli idziesz tam dla zasady, bo wypada, bo mama/babcia/ktoś inny każe, nie mając co do tego przekonania - to lepiej nie idź. Nie marnuj czasu spowiednika, który wielu ma penitentów, a pewnie i sam wyczuje wodolejstwo; a przede wszystkim - szanuj Boga i potraktuj Go na serio. On nie czeka na formułkę i recytowane z bezbłędną wprawą te same grzechy od x lat, wyćwiczone. Tu najważniejszy jest żal za te grzechy i mocne postanowienie poprawy. Bóg czeka na wszystkich, ale tych którzy przychodzą, bo tego chcą, bo tego potrzebują, bo mają motywację, a nie ot tak. Czy zniechęcam? Nie, wręcz przeciwnie - zachęcam do porządnego przygotowania i dobrego przeżycia tej spowiedzi. Żeby ona była po prostu ważna. 

W Wielki Piątek pójdziemy pod krzyż, pewnie w gronie całej wspólnoty parafialnej (zwykle jest tylko jedno nabożeństwo, dla wszystkich). Postarajmy się iść tak, jak iść powinniśmy - radośnie wspominając te brutalne i krwawe wydarzenia, które przecież doprowadzą na końcu do chwili, która dla każdego z nas - paradoksalnie - tchnie nieporównywalną z niczym nadzieją. Idźmy krzyżową drogą tak, aby słowa setnika były dla nas inspiracją przez cały jej czas - a nie tylko jako błyskotliwe i słuszne zakończenie, morał czy wniosek. A jednak. Przez krzyż do zwycięstwa. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz