Nie ja tu jestem najważniejszy. Tylko sprzątam, przygotowuję teren. Idę przed Jezusem do miejsc, gdzie On sam niebawem zamierza pójść. To nie moje rozważanie porusza ludzi. (Marcin Jakimowicz, "Pełne zanurzenie")

poniedziałek, 4 lipca 2011

Dwie prośby i gorzkie żale o prostactwie

Tak się ciekawie zbiegło - w piątek napisałem o tekstach, które czytane były także we wczorajszą niedzielę. I dobrze, bo chciałem o czymś innym. 

Najpierw prośby. 
 
Za koleżankę z poprzedniej pracy. Dzisiaj widzieliśmy się przez chwilę, trzyma się dzielnie. O co chodzi? Niespełna miesiąc temu zginął jej chłopak. Co więcej, prawie na jej oczach - jechał do niej, słyszała przed domem silnik jego motoru. Został potrącony przez samochód, sprawca uciekł, a biedak zmarł praktycznie jej na rękach. Sporo środków uspokajających, jakoś do pracy chodzi, nadrabia miną... ale wystarczy spojrzeć w jej oczy. Panie Boże - ja w Ciebie wierzę i ta sprawa tego nie zmieni. Ale w takich momentach się zastanawiam. To wszystko ma jakiś sens - w tych sytuacjach, gdy umiera młody człowiek, jest on wyjątkowo mocno ukryty. Ale wierzę, że jest - i że Ty sam będziesz dla niej pokojem serca, który ukoi jej ból.

I za koleżankę z obecnej pracy. Niedługo z nią w pokoju siedzę, obserwuję. Dziewczyna 3 lata po ślubie. Męża jej na oczy nie widziałem. Jakiś miesiąc temu wyprowadziła się, wynajęła mieszkanie i zamieszkała sama. Rozmów kilka wokół tego było - sam delikatnie podpytywałem, widząc jak sytuacja wygląda - i widzę, że nie było spektakularnej zdrady, oszustwa czy czegoś, co (zaznaczam - czysto teoretycznie) usprawiedliwiało by takie posunięcie. Co więcej - zapytana, wprost powiedziała, że miała dość, a samo wyprowadzenie się ma definitywnie zakończyć ich związek i zmotywować właśnie jej męża, aby przestał walczyć. Zgłupiałem. 3 lata po ślubie? Niecałe. Ona go nie zdradziła, on jej też nie. I co? Bo nie pasują do siebie? Widzę, że to nie ma na celu jakiś przemyśleń, a po prostu doprowadzenie do - prawniczo ujmując - trwałego rozkładu pożycia małżeńskiego. Zmobilizowania drugiej strony do pogodzenia się. I za jakiś czas, zrezygnowani - rozwód, i cześć. Najgorsze - niedawno miałem okazję porozmawiać z owej koleżanki bardzo bliską przyjaciółką - która także uważa, że owa osoba popełnia wielki błąd. Więc za nią Cię, Panie Boże, proszę. Mądra dziewczyna, dobry specjalista, sympatyczna - i tak spaprać sobie chce, pokomplikować życie. Niech sobie pomieszkają z dala od siebie, jeśli muszą, ale niech się im to małżeństwo nie rozwala. Sam mówiłeś, że nic nie ma prawa niszczyć miłości przez Ciebie pobłogosławionej - więc ich ratuj. Żeby tego za kilka lat nie żałowali. 

Wczoraj pierwszy raz widziałem na oczy nowego wikariusza w parafii, gdzie niebawem zamieszkamy. Sytuacja dość dziwna - kilka lat (wiekowo i kapłaństwem) starszy od proboszcza, co nie rokuje zbyt dobrej współpracy w takim a nie innym układzie podległości. Ale - w przeciwieństwie do proboszcza (zero pomysłowości, problemy z odpowiednią nawet składnią, brak umiejętności po prostu ładnego mówienia, a co dopiero pomysłów na homilie) i młodego wikarego (kazanie = beznamiętne odczytanie moralistycznie nastawionego tekstu przyniesionego w okładeczce czerwonej) - naprawdę ładny sposób mówienia zaprezentował, ciekawą intonację, umiejętnie stosował intonację. Szkoda, że w tym kościele - beznadziejna akustyka - nie przynosiło to zamierzonego efektu. Bardzo refleksyjnie, ciekawie, inaczej. Miło się go słuchało.

Może ktoś to potraktować jako przysłowiowe gorzkie żale. Trudno, czasami trzeba. Jak proboszcz parafii, niby to na okoliczność odpustu, zabiera się za publiczne dziękowanie osobie, która przez x lat bezinteresownie zajmowała się dekorowaniem kościoła kwiatami, przy czym ta osoba skończyła ową posługę przeszło rok temu - a teraz po prostu złamała rękę osoba obecnie zajmująca się kwiatami i nie ma kto ich układać - to niech mi ktoś powie, że ma to cokolwiek wspólnego z wdzięcznością, i nie ma na celu psychicznego publicznie przymuszenia owej osoby do tego, aby zajęła się ponownie owym dekorowaniem? Tym bardziej, że przed całym kościołem mówi, wręczając kwiaty - niby to podziękowanie za tamto dekorowanie, zakończone przeszło rok temu - coś w stylu bo teraz będziemy potrzebowali pani pomocy. Żenujące, żałosne i po prostu beznadziejne. A facetowi się wydaje, że taki pomysłowy, i że mu taka osoba nie odmówi. No to się zdziwi. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz